"Fighter" - recenzja
Dodane: 13-05-2012 10:42 ()
Każdy miłośnik kina choć raz musiał spotkać się ze zjawiskiem „podkradania” czy też „zawłaszczania” wszystkich scen przez jednego tylko bohatera filmu. I pal sześć, czy mówimy tu o postaci pierwszoplanowej, czy epizodycznej. A dzieję się to w bardzo prosty sposób. Niby wszystko fabularnie idzie swoim spokojnym rytmem, losy postaci układają się w (mniej lub bardziej) jasną i spójną całość, aż tu nagle – łup jak z sierpowego! – pojawia się bohater, który skupia na sobie całą uwagę widzów i na długo nie pozwala o sobie zapomnieć.
Właśnie taką personą jest Dicky Eklund (w tej – podkreślam! - drugoplanowej roli znakomity Christian Bale), filmowy brat Micky’ego Warda (Mark Wahlberg) z obrazu „Fighter”. Narkotyki, nieodpowiednie towarzystwo i złe życiowe wybory sprawiły, że z obiecującego boksera stał się cieniem człowieka. Nie do końca jednak zdaje sobie z tego sprawę. Ba!, przekonany o swoich wielkich umiejętnościach, wraz z obrotną i pazerną mamuśką (fenomenalna, choć demoniczna Melissa Leo), trenuje swego młodszego brata. Jak łatwo można się domyślić – odbywa się to bez większych sukcesów. Micky systematycznie obrywa, Dicky stacza się coraz niżej i niżej, a film przytłacza ciężką atmosferą niespełnienia, porażki i odrzucenia. Do czasu!
W pewnym momencie (nie za wcześnie, nie za późno, lecz w sam raz dla sportowej przyszłości Micky’ego), niczym dobra wróżka z baśni, pojawia się Charlene (Amy Adams) – barmanka o niewyparzonej gębie i gołębim sercu. Jednak czy za sprawą kobiety swego życia Ward zdobędzie się na porzucenie dotychczasowej marnej egzystencji i odcięcie od rodziny, która bardziej niż o zdrowie mężczyzny dba o w miarę regularne przelewy za jego z góry przegrane walki?
Można by pomyśleć, że trzej scenarzyści „Fightera” (Scott Silver, Paul Tamasy i Eric Johnson) poszli po najmniejszej linii oporu i swój film stworzyli na bazie ogranych schematów kompozycyjnych, zasadzających się na starej jak świat zasadzie „od zera do…” boksera. Nie tędy jednak droga. Dramat sportowy „Fighter” oparty został bowiem o autentyczną historię. Z tego też powodu bliżej mu bardziej do „Wściekłego byka” niż „Rocky’ego”. Zresztą, moim zdaniem bliżej mu w tym kierunku także i dlatego, iż gra aktorska (co ważne – głownie drugiego planu, który w pełni zasłużenie został nagrodzony dwiema Nagrodami Akademii dla Bale’a oraz Leo) niejednokrotnie sięga szczytów wirtuozerii.
Dodatkowym atutem filmu jest jego surowa poetyka wizualna. Biedne, szare i brudne ulice, niedoposażone i obskurne sale gimnastyczne oraz klaustrofobiczne klitki mieszkań czy domów to obrazy, które doskonale wpisują się w całość filmu i podkreślają autentyzm przedstawianych w nim zdarzeń. Oglądając sceny treningów czy szemranych walk niemal wyczuć można ostry zapach potu i papierosowego dymu. Doskonale zagrane pod względem warsztatu aktorskiego role potęgują ów realizm i swoistą „namacalność”.
Jednocześnie muszę wspomnieć o jednym, jedynym zgrzycie (a może przysłowiowej ‘dziury w całym” – oceńcie sami), na jaki natrafiłam podczas seansu. Nawet bowiem jak na moje – co tu kryć - laickie oko w scenach walk bokserskich coś nie do końca wyglądało tak, jak powinno. Złote rady Dicky’ego dotyczące strategii boksowania brata ograniczały się do kombinacji jednego rodzaju ciosu i uniku, a przecież nie o tak prostą sprawę w tym sporcie chodzi. Zwłaszcza na poziomie do jakiego ostatecznie dotrzeć chciałby tandem braci. Sądzę jednak, że ten drobny szkopuł nie dewastuje bardzo dobrej filmowej całości.
„Fightera” polecam więc gorąco każdemu, kto lubi kino nie do końca hollywoodzkie, lecz słodko-gorzkie i przedstawiające życie w skali szarości, a nie łopatologicznego wartościowania binarnego ‘czerń lub biel’. Miłośnicy niejednoznaczności znajdą w nim naprawdę dużo dla siebie. Ich zresztą na koniec chciałabym zostawić z dość przewrotnymi pytaniami o to, kto w tym obrazie rzeczywiście zasługuje na miano „Fightera” i o co tak naprawdę toczą się tytułowe walki.
Tytuł: "Fighter"
Reżyseria: David O. Russell
Scenariusz: Scott Silver, Paul Tamasy, Eric Johnson
Obsada:
- Mark Wahlberg
- Christian Bale
- Amy Adams
- Melissa Leo
- Mickey O'Keefe
- Jack McGee
- Melissa McMeekin
Muzyka: Michael Brook
Zdjęcia: Hoyte Van Hoytema
Montaż: Pamela Martin
Scenografia: Judy Becker
Kostiumy: Mark Bridges
Czas trwania: 114 minut
Dziękujemy wydawnictwu Monolith Video za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus