Recenzja książki "Myto Ogarów. Początek" Stevena Eriksona
Dodane: 08-06-2009 10:33 ()
Steven Erikson potrafi zaskakiwać. Wydaje się, że po pisarzu, który w bezlitosny - choć bardzo dramatyczny - sposób eliminuje raz po raz ciekawe, lubiane postaci, powinniśmy spodziewać się wszystkiego. A jednak ostatnie rozdziały "Myta Ogarów" zawierają piękne, poruszające zakończenie jednego z wątków - i na dodatek takie, jakiego większość miłośników serii zapewne zupełnie się nie spodziewała. Więcej szczegółów nie zdradzę - czytelnicy, którzy znają poprzednie tomy cyklu, wiedzą, czego można oczekiwać po Eriksonowskim finale tomu.
"Myto Ogarów. Początek" kontynuuje rozpoczętą w pierwszej części opowieść o dwóch miastach, ciągnąc dwa wątki, które w znacznej części pozostają aż do końca tomu oddzielnymi motywami. Dominującą rolę, zarówno jeśli chodzi o wagę w narracji, jak i kwestię ogólnego znaczenia dla fabuły cyklu, odgrywa zachodząca w Darudżystanie magiczna konwergencja potęg. Rozpoczęty w pierwszej części, w "Mieście", wątek Czarnego Koralu i Odkupiciela staje tu raczej z boku, jest bardziej kameralny i spokojny, chociaż jego rozwiązanie w istotny sposób wiąże się oczywiście z intrygą darudżystańską. Stanowi jednak swego rodzaju spokojniejsze, refleksyjne odbicie od bardziej energicznego wątku głównego.
"Początek", podobnie jak część poprzednia, kontynuuje bardziej typowy niż w innych odsłonach cyklu, narracyjny styl opowieści. Pozornie w książce dzieje się mniej, gdy porównamy z wcześniejszymi tomami, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę samą "akcję", ale z drugiej strony bardziej ograniczone jest też przeciągnięte filozofowanie, które w przypadku choćby "Wichru śmierci" przeradzało się niekiedy w uciążliwe dłużyzny. Erikson pozwolił ponownie swoim postaciom przemawiać raczej przez czyny czy rozmowy, a nie monologi, co wychodzi na dobre tak przyjemności z lektury, jak i przesłaniu. A jeśli o takim można mówić, to jest nim rozważanie tematyki wybaczenia i pojednania, które w pewien sposób są wiodącymi motywami obu głównych wątków. Jeśli dołożymy do tego fakt, że tom ten jest chyba najmniej krwawym z całego malazańskiego cyklu, a także zawiera mniejszą ilość złośliwego, czarnego humoru, powstaje obraz powieści stosunkowo łagodnej i "humanistycznej" - jak na Eriksona oczywiście - tak w stylu, jak i w wydźwięku.
Oczywiście ta niewielka zmiana wzbudza w czytelniku pytanie, czy autor, przytłoczony rozmiarem cyklu i przedstawionego uniwersum, nie postanowił, przechodząc do końcowych etapów serii, trochę uprościć wykreowanego przez siebie świata. Rzeczywiście, można odnieść takie wrażenie: kilka rozwiązań w "Mycie Ogarów" wygląda na pospieszne zamykanie tematów, których trzeba się pozbyć, ponieważ nie będzie na nie miejsca w wielkim finale, zaś sama budowa głównego wątku powieści - moce zbierające się, przypadkiem czy umyślnie, na wielkie rozstrzygnięcie w jednym miejscu - podobna jest do zagrań z wcześniejszych tomów cyklu. Jednak te niewielkie usterki ustępują w cień przed tym, w czym Erikson jest najlepszy, i czym pozyskał sobie sporą rzeszę zwolenników - przed emocjonującym i chwytającym za serce, pełnym rozmachu budowaniem pokręconych losów świata.
korekta: Krzyś-Miś
Tytuł: "Myto Ogarów. Początek"
Autor: Steven Erikson
Przekład: Michał Jakuszewski
Wydawnictwo: Mag
Liczba stron: 641
Format: 115x185
Oprawa: miękka
Zobacz też:
Recenzja książki "Myto Ogarów. Miasto" Stevena Eriksona
Recenzja książki "Wicher śmierci. Imperium" Stevena Eriksona
Recenzja książki „Wicher śmierci. Ekspedycja" Stevena Eriksona
Druga recenzja książki "Wicher śmierci" t. 1 i 2 Stevena Eriksona
Recenzja książki "Męty Końca Śmiechu" Stevena Eriksona
Dziękujemy Wydawnictwu Mag za udostępnienie książki do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...