"Inu-Yasha" tom 10 - recenzja
Dodane: 05-02-2009 00:07 ()
Dziesiąta odsłona przygód pół-demona skoncentrowana jest głównie na ledwo zarysowanej w poprzednim tomie postaci młodej dziewczyny o imieniu Sanago, łowczyni demonów. Drugi wątek to historia wioski, z której pochodzi. Bardzo dobrze ukazana jest jej nienawiść do wszystkich przedstawicieli demonicznego gatunku, a odwieczny rywal Inu-Yashy – Naraku, jeszcze bardziej ją podsyca. Wmawia jej, że to właśnie pół-demon o psich uszach wymordował rodzinną wioskę Sanago. Nie zważając na rany doznane przy pojedynku z pajęczym demonem z poprzedniego tomu, postanawia pomścić swoich bliskich, a dzięki odłamkowi klejnotu Shikon otrzymanym od Naraku staje się realnym zagrożeniem dla Inu-Yashy.
I tu zaczyna się niezwykle długi pojedynek głównego bohatera, Miroku, Sanago oraz Naraku, który nie tylko wtrąci do końcowego efektu swoje „trzy grosze”, ale i ukaże swoje inne, dość nietypowe oblicze. Choć przez czas trwania walki fabuła wyjątkowo się nie rozwija, to jest ona warta przejrzenia, ze względy na świetną kreskę, którą uraczyła nas autorka. Szczególną uwagę zwróciłem na sposób narysowania Kirary – pupila nowej bohaterki. Rysunki tejże walki są po prostu świetne, narysowane w sposób prosty, przejrzysty, bez przesadnego cieniowania, a zarazem przyjemny dla oka. Jedyną rzeczą, która mnie lekko zdziwiła (już nawet w tomie dziewiątym) była lekkość, z jaką Sanago posługuje się blisko czterometrowym bumerangiem jedną ręką (co prawda można uznać fakt, że posiada fragment Shikon, jednak w późniejszych tomach również będzie nim walczyć bez klejnotu). Wiem jednak, że z reguły fizyka w mandze i anime działa trochę inaczej, więc powyższa wada nie jest jakimś szczególnie rażącym mankamentem.
Tom nie jest jednak po brzegi zapełniony pojedynkami. Jeżeli ktoś jest bardzo zainteresowany tajemnicą klejnotu Shikon, to ów tom uchyli rąbek tajemnicy tego, czym on tak naprawdę jest, oraz pokrótce opowie genezę jego powstania. Nie chcąc zdradzać szczegółów powiem tylko tyle, że wioska, z której wywodzi się Sanago, oraz opowieść jej samej pokazują pomysłowość autorki. Powstanie przedmiotu jest właściwie głównym motorem działań bohaterów serii. Co prawda nie musi ona być od razu zrozumiana (jest kilka nawiązań do wierzeń feudalnych Japończyków), jednak nie jest aż nadto zawiła.
Na rozdziale siódmym wątek Sanago się kończy, a zaczyna się jedna z wielu, charakterystycznych dla serii historii pobocznych. Jest to opowieść o bóstwie jeziora, na którego tutejsi mieszkańcy wioski mówią „Wodnik”. Pragnie on regularnych ofiar z młodych chłopców, co oczywiście dla tutejszych jest nie lada problemem, którym rzecz jasna nasi bohaterowie są zainteresowani. Opowieść ta jest charakterystyczną dla serii odskocznią od głównej osi fabularnej – dość przyjemną historią, opowiedzianą w odrobinę lżejszy sposób z kilkoma całkiem zabawnymi gagami. Choć nie jest to nic nadzwyczajnego, to warto się przy niej odprężyć.
Teraz chciałbym powiedzieć odrobinę o technicznych aspektach tomu. Pierwszy raz przeczytałem go w wersji angielskiej i prawdę mówiąc brytyjska wersja bardziej mi odpowiadała. Co prawda polska jest przetłumaczona poprawnie, jednak tamta pełna była żartów słownych, których w polskim przekładzie zabrakło. Warto sięgnąć po tłumaczenie, bo naprawdę niewiele ustępuje wersji angielskiej, a samo zakończenie tomu jedynie zachęca do przeczytania kolejnego tomu.
Tytuł: Inu-Yasha #10
Scenariusz: Rumiko Takahashi
Rysunki: Rumiko Takahashi
Wydawca oryginału: Shogakukan
Wydawca polski: Egmont Polska
Data wydania polskiego: październik 2007
Format: B6
Okładka: miękka, kolorowa
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Cena: 17 zł
Artykuł o całej serii znajduje się TUTAJ.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...