Recenzja książki "Próżniowędrowiec" Seana McMullena

Autor: Inken Redaktor: druzila

Dodane: 09-11-2008 17:53 ()


  Gdy wśród zielonych wzgórz wyprostują się trójnogi, a świat owionie gorący oddech broni termicznej, nie pozostaje nic innego, jak walka. Zawsze jednak znajdzie się jeszcze czas na ostatni taniec z ukochaną, szybką przemowę agitacyjną do prostego ludu, czy kilka dzbanów czegoś mocniejszego. Bo wszystko ma swoje priorytety i właśnie tego po raz kolejny trzymają się bohaterowie „Próżniowędrowca" Seana McMullena.

„Próżniowędrowiec" to trzeci tom przygód mieszkańców dziwnego świata, który być może jest jednym z księżyców Saturna, a może nie ma nic wspólnego z naszym układem słonecznym. Mieszkańcy przeszli już całkiem wiele za sprawą magicznego artefaktu, który zniszczył cały kontynent („Podróż 'Mrocznego Księżyca'"), czy potężnej broni magów („Szklane smoki"). A we wszystko zaplątana była grupka ludzi, którzy nie zawsze pałali do siebie pozytywnymi uczuciami. Tym razem ani Terikel, ani Velander czy nawet Laron nie są głównymi bohaterami powieści. Za to poznajemy bliżej jednego ze strażników, który pojawił się w niewielkiej roli w poprzednim tomie. Danolarianowi towarzyszy orędowniczka równości i sprawiedliwości Riellen, zamieniony w kota Wallas i Roval, który stara się przy każdej okazji utopić w alkoholu swoje smutki związane z nieudanym związkiem z Terikel. Przed młodym inspektorem Straży Dróg stoi trudne zadanie. Nie dość, że musi panować nad swoimi podwładnymi, walczyć ze złamanym sercem, to jeszcze na ich planecie pojawiają się statki kosmiczne z sąsiedniego Lupana.

Sean McMullen na początku książki podziękował H.G. Wellsowi za „Wojnę światów" i tym samym dokładnie określił, wokół jakiej kwestii kręcić się będzie cała powieść. Dzięki temu można się przekonać, że mimo trzymania się starego motywu, autor z dobrym pomysłem potrafi napisać coś ciekawego. Tym razem chodzi nie tyle o konflikt z obcymi, ale też o to, że człowiek potrafi się zmienić w obliczu zderzenia z niewiadomym, czy niepewną przyszłością i jednocześnie nie zgubić gdzieś po drodze samego siebie. Atak Lupanian staje się też jednym z impulsów do powstania nowego systemu politycznego.

Jak zwykle u McMullena, w powieści dzieje się bardzo dużo i szybko. Świat nie jest już dla czytelnika taką świeżością - w końcu to trzeci tom - ale może również dlatego, że tym razem akcja ma miejsce na jednym kontynencie, na Scalticarze. Główny bohater poza swoją inteligencją nie ma żadnych nadzwyczajnych mocy, co w porównaniu z wymienionymi Terikel, Velander czy Laronem (z pierwszego tomu) nadaje mu bardziej ludzkiego rysu, nawet jeśli posiada swoją tajemnicę, którą skrzętnie ukrywa. Każda z postaci ma swoje cechy indywidualne, które sprawiają, że nie są sztuczni, odciśnięci z jednej sztancy. Wallas potrafi być irytujący, była cesarzowa Wensomer rozbrajająco szczera, a Laron do szpiku kości szlachetny. Scalticar jest kontynentem urozmaiconym. Bohaterowie przemierzają wysokie góry, gdzie Danolarian zagrał zachodzącemu słońcu na dudach, co zaskarbiło mu przychylność wielu ludzi, spływają rzekami na barkach, na których Riellen ćwiczyła na owcach swoje płomienne przemowy do ludu, czy też walczą z wrogiem w stolicy swego państwa przy czynnym wsparciu prostych ludzi i mniejszych istot. Właśnie fakt, że władza nie jest w stanie stawić czoła potężnym napastnikom, jest przyczyną wielu zabawnych dla czytelnika, choć dla bohaterów mało śmiesznych wydarzeń. Kiedy pewien baron postanawia zaatakować frontalnie statek obcych, mimo informacji o strasznej broni termicznej, kiedy książę wysyła bohaterów na samobójczą akcję, by potem móc się chwalić swoim zwycięstwem, lub gdy regent oficjalnie obwieszcza, że Lupanianie... nie istnieją. W takiej sytuacji niewielkiej grupce bohaterów nie pozostaje nic innego jak wziąć sprawy we własne ręce, mimo że jednocześnie mają masę swoich problemów, które same się nie rozwiążą.

Dla fanów Seana McMullena książka jest obowiązkową lekturą. Czytana bez znajomości poprzednich tomów wciąż jest zrozumiała, choć są fragmenty, które mogą wywołać pewne zagubienie. Kim jest przewoźniczka, smocza Terikel, albo co zrobił Wallas, że został zamieniony w kota? Jednak mimo to warto sięgnąć po powieść, chociażby dla momentami sadystycznego poczucia humoru autora, który niewzruszenie wikła swoich bohaterów w niemożliwe sytuacje. Po przeczytaniu drugiego tomu sądziłam, że to już koniec. Jak widać myliłam się. Autor wydał w tym roku czwarty tom przygód mieszkańców niewielkiej planety („The Time Engine"). Możliwości na kolejne katastrofy jest wiele. Z krótkiej notki wynika, że Danolarian ponownie będzie musiał walczyć z przeciwnościami losu. Czy tym razem Sean McMullen podziękuje na początku powieści Wellsowi za „Wehikuł czasu"?

Korekta: Elanor

 

Tytuł: Próżniowędrowiec

Tytuł oryginału: Voidfarer: A Tale of the Moonworlds Saga

Autor: Sean McMullen

Tłumaczenie: Agnieszka Sylwanowicz

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Data wydania: Sierpień 2008

ISBN: 978-83-7469-823-8

Wymiary: 142 x 202 mm

Oprawa: miękka

 

Dziękujemy Wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie książki do recenzji.

 

Zobacz też:

Recenzja książki "Szklane smoki" Seana McMullena


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...