Recenzja książki "Szklane smoki" Seana McMullena

Autor: Argante Redaktor: druzila

Dodane: 02-08-2007 10:22 ()


Informacje zawarte na czwartej stronie okładki "Szklanych smoków" Seana McMullena mogą być nieco mylące. Wspomniany tam wampir Laron, który od siedmiuset lat liczy sobie lat czternaście, nie jest bynajmniej głównym bohaterem książki - funkcję tę pełnią Andry i Wallas, w trakcie opowieści zmieniający się z awanturników i włóczęgów w żołnierzy i szpiegów. Żaden z nich nie jest, jak sugeruje notka na okładce, "przesympatyczny" - nie da się zresztą tego powiedzieć o żadnym chyba z bohaterów tej powieści. Niemniej totalny chaos, w jaki wciągają bohaterów Przeznaczenie i inni bogowie, sprawia, że czytelnik chce się dowiedzieć, jak skończą się ich przygody. Szczególnie, jeśli lubi fantastykę utrzymaną w tonie humorystycznym - bo wbrew temu, co mówi okładka, w "Szklanych smokach" zdecydowanie więcej jest farsy niż melodramatu.

Z jednej strony - świat powieści to bardzo klasyczne uniwersum fantasy, ze smokami, czarodziejami, kapłankami, dworzanami, żołnierzami i szpiegami. Z drugiej - autor miał kilka ciekawych pomysłów, jak zakon metrologanek zajmujący się "mierzeniem wszystkiego, co się da", czy podział na smoki "zwykłe", będące po prostu potężnymi zwierzętami, i szklane - stworzone z ludzi za pomocą magii. Akcja rozgrywa się na kontynentach Acremy i Scalticaru Północnego. Tamtejsi czarodzieje próbują zrekonstruować Smoczy Mur, który umożliwiłby im uzyskanie boskiej potęgi. Rzecz jasna, są tacy, którym ten pomysł się nie podoba, a wśród nich metrologanka Terikel, zrządzeniem Losu odgrywająca ważną rolę w życiu bohaterów. Wallas i Andry, będący swoimi przeciwieństwami, w trakcie podróży zdobywają nowe doświadczenia i upodabniają się do siebie. Czytelnik wraz z nimi przemierza Alberin, Palion i Glasbury, obserwując, jak wpadają w tarapaty, z których wydobyć udaje im się głównie dzięki deus ex machina. To jednak nie razi - taka po prostu jest przyjęta w książce konwencja.

Książka utrzymana jest w tonie humorystycznym, opartym głównie na żartach słownych i na "zgrzytach" między pseudośredniowiecznymi realiami świata powieści a zmieszanymi z nimi licznymi elementami współczesności. Zdarzają się żarty niezbyt wysokiego lotu, szczególnie przy opisach licznych romansów bohaterów i wynikających z nich komplikacji - ale pojawiają się też fragmenty naprawdę zabawne ("Nie można było tego zjawiska pominąć, opóźnić, przenieść czy wyperswadować, lecz można było je obejrzeć z połowy świata."). Trudno zresztą oceniać poczucie humoru Seana McMullena - jedni czytelnicy z pewnością je polubią, inni, jak ja, uśmiechną się parę razy, ale skoncentrują na śledzeniu losów bohaterów.

Autor "Szklanych smoków" z pewnością wiele zawdzięcza królowi humorystycznej fantasy - Terry'emu Pratchettowi. Podobny jest nie tylko typ żartów - również niektóre elementy wykreowanego przez McMullena świata Verralu muszą się wydać znajome każdemu, kto gościł już w Świecie Dysku. Podobnie jak u Pratchetta, czytelnik ma wgląd na "drugą stronę" świata - prócz tłumu bóstw spotyka przewoźniczkę przez verralski odpowiednik Styksu, która przed własną śmiercią była przedstawicielką zupełnie innego zawodu. Stopnie wtajemniczenia magów, ich tytuły, nazwy bardziej i mniej oficjalnych miejskich organizacji, nazwy gospód, wreszcie sposób konstrukcji imion mogą skojarzyć się z pratchettowskim cyklem. I choć wiadomo, że autorowi chcącemu pisać ten typ fantastyki trudno byłoby całkowicie wyzwolić się spod wpływu pioniera gatunku, nie można się oprzeć wrażeniu, że Świat Dysku przenika Verral przez cały czas trwania opowieści - a Andry, Wallas i ich przyjaciele nieco zbyt często patrzą na rzeczywistość zdziwionym spojrzeniem Dwukwiata, a podejmując decyzje naśladują desperata Rincewinda.

Dwukwiat i Rincewind są jednak nieporównanie bardziej sympatyczni niż bohaterowie "Szklanych smoków". Wydaje się, że McMullen próbował upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i zaoferować coś zarówno miłośnikom humorystycznej konwencji, jak i tym, którzy po fantastykę sięgają dla epickich opisów. Trudno powiedzieć, czy była to udana próba. Jej skutkiem są bohaterowie nie będący ani aktorami w komedii, ani prawdziwymi ludźmi, z którymi można się identyfikować. Cynizm szerzy się w Verralu szybciej niż jakakolwiek średniowieczna epidemia. Bohaterowie zdają się z jednej strony przypominać emocjonalnie trzynastolatków, a z drugiej - patrzeć na świat z rezygnacją właściwą zgrzybiałym starcom. Wszystko to składa się na ich bardzo specyficzny system wartości, który sprawia, że trudno jest, mimo wszystko, ich polubić. Najsympatyczniejszą postacią wydaje się zakochana w Andrym wampirzyca Velander - może dlatego, że akurat jej historia opisywana jest raczej na poważnie, a sama Velander ma zbyt wiele kłopotów, żeby przysparzać ich jeszcze innym.

Książka ta to przede wszystkim dialogi - bohaterowie pomiędzy pościgami i ucieczkami z wprawą przerzucają się ripostami, czasem bardziej, czasem mniej udanymi. Opisy pełnią rolę szkieletu, na którym oparte są rozmowy - i to z rozmów dowiadujemy się wszystkiego o bohaterach i świecie. Mnogość pytań, odpowiedzi, aluzji i obelg koresponduje z szybką akcją, którą "Szklane smoki" wypełnione są od początku do końca. Bohaterowie bez przerwy gonią kogoś lub przed kimś uciekają, walczą i cudem uchodzą śmierci. Czytając trudno się nudzić, choć niektóre żarty - i niektóre postacie - są dość denerwujące. Niemniej czasami trudno doszukać się logiki w gmatwaninie wydarzeń, w której centrum znajdują się bohaterowie. Wydaje się, że nikt tak naprawdę nie ma wpływu na swoje życie, a Andry'ego i Wallasa dotyczy to przede wszystkim: mimo wprawy, z jaką radzą sobie z przeciwnościami Losu, Los zawsze potrafi ich zaskoczyć - a czytelnik musi nadążyć za kolejnymi zwrotami akcji, najczęściej w żaden sposób nie wynikającymi jeden z drugiego.

Bohaterowie "Szklanych smoków" wydają się stać na progu współczesności - i autor ani przez chwilę nie daje czytelnikowi o tym zapomnieć. Trzeba też przyznać, że przez Andry'ego i Wallasa prześwituje jednak ta gorsza strona naszych czasów. Może gdyby Verral nie był tak często odbiciem realnej współczesności, jego mieszkańcy byliby bardziej sympatyczni. Ale choć te i inne zgrzyty mogą przy lekturze przeszkadzać, książkę czyta się dobrze, nawet jeśli za wartką opowieścią nie kryje się żaden głębszy sens. Polecić można szczególnie tym, którzy przeczytali już całego Pratchetta, podobał im się i nie mają zamiaru przerywać lektury tylko dlatego, że na półce skończyły się książki.

 

Tytuł: "Szklane smoki"

 

Tytuł oryginału: „The Glass Dragon"

 

Autor: Sean McMullen

 

Tłumaczenie: Jowita Matys

 

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

 

Data wydania: 2007

 

Liczba stron: 477

 

Wymiary: 145 x 205

 

Oprawa: miękka


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...