"Hellboy: Zew ciemności" - recenzja
Dodane: 20-08-2008 21:50 ()
Tej postaci nie trzeba nikomu przedstawiać. Hellboy obecny jest w naszym kraju od 2001 roku i wciąż pozostaje jednym z flagowych tytułów Egmontu. Najnowszy, 10-ty tom przygód „piekielnego chłopca” niesie ze sobą ogromne wątpliwości. Jak dużo klimatu straciła seria po tym jak „wyrzekł” się jej sam „ojciec” Mike Mignola, ograniczający się jedynie do pisania scenariusza? Jak z tym brzemieniem poradził sobie nieznany szerzej rysownik, Duncan Fegredo? I w końcu pytanie o to, z którym tomem nastąpi zmęczenie materiału i spadek poziomu serii (w końcu to już 15 lat)? Ale po kolei...
„Zew ciemności” to 6-ścio częściowa mini seria wydana w Stanach zaledwie rok temu. Zebraną w jednym albumie uzupełniono o dwa epilogi, z których drugi wyszedł spod ołówka samego Mignoli. Akcja rozpoczyna się zaraz po morskiej przygodzie opisanej w tomie „Wyspa”. Hellboyowi udało się dopłynąć do wybrzeży Brytanii. Nie długo jednak cieszył się spokojem. Najpierw musiał rozważyć niecodzienną propozycję czarownic - zostania ich królem. Następnie zaś zostaje przeniesiony wprost do Rosji przez żądną zemsty Babę Jagę. Ta pragnąc życia Hellboya lub przynajmniej jego oka zasypuje go armią nieumarłych wojowników z Kościejem Nieśmiertelnym na czele. Nasz bohater nie jest jednak osamotniony w swej walce. Może liczyć na wsparcie Peruna, Domowoja czy Wasylisy. Mignola w następujący sposób komentuje ten album: “Zostawiamy w tyle B.P.R.D., szalonych nazistowskich naukowców oraz niektóre Lovecraft`owskie mity. Kiedy Hellboy dostanie się na stary kontynent będziemy mieli do czynienia z większą dawką europejskiego [głownie brytyjskiego i słowiańskiego – MW] folkloru, angielskimi wiedźmami, i tak dalej”.
Dlaczego człowiek odpowiedzialny za wszystko, co ma związek z Hellboyem, zrzeka się połowy obowiązków na rzecz innego rysownika? Na pewno główną przyczyną była praca nad kontynuacją filmowej adaptacji komiksu pod tytułem „Hellboy II: Złota Armia” (reż. Guillermo del Toro). Po drugie nie zrobiłby tego, gdyby nie pewność, że ten facet naprawdę się do tego nadaje. Czy Duncan Fegredo („Kid Eternity” z Grantem Morrisonem, „Enigma” z Peterem Milliganem) stał się zatem kimś więcej niż Brandon Peterson dla Todda McFarlane`a („Spawn”), czyli „kserokopiarką” stylu? Nie do końca. Rysowanie „Zewu..” musiało być dla artysty mozolnym szukaniem złotego środka pomiędzy charakterystyczną kreską „piekielnego Mike`a”, a własną tożsamością. Analiza albumu dobitnie pokazuje, że ów kompromis z zeszytu na zeszyt jest coraz bliższy realizacji. To co udało mu się jak dotąd osiągnąć to utrzymanie niepowtarzalnego klimatu serii (brawa!) i przemycenie obfitości detali subtelnie odmieniających ascetyczną kreskę Mignoli. Poza tym Fegredo okazał się być pilnym uczniem mistrza, gdyż bez większych problemów poradził sobie z dynamizmem scen walk (Hellboy vs. Kościej – rewelacja!), efektownymi eksplozjami czy „trademarkiem” Mike`a – posągami i rzeźbami. Dowodem na to, iż ten facet nadaje się do tej roboty niech będzie też fakt, że począwszy od zeszytu #6 oryginału Fegredo został oficjalnie ogłoszony regularnym rysownikiem serii.
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Mignola ograniczył swą rolę do pisania scenariusza. W warstwie rysunkowej zostawił sobie spora kontrolę nad poczynaniami Fegredo, szczególnie w pierwszych etapach tworzenia komiksu. O tym, jak bardzo artysta dbał na realizację swojej wizji przekonać się można czytając załączony do albumu szkicownik obu twórców. Mike jest także autorem okładek albumu, których galeria uzupełnia ten tom. Mignola zdaje sobie sprawę z faktu, że w jego rodzinnym kraju brakuje starych podań, legend i tym podobnych opowieści. Dlatego też garściami czerpie z osiągnięć jakie na tym polu mają ludy Starego Kontynentu. To, co w tym tomie cieszy najbardziej to śmiałe wycieczki w kierunku słowiańszczyzny. Powrót Baby Jagi, dramatyczny debiut Peruna i Wasylisy czy jakże odmienne, wschodnie wyobrażenie Śmierci to tylko niektóre z pośród mnogości arcyciekawych elementów „hellboyowskiej” Rosji. Wyrazy uznania składam w szczególności za tragiczną postać Kościeja Nieśmiertelnego. Jego pojedynek z Hellboyem to prawdziwy majstersztyk, na który zapracowali w równej mierze scenarzysta, rysownik, ale i kolorysta, Dave Stewart.
W 2005 roku Mignola zapowiedział, że: “To pierwsza z trzech blisko ze sobą związanych mini serii składających się na gigantyczną epopeję porównywalną z `Lord of the Rings`1. Jeśli to prawda to ze zniecierpliwieniem czekam kontynuację. Bo, mimo że porównywanie „Zewu ciemności” do sławnej trylogii Tolkiena jest mocno przesadzone, to jest to na prawdę bardzo dobry komiks.
1.Cytaty za „Wizard. The Comics Magazine” #165/2005
- Tytuł: "Zew ciemności"
- Scenariusz: Mike Mignola
- Rysunek: Duncan Fegredo
- Kolor: Dave Stewart
- Okładka: Mike Mignola
- Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
- Wydawca: Egmont
- Data wydania: 07.2008
- Liczba stron: 192
- Format: 170x260 mm
- Oprawa: miękka
- Papier: matowy
- Druk: kolor
- Cena: 39 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...