"Mumia: Grobowiec Cesarza Smoka" - recenzja druga
Dodane: 03-08-2008 12:59 ()
Trzecia odsłona „Mumii” to doskonały przykład pokazujący, w jakim kierunku nie powinno zmierzać kino przygodowe. Moim zdaniem, powstał całkowicie niepotrzebny triquel, psujący wizerunek całej serii.
Po latach ród O’Connellów ponownie, jakże by inaczej, budzi do życia mumię. Pierworodny syn Alex poszedł w ślady rodziców i dokonał epokowego odkrycia. Odnalazł grobowiec Cesarza Hana. Tymczasem znudzeni monotonią codzienności rodzice młodzieńca postanawiają udać się w jeszcze jedną ważną misję, aby zasmakować przygody po raz ostatni. Drogi wszystkich bohaterów splatają się w dość specyficznych okolicznościach. Sielankowe spotkanie rodzinne zostaje przerwane pojawieniem się kolejnej mumii. Tym razem zamiast Imhotepa mamy imperatora, który pragnie podbić cały świat.
Zacznijmy od podstawowych kwestii. Nie zmienia się zwycięskiego teamu, a za taki trzeba postrzegać trójkę głównych kreatorów sukcesu, którym cykl „Mumii” zawdzięcza sławę. Mowa tu o aktorach: Brendanie Fraserze, Rachel Weisz oraz reżyserze i scenarzyście - Stephenie Sommersie. Pierwszy, po licznych namowach, powrócił do uganiania się za umarlakami, pozostała dwójka powiedziała „pas”. Nie dziwię się. Weisz posiada sporo filmowych zobowiązań. Po otrzymaniu oskara za rolę w „Wiernym ogrodniku” oferty posypały się szerokim strumieniem, więc perspektywa wystąpienia w wątpliwej jakości kinie przygodowym przestała się jej podobać. Podobnie Sommers. Obecnie pracuje nad ekranizacją „G.I. Joe”, a trzeci film cyklu mógł kręcić zaraz po drugim.
W przypadku "Mumii" Sommers przeprowadził idealny casting. Nawet do roli Imhotepa wygrzebał gdzieś z podziemi charyzmatycznego Arnolda Vooslo. Była to jego całkowicie autorska wizja filmu, pomysł i realizacja. Niektórzy mu zarzucali, że w drugiej odsłonie serii jedynie kalkował pomysły z pierwszej części. Jednakże oba filmy posiadały harmonijny podział akcentów na akcję i humor, a także niezapomniany klimat opowieści. W najnowszej produkcji mamy do czynienia z mniej trafnymi wyborami.
Zastąpienie Rachel Weisz Marią Bello, moim zdaniem, stanowi wielką stratę dla serii. Obie aktorki dzielą co najmniej dwie klasy umiejętności. Natomiast żółtodziób Luke Ford, grający Alexa, musi się jeszcze wiele nauczyć od swoich bardziej sławnych australijskich kolegów (Crowe, Gibson, czy nieżyjący już Ledger), bowiem na razie nie widzę perspektyw dla tego aktora w Fabryce Snów.
Problem z postacią Evelyn wydaje się mieć fundamentalne znaczenie dla odbioru filmu. Dotychczas jej najsilniejszą bronią był intelekt. Z opresji wyciągał ją mąż, a jak jej samej coś się udało, to w wyniku zadziwiającego zbiegu okoliczności. Urok ciapowatości (pamiętna scena z drabiną w bibliotece) został zastąpiony typem kobiety walczącej ramię w ramię z Rickiem, przez co otrzymaliśmy dwójkę bohaterów o podobnych charakterach, a „stara Evelyn” zniknęła nam z widoku. Nawiązując do serialu, w którym kiedyś grała Maria Bello – „Pan i Pani Smith na tropach Mumii”.
Brendan Fraser zagrał w swoich stylu. Głupio się uśmiecha, biega, strzela i załatwia kolejne chodzące trupy. Widać, że dobrze się przy tym bawi. Same chęci nie wystarczą, a w pojedynkę trudno uratować słaby film. Aktor nie był w stanie rozwinąć skrzydeł z uwagi na przeciętną historię. Dziwi mnie szczególnie scenariusz autorstwa pary twórców, którzy zasłynęli m.in. świetnym „Smallville”, współpracują ze sobą od wielu lat przy licznych projektach i powinni bardziej czuć klimat kina przygodowego. Niestety, ich praca okazała się być zlepkiem scen generowanych komputerowo i kilku elementów mocno przesadzonych. Sama mumia z super mocami straszy… głupotą.
Aktorzy dalszego planu zawiedli całkowicie. Angaż Jeta Li posłużyć wyłącznie do zwiększenia listy płac i sławnych nazwisk w obsadzie. Kreacja jego postaci nie dorównuje do pięt Vooslo, mimo że tego pierwszego uznaję za bardziej wszechstronnego aktora. W poprzednich częściach otrzymaliśmy szereg barwnych postaci: kumpel Beni, Ardeth Bay, czy kustosz muzeum - wnosili mnóstwo czaru do filmu. To za ich sprawą mogliśmy śledzić liczne gagi czy komiczne sytuacje. Tutaj wspomniane elementy zastępują widowiskowe efekty i kolejne nonsensy. Dowcip pojawia się w gruncie rzeczy jedynie za sprawą brata Evelyn - Jonathana (świetny John Hannah), który w poprzednich częściach doskonale się uzupełniał z Weisz. W przypadku najnowszej produkcji nie ma podobnego efektu.
Zabrakło smaczków i nawiązań do starych "Mumii". Wprawdzie Jonathan nazwał swój bar „U Imhotepa” (na sali od razu zapanował śmiech) oraz pojawiają się wspominki o Bembridge’u, o którym wspominała Evelyn w poprzednich odsłonach. Mimo wszystko, wypada to bardzo skromnie przy ogromnym potencjale, wynikającym z wcześniejszych epizodów.
Od strony technicznej również nie poradzono sobie ze wszystkimi elementami. Nie podobał mi się smok, wyglądał bardzo sztucznie (daleko mu do Draco). Montażyści również się nie popisali, a irytujące zbliżenia na twarze bohaterów podczas scen walk czy dynamicznej akcji dopełniają czary goryczy. Zdecydowanie w filmowaniu walki wręcz Cohen sobie nie radzi. Można było poczuć przesyt, a nawet zmęczenie nagromadzeniem efektów specjalnych, które miały zatuszować braki w grze aktorskiej i dziurawą fabułę. Jednak bez większego rezultatu.
„Mumia: Grobowiec Imperatora Smoka”, korzystając ostatnio z renesansu kina przygodowego („Skarb Narodów”, „Indiana Jones”), miała szansę podtrzymać dobrą passę analogicznych obrazów. Mimo otwartego zakończenia, nie przewiduję dalszego ciągu. Cykl bez Sommersa i Weisz to już nie to samo. Producenci będą mieli w okolicach gwiazdki finansowe żniwa, kiedy do sprzedaży powinien trafić box DVD z całą trylogią. Zamiast niego warto zaopatrzyć się w „Mumię” z Borisem Karloffem i przypomnieć sobie niezapomnianą atmosferę klasycznego horroru.
3/10
Zobacz także:
Tytuł: "Mumia: Grobowiec Cesarza Smoka"
Reżyseria: Rob Cohen
Scenariusz: Miles Millar, Alfred Gough
Obsada:
- Brendan Fraser
- Jet Li
- Maria Bello
- John Hannah
- Michelle Yeoh
- Luke Ford
- Isabella Leong
Zdjęcia: Simon Duggan
Muzyka: Randy Edelman
Montaż: Kelly Matsumoto, Joel Negron
Kostiumy: Sanja Milković Hays
Czas trwania: 114 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...