"Mroczny Rycerz powstaje" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 31-07-2012 23:26 ()


Oczekiwania przed nowym Batmanem były ogromne. Zarówno ortodoksyjni fani postaci, jak i entuzjaści „Mrocznego Rycerza” spodziewali się arcydzieła. Poprzeczka zawieszona przez poprzedni film okazała się nie do pokonania. Christopher Nolan zrobił wszystko, aby tylko zadowolić zwolenników i przeciwników realizmu w obrazie.

Przede wszystkim jednak postawił sobie za punkt honoru domknięcie idealną klamrą historii rozpoczętej w „Batman Begins”, co niestety zemściło się na twórcy. 

Osiem lat minęło od tragicznej śmierci Harveya Denta, którego poświęcenie w walce z mafią nie poszło na marne. Cele więzienia w Gotham pękają w szwach, a policji udało się zlikwidować zorganizowaną przestępczość w mieście. Obwiniany za śmierć prokuratora Batman zaszył się w mrokach jaskini. Przez te wszystkie lata Bruce Wayne pogrążał się coraz bardziej w apatii, nie mogąc pogodzić się z poniesioną porażką. Ekscentryczny milioner stał się zdziwaczałym i tajemniczym mieszkańcem Wayne Manor, a także przedmiotem niewybrednych żartów. Sytuacja pewnie nie uległaby zmianie, gdyby nie zuchwała kradzież dokonana przez kocią włamywaczkę, która na tyle zaintrygowała byłego obrońcę Gotham, aby wystawił nos ze swojego hermetycznego świata.  Jednak to dopiero początek kłopotów zamaskowanego bohatera, bowiem zło ponownie podniosło głowę…

Można się zastanawiać dlaczego Nolan tak „nienawidzi” Gotham. Już w pierwszej odsłonie starał się zniszczyć miasto, postrzegane jako źródło wszelkiego zła, deprawacji i korupcji. Wówczas otrzymaliśmy inteligentną rozgrywkę z udziałem Ra's al Ghula. Autorzy uznali, że patent ten można z łatwością wykorzystać ponownie, nie siląc się na ukrywanie analogii. Wątek powrócił ze zdwojoną siłą, wspierany przez próbę przejęcia władzy w Wayne Enterprises (identycznie jak w „Begins”), a ostateczną machiną zagłady znowu okazała się nowoczesna technologia. Jedynie wykonawcy tego iście „chytrego planu” się zmienili, chociaż również nie do końca, gdy popatrzymy na to przez pryzmat słów „krew z krwi, kość z kości”. 

Autorzy wiedząc dokładnie, że wyczynu Heatha Ledgera nie uda im się zdublować, postanowili ożywić na ekranie prawdziwą zgubę Mrocznego Rycerza, demonicznego Bane’a. Demonicznego tylko z nazwy, bo w niczym nie przypomina on megainteligentnego przeciwnika Batmana. W komiksie to nie tylko chodząca góra mięśni, ale także przebiegły i niebezpieczny rywal, dorównujący intelektem Wayne'owi. Tymczasem w filmie trudno zaakceptować postać, której prawdziwego głosu się nie uświadczy, a maska, w założeniu mającą siać grozę, jedynie zawęziła aktorskie umiejętności Toma Hardy’ego. W momencie, gdy przez dłuższy czas słyszymy piskliwy głosik Bane’a i wywracane we wszystkie strony świata oczy aktora, scena przemowy wypada niezamierzenie komicznie. Nieporozumieniem są również starcia między czołowymi protagonistami – nudne, schematyczne, pozbawione energii, gdzie ciosy obydwóch ograniczają się do ręcznych przepychanek. To ma być Bane i Batman? Raczej niemrawo poruszające się kukiełki w przyciasnych kostiumach. Od walki wręcz między Banem a Batmanem wieje sztucznością, jak się powinno obijać przeciwników pokazał Martin Campbell w "Casino Royale".

Do zarzutów można zaliczyć wpadki realizatorskie – jak na przykład brak kontroli nad nagrywanym materiałem. I tak w ciągu ośmiu długich minut dzień zamienia się w najczarniejszą noc. Milczeniem nie można pominąć kilku nieostrych ujęć, co twórcy "Memento" raczej się nie zdarza, a także idiotycznego zachowania policjantów Gotham. Nolan i spółka zapomnieli również, że ranny człowiek krwawi, a zabity serią z karabinu będzie miał ślady po kulach i strużkę krwi. Skoro twórcy brną w realizm to powinni być konsekwentni. Inną sprawą jest, że śmierć w TDKR nabiera iście teatralnego wyrazu.

Wyjątkowo szkoda zniszczenia charakterystycznej sceny z udziałem Batmana i Seliny (słowo Catwoman w filmie nie pada). Chyba każdy widział w zwiastunie dialog, kiedy bohaterka wsiada z Mrocznym Rycerzem do pojazdu, a potem naszym oczom ukazuje się Batwing. Dialog ów byłby kapitalny, gdyby najnowsze dziecko Luciusa Foxa zostało pokazane po raz pierwszy na ekranie. Niestety komuś zabrakło wyobraźni, tudzież montaż scen pozostawia wiele do życzenia.

„Mroczny Rycerz Powstaje” gubi się w zalewie wątków, które Nolan stara się przemycać nie bacząc czy fabuła nie rozejdzie się w szwach. Użalanie się Wayne’a nad sobą, melodramatyczne i pompatyczne przemowy Alfreda, Gordon dręczony wyrzutami sumienia, niedofinansowany sierociniec, któremu stara się pomóc idealistyczny policjant John Blake czy też zabawa w zbawcę ludzkości i zapewnienie odnawialnego źródła energii. Gdzie w tym całym zamęcie miejsce dla Batmana czy Seliny? Przed kamerą przez większą część obrazu paraduje Bane, wszechmocny, niszczycielski, marionetkowy… Twórcy nie omieszkali również skomentować kryzysu finansowego, zagrożenia terroryzmem czy odwiecznego podziału na biednych oraz bogatych. Gotham odzwierciedla ponurą rzeczywistość, gdzie jedni pomnażają swój majątek dzięki układom i korupcji, a drudzy mogą tylko obserwować, czekając aż jakiś watażka poprowadzi ich do rewolucji. Pytanie tylko jak będzie wyglądał świat po takiej rewolucji?

Skłamałbym twierdząc, że „Mroczny Rycerz powstaje” nie ma plusów. Jednym z jaśniejszych punktów jest występ Anne Hathaway, która odważnie i bez kompleksów wskoczyła w skórę Seliny Kyle, nie bacząc na osiągniecie Michelle Pfeiffer. Aktorka wykreowała inną postać będącą kokietką, jak i zuchwałą włamywaczką, ale również altruistką. Hathaway nie tylko udało się okraść Wayne'a, ale jest też typową złodziejką scen. Niestety na pełny zarys postaci zabrakło już Nolanowi miejsca w tym przydługim blockbusterze. Michael Caine (kiedy nie płacze i nie mówi łamiącym się głosem) daje popis szkoły aktorskiej, podobnie jak Gary Oldman. Perełką jest również genialny epizod Cilliana Murphy’ego. Najwięcej na występie w TDKR powinna zyskać wschodząca gwiazda Josepha Gordona-Levitta. Jednak w moim odczuciu postać ta nie ma szans się wybić się z uwagi na przytłaczającą charyzmę Jamesa Gordona. Kiedy obaj policjanci są obok siebie, Blake niknie w oczach. Zatrzymując się na chwilę przy gliniarzach, przeoczeniem ze strony twórców okazało się pominięcie postaci pokroju Bullocka, Montoyi czy Allena. Szczególnie w obrazie, gdzie stróże prawa odgrywają znaczną rolę. W zamian mamy bandę niezorganizowanych żółtodziobów idących za rączkę na rzeź. Brawo panie Nolan, patos i symbol to jedno, ale logika to drugie.  

Podsumowując, Christopher Nolan nakręcił tylko poprawny film, zamknął swój rozdział historii o obrońcy Gotham (może nie tak mrocznie, jakbyśmy tego chcieli, ale zamknął). Nie uczynił tego w wielkim stylu, ale też nie ugiął się przed klątwami trzecich części. Przyrównując „The Dark Knight Rises” do wielkiej machiny, widać że poszczególne trybiki zaskoczyły, ale nie na tyle, aby ruszyć z miejsca tego molocha. Szkoda, bo potencjał historii pokroju „Knightfall” czy „No Man’s Land” nie został w pełni wykorzystany.  

Jak wygląda przyszłość Mrocznego Rycerza na srebrnym ekranie? Niełatwo, bowiem znając zakusy Warner Bros. projekt kolejnej interpretacji jednej z ikon DC na pewno leży już na biurku włodarzy wytwórni. Po co niszczyć niemal idealnie dzieło? Może lepiej skupić się na pozostałych postaciach bogatego uniwersum wydawnictwa. Mam szczerą nadzieję, że szybko nowego Batmana nie uświadczymy, a przerwa między adaptacjami sięgnie co najmniej 20 lat. A kiedy ktoś zapyta, gdzie podział się Batman, można wzorem klasyka zacytować: „Siedzi w domu i pierze swoje trykoty”.

 6/10

 

Tytuł: "Mroczny Rycerz powstaje"

Reżyseria: Christopher Nolan

Scenariusz: Jonathan Nolan, Christopher Nolan, David S. Goyer

Obsada:

  • Christian Bale
  • Gary Oldman
  • Tom Hardy
  • Joseph Gordon-Levitt
  • Anne Hathaway
  • Marion Cotillard
  • Morgan Freeman
  • Michael Caine
  • Matthew Modine
  • Ben Mendelsohn
  • Juno Temple

Muzyka: Hans Zimmer

Zdjęcia: Wally Pfister

Montaż: Lee Smith

Scenografia: Nathan Crowley

Kostiumy: Lindy Hemming

Czas trwania: 165 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...