„Strażnicy Galaktyki vol. 3” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 04-05-2023 23:59 ()


Dość wyboista okazała się droga Jamesa Gunna do domknięcia trylogii o zgrai przedziwnych indywiduów mieniących się Strażnikami Galaktyki. Afera twitterowa zakończyła się jednak dla reżysera pomyślnie i mógł przedstawić ostatni rozdział historii, którą zapoczątkował niemal dziesięć lat temu.

Mimo wszechobecnego specyficznego humoru trzecia odsłona serii uderza w nieco poważniejsze tony. Bez dwóch zdań to historia Rocketa, mroczna, przejmująca, przepełniona bólem i żalem, pokazująca bohatera od nieznanej dotąd strony. Gunn gra tutaj na emocjonalnej nucie, ale czyni to z mistrzowskim wyczuciem. Opowieść futrzastego członka drużyny chwyta za serce, a wielką pracę w tym obrazie wykonał podkładający głos pod postać Bradley Cooper. 

Do siedziby Strażników Galaktyki wpada niezapowiedziany gość w osobie Adama Warlocka. Krótka potyczka ze złotym championem wyprodukowanym przez Suwerennych kończy się dla Rocketa tragicznie. Aby uratować życie swojemu kompanowi, Strażnicy muszą wykraść dane dotyczące modyfikacji genetycznych szopa, co w konsekwencji prowadzi ich do konfrontacji z Wielkim Ewolucjonistą. Szaleńcem owładniętym manią stworzenia idealnego społeczeństwa poprzez nieetyczne eksperymenty na zwierzętach.

Nie bez powoda do tej pory niewiele mówiło się o przeszłości Rocketa. Gunn najlepsze zostawił na koniec. Wokół niezwykle lubianej postaci zbudował emocjonalną, wielowarstwową historię oddziałującą na pozostały członków ekipy wyrzutków, którzy w ciągu lat stali się monolitem walczącym w imieniu słabszych, a jednocześnie wspierających siebie nawzajem. Peter Quill cierpiący po stracie Gamory pragnie odnowić więzi rodzinne, Nebula przejmuje obowiązki zarządcy Knowhere, a Drax i Mantis – mimo że wciąż tak samo niedojrzali – zaczynają dostrzegać to, czego dotąd im brakowało. To prawdopodobnie najbardziej niedopasowani bohaterowie, ale w obliczu kryzysu poświęcą wszystko dla kompana.

Gunn precyzyjnie układa wszystkie fabularne wątki, nie ma tu miejsca na chybiony strzał. Każda z postaci dostaje odpowiednią ilość ekranowego czasu, a interakcje między Strażnikami pokazują ewolucję bohaterów wynikającą z dotychczasowych filmów. Twórca nie stoi w miejscu, wyciska z bohaterów wszystko, co może i zaskakuje. Wystarczy przypomnieć sobie scenę z poprzedniej części, w której Drax doradzał w rozterkach sercowych Quillowi i skonfrontować ją z zachowaniem postaci stworzonej przez legendarnego Jima Starlina w finale wieńczącym trylogię. Takich smaczków znajdzie się w filmie więcej. Gunn pokazuje, że w pełni panuje nad materią scenariusza, a każda, nawet najmniejsza rola czy szczegół są istotne.

Można mieć rzecz jasna pewne obiekcje dotyczące wykorzystania potencjału Adama Warlocka, ale nie jest on głównym złoczyńcą w obrazie, a z pewnością został pomyślany o przyszłych projektach. Pociągającym za sznurki antagonistą, który przyczynił się do powstania Rocketa, jest Wielki Ewolucjonista. Trawiony przez obsesję megaloman pragnący stworzyć gatunek idealny, aby zasiedlić wymarzony Eden. Przez lata bawił się w boga, a jego najdotkliwszą porażką była niespodziewana ewolucja pewnego szopa, więc teraz zamierza naprawić swój błąd. Chukwudi Iwuji w tej roli wypada złowieszczo, to przykład jednego z lepiej nakreślonych przeciwników w MCU. Unikający półśrodków, działający bez wahania i bez żadnych hamulców. Zło w najczystszej postaci. Nie można zapomnieć też o głównej zmianie, czyli tej „drugiej” Gamorze. Nie będącej członkiem ekipy i pragnącej sobie udowodnić, że nie potrzebuje rodziny. Bo tak funkcjonują Strażnicy Galaktyki. Oczywiście na swój urokliwy i popaprany sposób.

Twórca Peacemakera nie zapomniał o żadnym członku ekipy, każdy przechodzi tu jakąś przemianę, a katalizatorem tej zmiany stają się obecne przeżycia i tragiczna przeszłość Rocketa. Poważniejszy ton produkcji nie przeszkodził twórcy wnieść do dialogów mnóstwo abstrakcyjnego czy sytuacyjnego humoru, jednak widać, że tym razem mocno się powstrzymywał, zwłaszcza przy osobie Rocketa. Znakiem rozpoznawczym serii także i tu jest kapitalna ścieżka dźwiękowa udanie skrojona zarówno pod typowe sceny konfrontacyjne, jak i te mające posmak melancholijny. Nie zabrakło też standardowych dla serii cameo, czy niewielkich rólek będących tzw. złodziejami scen. Nagroda dla najlepiej wykreowanej postaci dalszego plany ląduje w łapach Cosmo.

James Gunn skończył swoją przygodę ze Strażnikami Galaktyki z przytupem. Dostarczył dzieło przejmujące, emocjonujące, a przede wszystkim angażujące widza na wielu płaszczyznach. Zachwycił budową świata, wprowadzaniem nowych postaci i wykorzystywaniem także tych, które wcześniej jedynie mignęły na kinowym ekranie. Jego trylogia to jedno z najbardziej udanych osiągnięć MCU, które powinna być brane za wzór przy produkcji kolejnych epizodów niekończącej się sagi.

Ocena: 8,5/10

Tytuł: Strażnicy Galaktyki vol. 3

Reżyseria: James Gunn

Scenariusz: James Gunn

Na podstawie komiksu Dana Abnetta i Andy'ego Lanninga

Obsada:

  • Chris Pratt
  • Zoe Saldana
  • Karen Gillan
  • Vin Diesel
  • Bradley Cooper
  • Dave Bautista
  • Pom Klementieff   
  • Chukwudi Iwuji
  • Will Poulter
  • Sylvester Stallone
  • Elizabeth Debicki
  • Sean Gunn
  • Maria Bakalova
  • Miriam Shor
  • Linda Cardellini

Muzyka: John Murphy

Zdjęcia: Henry Braham

Montaż: Fred Raskin, Greg D'Auria

Scenografia: Rosemary Brandenburg

Kostiumy: Judianna Makovsky

Czas trwania: 149 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus