„Lonesome” tom 3: „Więzy krwi” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 20-02-2023 16:34 ()


Marzec 1861 roku, niespełna miesiąc przed wybuchem wojny secesyjnej. Lonesome przybywa do Nowego Jorku odszukać senatora  Dawsona, odpowiedzialnego za wywołanie szeregu konfliktów w Kansas i Missouri, ale misja samotnego kowboja to przede wszystkim próba odnalezienia samego siebie. Poszukiwanie straconej przeszłości, w której bezwzględny polityk odegrał niebagatelną rolę, zaważy na życiu głównego bohatera. Tylko w jaką stronę przechyli się szala zwycięstwa?

Yves Swolfs w „Więzach krwi” kontynuuje wątki rozpoczęte w pierwszym tomie („Na tropie kaznodziei”) swojej westernowej serii. Jednym poświęca więcej miejsca, a innym mniej. Jednak na tyle sprawnie żongluje motywami, iż trudno przewidzieć zakończenie tej opowieści. Wielki spisek zdolny zmienić losy USA kontrastuje tu z osobistą zemstą (?) Lonesome’a i nadnaturalnymi zjawiskami (lecz zasygnalizowanymi jeszcze delikatniej niż w dwóch poprzednich albumach).

Trzeci rozdział przynosi pewne novum, ponieważ wraz z przeniesieniem akcji do prężnie rozwijającego się Nowego Jorku, zmienia się spojrzenie na ówczesny świat. Dziki Zachód ustępuje pola cywilizacji, która z każdym kolejnym rokiem sięga swoimi mackami w stronę Pacyfiku. Tu jest jej amerykańskie centrum, a co za tym idzie, nie można ot tak paradować sobie ze strzelbą i rewolwerami pośród ulic. Przyzwyczajenia starego rewolwerowca mogą go sprowadzić na manowce, a tutejsze zwyczaje mocno zdziwić.

Na szczęście w nieszczęściu, w jakimkolwiek miejscu byśmy się nie znajdowali, jest jeden uniwersalny język rozumiany przez wszystkich. Język przemocy. Bo choć elita Wielkiego Jabłka chciałaby być wolna od zgnilizny i robaków zżerających miąższ miasta, to w głębi duszy doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że postęp buduje się m.in. przy pomocy przemocy. Dlatego Lonesome czuje się tu jak w domu. I nawet jeżeli nie może działać w pełni swobodnie, to ostatecznie jego ścieżkę będą znakować kolejne trupy.

Realistyczny styl belgijskiego artysty znakomicie sprawdza się w komiksach oddających historyczne realia. Miejski krajobraz nie ma dla niego tajemnic. Swolfs dba o szczegóły, architekturę, wystrój wnętrz. Zagospodarowuje drugi i trzeci plan, ale też nie przytłacza kadrów zbędnymi detalami. Strzelaniny (a jest ich tu dużo) zyskują na atrakcyjności dzięki dynamicznej i starannej/czytelnej kresce. Śmierć w wykonaniu autora jest zawsze okrutna i wyraźna, tak jakby podążał Swolfs śladem Sama Peckinpaha, który stosując zwolnienia w swoich filmach, ukazywał destruktywny i bolesny wymiar przemocy.

Nie jest to jeszcze czas, kiedy samotny kowboj odjedzie w stronę zachodzącego słońca, przyśpiewując sobie pod nosem. Przed Lonesomem wiele pracy, aby ukarać winnych za zbrodnie przeszłości i teraźniejszości. Tylko czy Szatan i ludzie złej mrocznej woli na to pozwolą? Czas pokaże. Na szczęście główny bohater zyskał twardą jak skała sojuszniczkę. Być może dzięki temu droga ku prawdzie okaże się mniej wyboista.

 

Tytuł: Lonesome tom 3: Więzy krwi

  • Scenariusz: Yves Swolfs
  • Rysunki: Yves Swolfs
  • Przekład: Maria Mosiewicz
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data publikacji: 07.12.2022 r. 
  • Oprawa: miękka
  • Stron: 56
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Format: 216x285
  • ISBN: 978-83-281-5836-8
  • Cena: 39,99 zł

 Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus