„Łasuch. Powrót” - recenzja

Autor: Damian Maksymowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 15-05-2022 12:06 ()


Nie ten smak mają dziś jagodzianki, jak głoszą słowa piosenki. Pewne rzeczy (jak Spider-Man: Bez drogi do domu) bez nostalgii w oczach są dość pokraczne. Nie wiem, jak Wy, ale mam problem z powrotem do pewnych komiksów z lat 90. z czasów epoki TM-Semic. Autentycznie boję się, że ponowna lektura zepsuje cudowne, zatopione niczym w bursztynie wspomnienia z dzieciństwa. Oj tak, powroty nigdy nie są łatwe. Zwłaszcza do czegoś bliskiemu sercu. A żyjemy w erze powrotów do rzeczy sprzed lat, czy to na małym lub dużym ekranie, czy też w medium, jakim jest komiks. Wielkie koncerny nie biorą jeńców, jeśli sentyment pozowali wycisnąć z odbiorców tęskniących za „kiedyś to było” trochę grosza. Ów trend dotknął również moje ulubione dzieło Jeffa Lemire'a: Łasucha.

Za sterami nowego Łasucha ponownie stanął Lemire (w podwójnej roli scenarzysty i rysownika). Rysunki kanadyjskiego twórcy kolejny raz koloruje Jose Villarrubia. I tyle wystarczy w temacie oprawy graficznej. Kto czytał oryginalną serię, a jest to warunek konieczny przed sięgnięciem po Powrót, ten wie, czego się spodziewać. 

Amerykańska premiera sequela postapo ze zwierzęcymi hybrydami zbiegła się w czasie z Netflixową adaptacją poprzednika. Nie jest to pierwszy raz, gdy komiksy z wielkiej dwójki wypuszczają w podobnym czasie (tj. premiery adaptacji) nowy komiks. Zazwyczaj (a może zawsze?) chodzi jedynie o bezczelne odcinanie kuponów i kończy się jedynie na nawiązaniu samym tytułem - vide okropna II Wojna domowa. Czy i tak jest w przypadku Łasucha i mamy do czynienia ze zbędnym komiksem?

Akcja Łasuch: Powrót rozgrywa się 300 lat po znanych nam wydarzeniach. Miejscem akcji jest bunkier „W cieniu Boga”, a protagonistą chłopiec, hybryda człowieka i jelenia wyglądający jak skóra zdarta z Gusa i mający przebłyski jego wspomnień. Jednak przecież to niemożliwe, bo tamta opowieść dobiegła końca... I tak właśnie jest, bo to znowu „historia o...”: ojcu i synu, niemożności koegzystencji z powodu różnic, nadziei w okrutnym świecie, przyjaźni i końcu, który jest początkiem. To nie jest stara opowieść, ale wyrasta ona na tym, co już było. Znajdziemy w niej też swego rodzaju „Ozymandiasz move”.

Swego czasu czytałem tę miniserię w oryginale z zeszytu na zeszyt i nie miałem o niej najlepszej opinii. Ponowna lektura - tym razem w formie zbiorczej - i danie sobie czasu do namysłu, sprawiają, że oceniam Powrót lepiej niż przedtem. Nadal wolałbym samodzielną historię osadzoną w tamtym świecie, ale podoba mi się przesłanie, jakie ten komiks niesie. Nie wchodząc w szczegóły, rdzeń historii stanowi pytanie, co jest prawdą, a co kłamstwem, i jaką moc niesie ze sobą słowo, kształtowanie, ale też przeinaczanie opowieści. Umiejętny manipulator może za ich pomocą zrobić drugiemu pranie mózgu, a święte opowieści sprowadzić ze sfery sacrum to sfery profanum.

Komiks oceniam średnio, jest po prostu w porządku. Fani Łasucha nie muszą po niego sięgać, chyba że ciekawi ich zawarty tutaj komentarz do współczesności.

 

Tytuł: Łasuch. Powrót

  • Scenariusz: Jeff Lemire
  • Rysunki: Jeff Lemire
  • Przekład: Paulina Braiter
  • Wydawca: Egmont
  • Data wydania: 27.04.2022 r. 
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kreda
  • Objętość: 152 stron
  • Format: 170x260
  • ISBN-13: 978-83-281-5601-2
  • Cena: 69,99 zł 

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus