„Kingsman: Tajne służby” - recenzja wydania DVD

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Motyl

Dodane: 20-01-2022 18:31 ()


Jak dobrze wiecie, w kinach obecnie bryluje King’s Man: Pierwsza misja, będąca niejako prequelem serii, jednak przy okazji wydania DVD, postanowiłam z sentymentem wrócić do filmu, od którego wszystko się zaczęło, czyli Kingsman. Tajne służby. Czy po tylu latach ponowny seans wpłynął na moją ocenę? Raczej nie, bo mimo upływu lat, to nadal świetna rozrywka, którą ogląda się z niekłamaną przyjemnością. 

Dla tych, którzy nie znają tego filmowego uniwersum Kingsman. Tajne służby to adaptacja komiksowej serii Marka Millara i Dave'a Gibbonsa. Tytułowy Kingsman to bardzo tajna, niezależna agencja szpiegowska, która stoi na straży pokoju na świecie. Dzięki dawnemu przyjacielowi jego nieżyjącego ojca - niejakiemu  Harry’emu Hartowi aka Galahadowi, do jej szeregów ma szansę dołączyć Gary „Eggsy” Unwin. Niedługo chłopak zostaje wciągnięty w walkę, której stawką będą losy całej ludzkości…

Mimo upływu lat od pierwszego seansu film Matthew Vaughna to sprawnie poprowadzone kino akcji ze szczyptą czarnego humoru. Momentami stanowi bardzo samoświadomy pastisz kina szpiegowskiego, który korzysta z każdego schematu, jaki go charakteryzuje, a jednocześnie daje niemały powiew świeżości w tym filmowym nurcie. Komiksowa groteska, wymieszana z bondowska aurą i nutką thrillera daje nam znakomity film, który fantastycznie broni się na ekranie. Wszystko tu chodzi jak w zegarku. Każda scena i każda postać została rozpisana z pieczołowitością i estymą. Przez cały seans widać jak twórca umiejętnie żongluje poszczególnymi elementami tej specyficznej filmowej układanki. I co najważniejsze, udaje mu się ją poskładać w interesującą fabułę. Scenariusz jednak głównie stoi interakcjami i bezbłędnie poprowadzonymi dialogami poszczególnych postaci. Szczególnie można to dostrzec, gdy do słownego pojedynku stają takie postaci jak Harry Hart vs Valentine.  

Mówi się, że jakość danej produkcji filmowej wyznacza osoba czarnego charakteru. Nawet podobna kwestia pada z ust jednego z bohaterów. Valentine to mocno przerysowany (w czym zasługa znakomicie bawiącego się rolą Samuela L. Jacksona), a jednocześnie wybitnie inteligentny, niebezpieczny ekoterrorysta - megaloman. Przypominający trochę jednego z przeciwników ze starych filmów Bonda, a jednocześnie jest zupełnie niepodobny do tego rodzaju postaci, poprzez co jakiś czas, pojawiającą się u niego odrobinę czarnego humoru. Coś, co mogłoby się zdawać, nie pasuje do poważnego przeciwnika rodem z kina szpiegowskiego, a raczej złola z klasycznej kreskówki. Dla mnie to jeden z najlepszych czarnych charakterów ostatnich lat, stawiając Kingsman. Tajne służby wysoko wśród filmów jemu podobnych. 

Pozostałe postaci równie dobrze ogląda się na ekranie. Owszem, osadzone są w pewnych schematach, ale nie są papierowe, tylko pełne życia i potrafiące zaskoczyć widza, na każdym kroku. Na taki odbiór wpływa dobrze obsadzeni aktorzy, którzy fenomenalnie wywiązali się ze swoich zadań. Taron Egerton (dla którego to był debiut w wielkobudżetowym filmie), Colin Firth oraz wcześniej wspomniany Samuel L. Jackson, to trio, które stanowi trzon tej opowieści. To oni rozdają tu karty i naprawdę potrafią utrzymać na barkach całą tę zwariowaną historię. Udaje im się nie lada sztuka balansowania między totalnym kiczem i zbytnim patetyzmem. Wychodzą z tego obronną ręką, a my z satysfakcją patrzymy na ich ekranowe popisy. Fantastycznie weszli w swoje role, idealnie oddając charaktery swoich postaci. Pozostali też świetnie sobie poradzili na czele z  Michaelem Caine’em i Markiem Strongiem, którzy byli kapitalni w drugoplanowych rolach Artura i Merlina. Równie sympatycznie wypadło cameo Marka Hamilla. Sofia Boutella jako Gazelle zrobiła niemałe wrażenie. Chociaż jej rola raczej nie była zbyt duża, to jednak nie jest łatwo o niej zapomnieć, a szczególnie scenach walki. 

Jak zahaczamy o ten temat, to choreografie scen walk, to mistrzostwo samo w sobie, które ogląda się z dużą przyjemnością, zarówno jeśli to są pojedynki przypisane do postaci Colina Firtha, jak i te przeznaczone Taronowi Egertonowi. Dostajemy zarówno klasyczne bijatyki, jak i sceny rodem z filmów Tarantino, po widowiskowe sceny walk jak np. ta pomiędzy Eggsym a Gazelle pod koniec filmu. Każda z tych potyczek dostaje bardzo dobrze dobraną muzyczną szatę. 

Nie da się ukryć, że muzyka została idealnie skrojona i odgrywa kolosalną rolę w tej produkcji, niejako wprowadzając nam klimat poszczególnym scen, przy okazji bawiąc się z widzem. To zarówno zasługa wiązanki piosenek, jakie możemy usłyszeć, jak też soundtracku Henry'ego Jackmana i Matthew Margesona, który w wielu momentach przywodzi klasyczne jingle z filmów z Jamesem Bondem, ale również współczesnych motywów znanych z kina akcji czy superbohaterskiego.   

Jeżeli chodzi o wydanie DVD, to dostajemy trochę dodatków, z których najistotniejszymi są te pokazujące pracę nad filmem, czyli galeria zdjęć i wypowiedzi twórców. Szczególnie wciąga opowieść reżysera, bo na własne oczy możemy zobaczyć, jak bardzo wkręcił się w historię, jaką dla nas stworzył. Słuchając go, nieraz można się do siebie uśmiechnąć, widząc, jak dużo serca włożył w ten projekt. No i przy okazji, można samemu ocenić i skonfrontować, czy jego wizja prequelu została w pełni oddana w King’s Man: Pierwsza misja.  

Podsumowując, Kingsman. Tajne służby to taki filmowy miłosny list do starego kina szpiegowskiego, składający mu na każdym kroku hołd. Jednocześnie film Vaughna wprowadza coś nowego do tego gatunku i daje sporo radości, tym którzy zdecydują się go zobaczyć. 

Ocena: 8/10

Tytuł: Kingsman: Tajne służby

Reżyseria: Matthew Vaughn

Scenariusz: Matthew Vaughn, Jane Goldman

Na podstawie komiksu Marka Millara i Dave'a Gibbonsa

Obsada:

  • Taron Egerton
  • Colin Firth
  • Samuel L. Jackson
  • Michael Caine
  • Mark Strong
  • Sofia Boutella
  • Sophie Cookson
  • Mark Hamill

Muzyka: Henry Jackman, Matthew Margeson

Zdjęcia: George Richmond

Montaż: Jon Harris, Conrad Buff IV, Eddie Hamilton

Scenografia: Paul Kirby

Kostiumy: Arianne Phillips

Czas trwania: 129 minut


comments powered by Disqus