„Smerfy” tom 10: „Zupa ze Smerfów” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 04-06-2021 00:01 ()


 

W dobrze znanym fanom przygód Smerfów albumie (tj. „Smerfetce”) jedyna żeńska przedstawicielka tej społeczności okazała się idealnym wręcz „pryzmatem” do ujęcia w bajkowej formule niuansów natury płci pięknej. W niniejszym minizbiorku raz jeszcze otrzymujemy cząstkę tej jakże zajmującej problematyki, choć tym razem ograniczoną do wieńczącej ów album krótkiej formy („Powrót Smerfetki”). Zanim jednak będzie okazja, by się z tą sprawnie „skrojoną” historyjką zapoznać przed ewentualnymi czytelnikami tej propozycji wydawniczej istna moc atrakcji. 
 
Pierwszą z nich jest znacznie bardziej rozbudowana, tytułowa opowieść. W niej to właśnie jest okazja, by zapoznać się z debiutem jednej z najbardziej charakterystycznych osobowości serii, tj. dobrze znanym widzom słynnej dobranocki Pasibrzuchem. Wszak ustawicznie powtarzana przezeń fraza (w ówczesnym tłumaczeniu): „Pasibrzuch być głodny” zaliczała się do jednego z najbardziej charakterystycznych znaków rozpoznawczych niezapomnianego przedsięwzięcia. Na podstawie tej opowieści znać, że nieprzypadkowo, jako że komiksowy pierwowzór tej osobowości także okazał się nie do przeoczenia. Tak się sprawy mają nie tylko z racji solidnej postury rzeczonego, ale też jego problematycznej dla otoczenia nachalności. I chociaż w jego przypadku w gruncie rzeczy mamy do czynienia z nieprzesadnie umysłowo lotnym poczciwcem to jednak jego nienasycone pragnienie przyswajania pokarmów daje się we znaki zarówno Gargamelowi, jak i jego futrzanemu „chowańcowi” jak i mieszkańcom Wioski Smerfów. Krótko pisząc: pokaźną „porcją” gagów i licznych, dosyconych humorem zwrotów akcji mamy zapewnioną. Komu natomiast mało zyska sposobność na „repetę” w formule swoistych „przystawek”, tj. w zdecydowanej większości (pomijając przywoływany „Powrót Smerfetki”) jednoplanszowych śmiesznostek. Za ich sprawą będzie okazja, by m.in. przyswoić sobie metodę na tzw. gadułę oraz jak nad wyraz oryginalnie wystroić się na kostiumowy bal. 
 
Pomimo w swojej klasie statusu klasyka (pierwsze pojawienie się Pasibrzucha) „Zupa ze Smerfów” nieco ustępuje najbardziej udanym odsłonom „smerfnej serii” (vide „Smerf naczelnik”, przywoływana „Smerfetka”. Jednak tylko nieznacznie. Odpowiedzialny za tę inicjatywę twórczą panowie Peyo i Yvan Delporte nadal zachowywali świetną „kondycje” twórczą, a powstałe dzięki ich wysiłkom opowiastki z pełnym powodzeniem bawić mogą po dziś dzień. „Uniwersum” Smerfów po raz kolejny zostało wzbogacone o istotne elementy oraz przybliżono nowe szczegóły obyczajowości mieszkańców Wioski Smerfów. Można zatem śmiało rzecz, że wszystkie „składniki” tej zachowującej długowieczną świeżość „potrawy” znalazły się na właściwym miejscu. Dotyczy to także wizualnej strony tego przedsięwzięcia ujętej charakterystyczną, cieszącą oko kreską uzupełnioną pogodnymi barwami. Sprawdzony „przepis” na łączącą pokolenia dobrą rozrywkę sprawdził się zatem raz jeszcze.

 

Tytuł: „Smerfy” tom 10: „Zupa ze Smerfów” 

  • Tytuł oryginału: „La soupe aux Schtroumpfs”
  • Scenariusz: Peyo i Yvan Delporte
  • Rysunki: Peyo
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Maria Mosiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dupuis
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: styczeń 1976
  • Data publikacji wersji polskiej: 5 maja 2021
  • Wydanie II
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21,5 x 28,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 64
  • Cena: 24,99 zł



Zawartość niniejszego albumu opublikowano pierwotnie w tygodniku „Le Journal de Spirou”.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus