„Skamieniałe sny” - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 24-05-2021 20:38 ()


„Perfect Blue” to anime niemalże perfekcyjne, jedna z najlepszych – ocena mocno subiektywna - animacji jakie widział świat, a wręcz jedno z najlepszych dzieci kinematografii jako takiej. Anime, które oglądać można wiele razy i, które za każdym kolejnym zachwyca tak samo mocno – i to pomimo upływu lat, które minęły od premiery. „Millenium Actress” też swoją drogą jest niczego sobie, a obydwa wiele lat temu można było zakupić w Polsce za grosze. To jednak nie powód, dla którego o tych tytułach wspominam. Powodem tym jest nazwisko ich twórcy, a mianowicie nazwisko Satoshi Kon, który to artysta je wyreżyserował. Obydwa tytuły zachwycały atmosferą, przemyślanym scenariuszem, głębią ukazywanych bohaterów czy nietuzinkową akcją. Co ciekawe jednak Kon tworzył również mangi („Opus” wielu z was zapewne już zna) i tu przechodzimy do sedna sprawy, a mianowicie „Skamieniałych snów”, których to jest autorem, a który to tytuł miał swoją premierę w ostatnich tygodniach za sprawą „Waneko” i ich serii jednotomówek.

Tak jak wspomniałem wcześniej, twórczość Satoshiego Kona charakteryzowała się niezwykle pożądanymi cechami, jak ogromny realizm, umiejętnie budowana dramaturgia, wielowymiarowi bohaterowie, ale też częste przekraczanie bariery między jawą a snem. To wszystko sprawiało, że jego filmy animowane były tak wspaniałe i tak lubiane. Czy podobnie jest w wypadku tworzonych – a konkretnie w „Skamieniałym mieście” - przez zmarłego w 2010 roku mangakę komiksach? Cóż, i tak i nie. Pisząc w sposób mocno uproszczony.

Wydana w Polsce przez Waneko manga to tak naprawdę zbiór kilkunastu historii tworzonych i publikowanych przez autora w różnorakich czasopismach w latach 80. Nie jest to więc spójna historia, a zlepek krótszych form, które nie są ze sobą w żaden sposób związane. I to trzeba podkreślić z całą świadomością, gdyż obok historii – nazwijmy to umownie – samurajskiej, mamy też obyczajową historię akcji, „okruchy życia” czy science fiction. Jak widać, rozstrzał tematyczny jest znaczący, co w pewien sposób pozwala przyjrzeć się warsztatowi autora, ale też dostrzec zalążki tego, co prezentował później w reżyserowanych przez siebie animacjach. I rzeczywiście często skupia się w nich na ludzkiej naturze, na ukazaniu zwykłego życia w niezwykły sposób i na kreacji swoich bohaterów. Skrócona forma wymaga jednak kompresji pomysłów i na pewno nie jest to taki Kon, jakiego znamy choćby z „Perfect Blue”, bo siłą rzeczy być nie może. Nie ta ilość miejsca, jeszcze nie te umiejętności. Czy to źle, że poszczególne historie nie są ze sobą powiązane? Nie. Czy po lekturze, któraś z nich zapadnie wam szczególnie mocno w pamięć? Raczej też nie. Zbiór ten i zawarte w nim historie nie mają albo trudno się w nich doszukać motywu przewodniego. Tutaj siłą każdej z historii są bohaterowie ukazani często w niezwykle przeciętnych momentach podczas normalnych czynności. Mimo tego braku szczególnie zapadającego w pamięć motywu śledzenie tych historii sprawia jednak frajdę, choćby ze względu na realizm większości z nich. Pisząc realizm, nie mam może do końca na myśli historii zawartych w świecie „Akiry” tak TEJ mangi dziś już owianej kultem. Satoshi Kon i w tym wątku dorzuca swoje trzy grosze, do czego ma pełne prawo, gdyż współpracował na początku swojej drogi z samym Katsuhiro Otomo. Już samo to zapewne dla wielu z was będzie języczkiem u wagi, który skłoni do sięgnięcia po ten mangowy zbiór. I mam takie wewnętrzne przeczucie, że tytuł ten nie zawiedzie was, a jednocześnie zaoferuje wam nieoczywistą rozrywkę mangową z wysokiej półki. I choć mogę sobie wyobrazić czytelników, którym manga nie przypadnie do gustu w pełni, bo będą oczekiwali czegoś innego, bardziej charakterystycznego i zapadającego w pamięć, to gdzieś tam na końcu i tak zapewne dojdą oni do wniosku, że to przecież Satoshi Kon, artysta, który potrafi zachwycić. I potrafi przypaść do gustu również tym zbiorem, tak różnorodnym, stawiającym na pierwszy miejscu ludzką naturę, a przy tym przemyślanym, niekiedy minimalistycznym, a często bardzo inteligentnym.

Fakt, że mangi z tego zbioru tworzone były w latach 80., niesie za sobą pewne konsekwencje, które dla wielu będą kolejną zaletą, a część czytelników - zanim zajrzy do mangi – stwierdzi, że to nie dla nich. Mam tu na myśli np. oprawę graficzną, która z jednej strony w pewien sposób przypomina to, jak rysuje Junji Ito (oczywiście wtedy, gdy akurat nie stara się nam obrzydzić reszty dnia swoimi bezkompromisowymi rozwiązaniami i scenami gore), ale z drugiej osobiście też skojarzyłem jego kreskę z tym, co pokazywał taki Kenshi Hirokane w wydawanej wiele lat temu mandze „Tu Detektyw Jeż”. Czuć po prostu w tej mandze klimat ówczesnych lat, co należy traktować jako sporą zaletę. Nie ma tu więc przesadzonych ozdobników, ale mamy kunszt, dopracowane i tradycyjne kadry oraz zręczne operowanie kreską zarówno w scenach dynamicznych, jak i tych bardziej statycznych. I to bez znaczenia czy Kon opowiada o samurajach, czy o „Akirze”.

Cóż mogę dodać na koniec. Jeśli jakimś cudem nie widzieliście do tej pory „Perfect Blue”, to czym prędzej nadrabiajcie zaległości. Idę o zakład, że z miejsca zostaniecie wówczas fanami twórczości Satoshiego Kona, a wówczas nie trzeba was będzie namawiać do zakupu tej mangi. Jeśli obraz ten znacie to i „Skamieniałe sny” zapewne już przeczytaliście. Jeśli jednak nie śpieszy się wam do poznania, czym zaskarbił sobie serca fanów Japończyk, to napiszę wam, że być może nie jest to tytuł, który zawojuje polski świat mangowy, ale jest to na pewno warty poznania i przeczytania. Są bowiem nazwiska, które gwarantują rozrywkę na najwyższym poziomie i kimś takim jest właśnie Satoshi Kon.

 

Tytuł: „Skamieniałe sny” 

  • Scenariusz: Satoshi Kon
  • Rysunki: Satoshi Kon
  • Wydawca: Waneko
  • Tłumacz: Anna Karpiuk
  • Premiera: 27.04.2021 r. 
  • Oprawa: miękka
  • Format:  195 x 133 mm
  • Papier: offset
  • Druk: cz-b
  • Stron: 400
  • ISBN-13: 9788380969636
  • Cena: 31,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus