„Moonshadow” - recenzja
Dodane: 26-04-2021 20:33 ()
Komiks pierwotnie ukazał się pod banderą Marvel Comics, a dokładnie pod ówczesnym imprintem Domu Pomysłów: Epic. Miało to miejsce w drugiej połowie lat 80.. Niemal dziesięć lat później komiks zawędrował do DC, gdzie w ramach Vertigo doczekał się pisanego prozą i opatrzonego malowanymi ilustracjami sequela. I wreszcie w 2019 roku, tym razem nakładem Dark Horse Comics „Moonshadow” ukazał się w takim kształcie, w jakim do rąk dostają go polscy czytelnicy. Co niektórzy mogą pamiętać, że przymiarki do wydania tego tytułu na polskim rynku już były, wtedy jednak plany spaliły na panewce. Przeszło ponad dekadę temu do publikacji „Moonshadow” przymierzała się wrocławska oficyna wydawnicza Manzoku, jednak jej przedwczesna śmierć w 2013 roku ukróciła te zaszczytne plany. Po tej wiadomości nabyłem komiks w oryginale i zrobił on na mnie wówczas ogromne wrażenie. Siadając ponownie do lektury, miałem obawy, czy to, jak dobrze go zapamiętałem, przetrwało próbę czasu.
John Marc DeMatteis znany jest przede wszystkim z takich komiksów jak „Spider-Man: Ostatnie łowy Kravena” i serii „Justice League International” pisanej wspólnie z Keithem Giffenem. W moim mniemaniu żaden z tych komiksów nie daje świadectwa talentu DeMatteisa tak, jak „Moonshadow”. Ta powieść graficzna napisana w formie bildungsromanu świadczy o jego pisarskiej wirtuozerii wykraczającej poza ramy tego, co zazwyczaj nazywamy komiksem. Niezwykła historia coming of age pisana jest inaczej niż komiksy, do których przywykliśmy, albowiem nie uświadczymy tu prawie normalnych dialogów - króluje mowa zależna. Zapomnijcie też o dymkach czy dobrze znanych ramkach, to nie jest typowy komiks, a literacko-malarski eksperyment. Rysunki to malowane akwarelami obrazy, których autorem jest Jon J Muth. Jego prace są w zależności od potrzeb wykraczające poza granice wyobraźni lub niezwykle intymne, wręcz liryczne. Samo przeglądanie dostarcza przeżyć estetycznych i można sobie tylko wyobrazić, jakie wrażenie w trakcie publikacji w USA zrobił „Moonshadow”, będąc pierwszym w pełni malowanym komiksem na amerykańskim rynku. Efekt wspólnej pracy DeMatteisa i Mutha to udane małżeństwo literatury i sztuki. Wszystkie te składniki i sama fabuła zapewniają czytelnikowi magiczne chwile podczas obcowania z tym wybitnym (bez dwóch zadań) dziełem.
„Moonshadow” to niestroniąca od humoru inteligentna baśń - dziejąca się we wszechświecie tylko trochę podobnym do naszego - o życiu chłopca imieniem Moonshadow - syna ziemskiej kobiety z pokolenia „dzieci kwiatów” i... kosmicznej, uśmiechniętej żółtej gęby. Historia o dorastaniu rozgrywa się od momentu poczęcia aż do późnej starości. Nie jest to pozycja, którą czyta się za jednym posiedzeniem, należy ją dawkować stopniowo, by móc przemyśleć przeczytany fragment i docenić piękno opowiadanej historii. Wzruszająca opowieść snuje się niczym z pogranicza jawy i snu, a my zanurzamy się w nią wraz z narratorem (Moonshadow w podeszłym wieku). Oprócz niego bohaterami są jego czarny kot Frodo i włochaty stwór Ira - nierób i erotoman. Chłopiec do piętnastego roku życia wychowywał się w kosmicznym zoo, gdzie masowo pochłaniał wszelkie książki z przepastnej biblioteki, które ukształtowały jego romantyczną duszę. Właśnie w piętnaste urodziny enigmatyczny ojciec wypuszcza go i chłopak wyrusza w niesamowitą podróż.
Chłopiec prezentuje sobą postawę bohatera romantycznego, serce często bierze u niego górę nad rozumem. W krótkim czasie Moonshadow zaznaje wolności i uwięzienia, śmierci bliskich i pragnienia nawiązania ojcowskiej więzi, horroru wojny, zemsty, przyjaźni i zdrady, seksualnej inicjacji i miłości - w niestandardowej życiowej kolejności.
Komiks stanowi w pewnym stopniu gloryfikację literatury. Oprócz biblioteki, gdzie Moonshadow spędził dzieciństwo, dobitniej zauważymy to na początku każdego z rozdziałów, które zaczynają się literackimi cytatami. „Moonshadow” to wspaniała filozoficzna baśń o drodze tytułowego bohatera do przebudzenia. Jedna z niewielu amerykańskich powieści graficznych, która przemówiła do mnie jako odbiorcy tak intensywnie. Po przewróceniu ostatniej strony i wyrwaniu się z zadumy doznałem katharsis na gruncie literackim. Kultura wysoka pełną (żółtą) gębą, polecam.
Pop! Puf! Ping!
- Scenariusz: J.M. DeMatteis
- Rysunki: Jon J Muth
- Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
- Wydawnictwo: Mucha Comics
- Premiera: 15 kwietnia 2021 r.
- Liczba stron: 512
- Format: 180x275 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- ISBN 978-83-66589-31-5
- Wydanie pierwsze
- Cena okładkowa: 199 zł
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus