„Amazing Spider-Man Epic Collection”: „Ostatnie łowy Kravena” - recenzja

Autor: Dawid Śmigielski Redaktor: Motyl

Dodane: 17-04-2021 22:47 ()


Długo musieliśmy czekać, zanim jakaś polska oficyna postanowiła na dobre ruszyć z wydawaniem klasycznych przygód Spider-Mana. Po upadku Mandragory, a co za tym idzie przerwaniu publikacji „Essential. The Amazing Spider-Man” jedyne, co nam zostało to wyrywki, które oferowało Hachette w ramach „Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela”. Jednak dwa lata temu, kiedy w ofercie Egmontu znalazł się album prezentujący wszystkie zeszyty tworzone przez Todda McFarlane’a do serii „Spider-Man”, odżyła nadzieja na częstsze spotkania z Przyjacielem z Sąsiedztwa i jego losami sprzed ery bankructwa Marvela. Wiele wskazuje na to, że w końcu doczekaliśmy się upragnionych czasów, ponieważ Egmont w tym roku zaplanował trzy tomy „The Amazing Spider-Man” z linii „Epic Collection”, a pierwszym z nich jest niniejszy zbiór zawierający komiksy z lat 1986-1987.

W przeważającym stopniu jest to materiał znany starszym czytelnikom, ponieważ większość zeszytów składających się na omawiany tom została wydana przez TM-Semic. To sytuacja nie do uniknięcia w przypadku takich publikacji, ale nie powinna ona stać na przeszkodzie marketingowego sukcesu owej inicjatywy, wszak komiksy TM-Semic ukazywały się tak dawno, że dla większości młodszych czytelników będzie to zderzenie z czymś zupełnie nowym, zarówno pod kątem fabularnym, jak i budowania historii. Trudno bowiem porównać estetykę lat 80. ubiegłego wieku i samą postać Petera Parkera z komiksami, które ukazują się na naszym rynku w ramach linii „Marvel Now” i czy innych współczesnych projektów Domu Pomysłów.  

Rzecz jasna to ten sam bohater, ale narracja, jaką operują tu autorzy, jest dużo spokojniejsza, wolniejsza, bardziej poukładana i poważniejsza, w przeciwieństwie do dzisiejszej chaotycznej, dyskotekowej, poszatkowanej warstwy scenariuszowej i wizualnej. Życiowy pech i użalanie się Parkera nad samym sobą są znakiem rozpoznawczym tych komiksów. Cokolwiek się zdarzy –  dobrego czy złego –  zawsze ma swoje drugie, zazwyczaj gorsze dno. Autorzy przeważnie potrafią wszystko sensownie poukładać i uwiarygodnić dziejące się tu wydarzenia. Umiejętnie budują dramaturgię, co  jakiś czas obdarzając fotografa pracującego dla Daily Bugle chwilą spokoju i radości, by za moment zesłać na niego kolejną tragedię. Ta często nieco zbyt naiwna, a czasem nazbyt pompatyczna telenowelowość przygód Spider-Mana z tego okresu jest najsilniejszą stroną serii. Te wszystkie dręczące go problemy miłosne i finansowe, czy wieczne rozdarcie między działalnością superbohatera i odpowiedzialnością za innych a egzystencją zwykłego chłopaka pragnącego cieszyć się życiem takim, jakim jest… Parker to typowy everyman mierzący się z doskonale nam znaną rzeczywistością. Dlatego jego przygody są tak bliskie czytelnikom.

Jego wewnętrzne cierpienia przebijają się nawet przez ścianę z pajęczyny i grad przyjmowanych ciosów od Hobgoblina czy Spider-zabójcy Alistaira Smythe’a. Walka często schodzi na drugi plan, ba myślę, że gdyby nie wymóg konwencji atrakcyjnego widowiska, to śmiertelne pojedynki z czarnymi charakterami mogłyby zostać zmarginalizowane do minimum, a fabuła nic, a nic by na tym nie straciła. Wystarczy zapoznać się z zeszytem 290. „The Amazing Spider-Man”, w którym główny bohater musi uratować chłopca wziętego na zakładnika przez jednego z pospolitych rzezimieszków, a jednocześnie ocalić bezcenny kawałek własnego dzieciństwa. Nie ma tu nic efektownego, a jednak numer ten czyta się z nieskrywaną przyjemnością, tak jak pełen uroczej infantylności i „The Amazing Spider-Man Annual” 21., czyli zeszyt, w której Peter i Mary Jane biorą ślub. Nie trudno sobie wyobrazić, że tak ważne wydarzenie, zgodnie z prawidłami gatunku, powinno zostać zakłócone przez jednego z arcywrogów Spider-Mana, prawda? Jednak o dziwo zrezygnowano z tego typu zagrania, a skupiono się na uczuciach przyszłych małżonków – strachu i niepewności przed przyszłością, przed decyzją, która zmieni cały ich dotychczasowy świat.

Omawiany album  to również ciekawy przykład na to, jak urozmaicona i różnorodna była wówczas oferta z przygodami Człowieka Pająka. Z jednej strony zdarzały się koszmarnie napisane potworki w stylu otwierającej ten tom historii „Człowiek roku” (Ken McDonald, Mark Beachum), czy przemelodramatyzowane i rozciągnięte  do przesady spotkanie Spider-Mana z Wolverine'em. Z drugiej strony na łamach pajęczych serii zaprezentowana została opowieść wybitna, a mianowicie „Ostatnie łowy Kravena”, która jest gwoździem programu omawianego zbioru. Zadziwiające jest zderzenie dwóch różnych światów. Skostniałego, bezpiecznego i przewidywalnego  reprezentowanego przez Davida Michelinie i jego kolegów z czymś zupełnie nowym, dzikim i wyjątkowym, za czym stał J.M. DeMatteis. To niesamowite jak ogromna jest skala w różnicy talentu i umiejętności między tym najwybitniejszym scenarzystą w dziejach Spider-Mana a większością pozostałych piszących jego przygody. Już pierwszy kadr „Ostatnich łowów Kravena” rysowany przez Mike’a Zecka sugeruje, że oto mamy do czynienia z zupełnie inną estetyką i historią wykraczającą poza przeciętność.

Trzeba przyznać, że Sergei Kravinoff nie należy do najbardziej udanych postaci z szerokiego panteonu wrogów Spider-Mana. DeMatteis jednak uczynił z niego jednostkę tragiczną, człowieka postawionego pod ścianą, który zamierza stoczyć decydującą batalię z upokarzającym go przez lata Pająkiem. Potomek rosyjskich emigrantów pragnie odzyskać utracony honor i odejść z tego świata w spokoju i spełnieniu. Ale rytuał polowania na największego przeciwnika, z jakim przyszło mu się zmierzyć i jego metaforyczna śmierć nie zaspokoją myśliwego. Kraven zamierza przywdziać kostium Pająka, zająć miejsce obrońcy Nowego Jorku i udowodnić, że jest lepszym Spider-Manem od prawowitego nosiciela tego przydomka. Żywcem składa Petera Parkera do grobu, skazując go na najtrudniejszą walkę, którą przyszło mu stoczyć, walkę z samym sobą.

DeMatteis tworzy depresyjną historię wypełniona symboliką i tajemniczymi obrzędami, opowiadając o świecie, który albo już odszedł do lamusa, albo w najlepszym przypadku jeszcze dogorywa. Czyni z Kravena orędownika przeszłości. Człowieka obłędnie racjonalnego z doskonałym planem pokonania swojego wroga. Prawdziwego arystokratę wśród złoczyńców, mężczyznę z krwi i kości, którego poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna. Liczą się zwycięstwo i honor. Nic więcej.  Za sukcesem tej opowieści stoją również Mike Zeck współpracujący z inkerem Bobem McLeodem i kolorystką Janet Jackson. Jej karty zgodnie z wytycznymi lat 80. poprzedniego stulecia skąpane są w mroku, który miał dodawać powagi poszczególnym komiksom, lecz w tym przypadku to nie sztuka dla sztuki. Wszystkie środki estetyczne naturalnie wpleciono w fabułę, będąc świadomym ich możliwości. Czarny kostium Spider-Mana nareszcie został w pełni wykorzystany – stapia się z otoczeniem, znika w cieniu, wywołuje strach u przeciwników, a także pełni funkcję swoistego garnituru pogrzebowego. Realistyczna kreska rysownika, obfita czerń McLeoda i ponura paleta barw Jackson, tworzą razem ciężką, żałobną atmosferę. Zeck znakomicie operuje rozmiarami kadrów, nadając historii szaleńczego rytmu. Wywołuje uczucia matni, strachu i bezsilności. Śmierć czai się na każdej planszy. Ta zaplanowana, metaforyczna, dzika i krwiożercza. A całość została skąpana w strugach lejącego deszczu zmywającego krew z chodników, brud z ubrań i winy z udręczonych dusz.

Nie wszystko udało się DeMatteisowi w „Ostatnich łowach Kravena”. Za mało poświęcił miejsca Mary Jane i jej przeżyciom, ale mimo tego, to zdecydowanie jedna z najważniejszych i najlepszych historii ze Spider-Manem w roli głównej. Wybór tego tomu do zainaugurowania linii „Epic Collection”, to bez wątpienia bardzo dobra decyzja Egmontu. Czytelnicy zostają wprowadzeni w różnobarwny komiksowy świat Petera Parkera, chłopaka uwielbiającego dramatyzować w swoich monologach, obwiniać się za zło całego świata i rzucać czerstwymi żartami w kierunku swoim przeciwników. Za takim Spider-Manem tęskniłem.

 

Tytuł: Amazing Spider-Man Epic Collection: Ostatnie łowy Kravena

  • Scenariusz: Peter David, J.M. DeMatteis, Ken McDonald, David Michelinie, James C. Owsley
  • Rysunki: Mark Beachum, Mark Bright, Steve Geiger, Alan Kupperberg, Tom Morgan, John Romita Jr., Paul Ryan, Alex Saviuk, Michael Zeck
  • Przekład: Marek Starosta
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 24.03.2021 r. 
  • Oprawa: twarda
  • Druk: kolor
  • Papier: kreda
  • Objętość: 468 stron
  • Format: 170x260
  • ISBN: 978-83-281-6036-1
  • Cena: 129,99 zł

 Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksów do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus