„Storm” tom 9: „Pokręcony świat. Roboty z Danderzei” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 08-10-2020 11:29 ()


W trakcie prezentacji perypetii Storma i Rudowłosej (a od pewnego momentu także Nomada) scenarzyści, którym dane było współpracować z Donem Lawrence’em, poprowadzili swoich czytelników ku krainom tak niezwykłym, że zdawało się, iż o bardziej ekstrawaganckich konceptach nie może być już mowy. Jak się jednak okazuje, pochodna ludzkiej wyobraźni niezmiennie potrafi zaskakiwać i tak właśnie sprawy mają się w przypadku niniejszego zbioru.

Już zresztą u zarania tegoż cyklu Martin Lodewijk dał do zrozumienia, że dysponuje niepoślednią wyobraźnią, a decyzja, by miejsce akcji przenieść ku odległym strefom wszechświata, w uwarunkowanej kompletnie odmiennymi (a co za tym idzie: częstokroć nieprzewidywalnymi) prawami fizyki Pandarwii, wygenerowała dla zdolnego scenarzysty ogrom nowych możliwości. Rzeczony nie zmarnował tej szansy i tym sposobem każdy kolejny epizod być może najbardziej znaczącego wkładu holenderskich autorów (posiłkowanych rzecz jasna przez brytyjski „import” w osobie Dona Lawrence’a) w rozwój komiksowego medium okazywał się lekturą w pełni satysfakcjonującą. Jak się jednak okazuje im dalej, tym lepiej i tym sposobem wraz z tomem dziewiątym niniejszej edycji, otrzymaliśmy dwie, prawdopodobnie najbardziej widowiskowe opowieści spośród dotąd zaprezentowanych odsłon tej serii. O ile bowiem za swoisty punkt wyjściowy dla tego przedsięwzięcia posłużyły motywy zaczerpnięte z realizacji science fiction okresu tzw. pulpy (m.in. „Flash Gordon”, „Buck Rogers” oraz cykl „Barsoom” Edgara Rice’a Burroughsa), o tyle Lodewijk pozwolił sobie (przy równoczesnym zachowaniu „posmaku” awanturniczej konwencji) przepędzić bohaterów serii po obszarach dotąd przez nich nieeksplorowanych. Przy czym przyznać trzeba, że pomysły na tzw. entourage w przypadku obu zaprezentowanych w zbiorze opowieści okazały się wielce wysublimowane. Niemniej po kolei.

Zmierzając pociągiem przez tzw. Pustynię Rzeźb Storm, Rudowłosa i Nomad oczywiście nie przypuszczają, że już za niebawem przed nimi kolejna przygoda. Natłok przypadków sprawia bowiem, że stacja końcowa (znana pod intrygująco brzmiącą nazwą Półdrogi) finalną okazuje się tylko pozornie. A to z tego względu, że za murem wznoszącym się na terenie tej placówki znajduje się portal do tytułowego Pokręconego Świata. W tym właśnie miejscu rozpoczyna się właściwa opowieść, jako że w efekcie poczynań grupki złoczyńców pociąg z nieprzytomną Rudowłosą na pokładzie przebija się przez wspomniany mur. Oczywiście nie ma opcji, aby towarzysze rezolutnej niewiasty (w tym zwłaszcza Storm, z którym łączy ją więcej niż tylko koleżeńska relacja) zostawili rzeczoną w potrzebie i w konsekwencji ruszają oni jej tropem. Jak zapewne nietrudno się domyślić w Pokręconym Świecie czeka ich moc nieprzewidzianych i równocześnie niezamówionych „atrakcji”.

Nie mniej widowiskowo sprawy mają się w drugiej z zawartych tu opowieści, tj. „Robotach z Danderzei”. Znowuż zresztą bohaterskie trio w nurt intrygi wplątane zostaje bez swojej wiedzy i zgody. Tym razem padają oni ofiarami handlarzy niewolników trudniących się dostarczaniem swojego „towaru” przedstawicielom cywilizacji myślących maszyn. Dla nich bowiem „mięsne” istoty to niespotykana i rzadka atrakcja. Jak się jednak okazuje, nie wszyscy spośród ich grona podzielają ów pogląd. Stąd ubezwłasnowolniony Storm i jego przyjaciele w zmaganiach o odzyskanie wolności zyskują cennego sojusznika.

Niniejsze opowieści były już raz polskiemu czytelnikowi prezentowane. Miało to miejsce w pierwszej połowie 2002 r. i miały one stanowić deklarowaną przez Tomasza Kołodziejczaka kilkanaście miesięcy wcześniej przemożną chęć publikacji tej serii w zdecydowanie lepszej jakości edytorskiej, niż miało to miejsce w przypadku magazynu „Komiks” w roku 1993. Niestety wówczas seria nie przyjęła się i owa inicjatywa dobiegła końca wraz z publikacją ledwie trzech pełnowymiarowych albumów (plus jeden w odcinkach na łamach „Świata Komiksu”), w tym dwóch tu zawartych. Ich nakłady dawno już są wyczerpane i cieszy okoliczność, że ponownie trafiły one do dystrybucji w poprawionym tłumaczeniu. Choćby z tego względu, że czytelnicy, którzy dotąd nie mieli sposobności zapoznać się z tymi fabułami, teraz takową zyskali. A nie da się ukryć, że warto, bo naznaczona błyskotliwą przewrotnością wyobraźnia Martina Lodewijka w tym przypadku przejawiła się szczególnie udanymi historiami. Stąd wręcz roi się tu od surrealnych konceptów oraz napięcia na tle odnalezienia się protagonistów w kompletnie odmiennych i często skrajnie niebezpiecznych realiach. Te zaś jak zawsze z werwą i pieczołowitością ujął w kadr Don Lawrence, raz jeszcze dając pokaz swojego fenomenalnego wręcz warsztatu. Niektóre z zawartych tu kadrów to pod tym względem istny popis i nierzadko służyły one za kompozycje wzorcowe przy okazji definiowania twórczości tego autora (vide lokomotywa przebijająca mur oddzielający stacje Półdrogi od Pokręconego Świata).

Jest zatem na czym, kolokwialne mówiąc, oko „zawiesić” przy równoczesnym „wgryzaniu” się w intrygujące i przemyślane fabuły. Czy zatem wypada przegapiać tę propozycję wydawniczą? Oczywiście w żadnym wypadku.

 

Tytuł: „Storm” tom 9: „Pokręcony świat. Roboty z Danderzei”

  • Tytuł oryginału: „Storm. The Twisted World. The Robots of Far Sied”
  • Scenariusz: Martin Lodewijk
  • Ilustracje: Don Lawrence
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Krzysztof Janicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: Big Baloon   
  • Wydawca wersji polskiej: Wydawnictwo Kurc    
  • Data premiery wersji oryginalnej (w tej edycji): 1 grudnia 2008 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 2 września 2020 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 21 x 29,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 108
  • Cena: 75 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano w magazynie „Sjors en Sjimmie Stripblad”, a następnie w osobnych albumach w roku 1988 („De Wentelwereld”) i 1989 („De Robots Van Denderzei”).

Dziękujemy wydawnictwu Kurc za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus