„Nowi Mutanci” - recenzja
Dodane: 26-08-2020 19:16 ()
Ponad dwa lata oczekiwania, pięciokrotnie zmieniana data premiery, ale wygląda na to, że ostatni film z mutantami od studia Fox w końcu ujrzał światło dzienne. Po wielkich bojach, dokrętkach i plotkach, że obraz Josha Boone’a trafi od razu na platformę streamingową Nowi Mutanci szturmują kina w czasach pandemii. Pewnie to małe pocieszenie dla Disneya po przejęciu Foxa, ale nie jest tak źle, jak niektórzy wieszczyli.
Josh Boone niejednokrotnie wspominał, że jest wielkim fanem komiksów, a w przypadku mutantów uwielbia run Chrisa Claremonta i Billa Sienkiewicza z serii The New Mutants. Nie dziwie więc, że podszedł do tematu z pasją. Wprawdzie pierwszy efekt jego pracy nie zachwycił włodarzy studia, stąd była konieczność kręcenia dodatkowych scen, ale po obejrzeniu filmu można odnieść wrażenie, że Boone chciał stworzyć mocny, przerażający horror z superbohaterskimi żółtodziobami w tle. Zapewne te zapędy zostały ostudzone, ale i tak udało się mu nakręcić mroczny, ociekający grozą obraz z mutantami, jakiego szybko, o ile w ogóle, nie zobaczymy w kinie.
Centralną postacią jest Danielle Moonstar – Czejenka, która jako jedyna przeżyła nagły atak tornada na rezerwat Indian. Do siebie dochodzi w specjalnej placówce, która ma za zadanie pomagać osobom podobnych do niej. Dokładnie mutantom, którzy nie kontrolują swoich mocy, albo też jeszcze nie są świadomi, że je mają. Dziewczyna poznaje innych pensjonariuszy będących pod opieką dr Reyes, a należą do tej grupy Illyana Rasputin, Rahne Sinclair, Roberto da Costa oraz Samuel Guthrie. Powoli każde z nich otwiera się na sesjach terapeutycznych i przedstawia swoją traumatyczną historię. Tak też czyni Dani, która co rusz wraca w myślach do feralnej nocy, by przekonać się, że za masakrę jej pobratymców nie odpowiada tornado, ale coś bardziej straszliwego. Nieokiełznana moc karmiąca się lękiem tych, którzy nie są w stanie zapanować nad swoim strachem. Z czasem w instytucie zaczyna dochodzić do dziwnych sytuacji, a każde z mutantów doznaje dziwnych wizji. Ich wewnętrzne lęki zaczynają się urzeczywistniać i przybierać kształt koszmarów, o których chcieli zapomnieć.
Boone odrobił swoją lekcję skrupulatnie. Postawił na wąską obsadę, minimalizm, nie szafując zanadto ponadprzeciętnymi umiejętnościami przyszłych adeptów szkoły Xaviera. Cała piątka dopiero poznaje swoje moce, nie umie nad nimi zapanować lub wręcz jest przerażona możliwościami, które ze sobą niosą. Innymi słowy, są śmiertelnie niebezpieczni i niewiele potrzeba, by nie byli w stanie nad sobą zapanować. Boone porusza się w grupce wyrzutków o barwnych charakterach dzięki kontrastom. Silną i bezpośrednią Illyanę przeciwstawia z wycofaną i niepewną Dani, która z kolei znajduje bratnią duszę w osobie animalnej, acz bogobojnej Wolfsbane. Na drugim końcu stawia dwóch mężczyzn, z których jeden pragnie testować swoje możliwości, drugi o nich zapomnieć. Nie da się również ukryć, że większy potencjach tkwi w żeńskich bohaterkach tego spektaklu, bo to dziewczyny drą ze sobą największe koty, a nad wszystkim czuwa lekarka nie do końca o czystym sumieniu. Początkowe zabawowe wygłupy nastolatków zaczynają ustępować miejsca ich walce z urojeniami, jakby ktoś chciał sprawdzić, czy aby nie postradali zmysłów. Atmosferę paranoi potęgują klaustrofobiczne pomieszczenia odseparowanej od świata placówki.
Nowych Mutantów ogląda się z zainteresowaniem dzięki przekonującym kreacjom aktorskim. Prym wiedzie Anya Taylor-Joy, ale nieźle radzi sobie też Maisie Williams. Najsłabiej z trio mutantek wypada Blu Hunt, ale taki jest charakter jej roli, nieco zagubionej dziewczyny, która nie tylko musi uporać się z traumą, ale też zapanować nad psioniczną mocą. Wizualnie najlepsze wrażenie sprawia Illyana wraz z magicznymi umiejętnościami i nieoczekiwanym partnerem będącym w komiksach nieodłącznym kompanem Kitty Pryde. Boone’owi udała się jeszcze jedna sztuka. Wykreował nieoczywistego antagonistę, a ten prawdziwy pojawia się znów jedynie w formie krótkiego napisu na ekranie monitora. Nie zapominajmy oczywiście o całej czeredzie Smiley Manów, którzy również podnoszą napięcie w finale produkcji (wersja na nośnikach powinna zawierać co najmniej dwadzieścia minut wyciętych scen, więc jest szansa na zobaczenie więcej upiornych postaci).
Nowi Mutanci sprawiają znacznie lepsze wrażenie niż Mroczna Phoenix i szkoda, że ich droga na duży ekran była tak wyboista. Boone uchwycił esencję rodzącej się z leków i traum drużyny, która powinna się dograć w kolejnej odsłonie. Wątpliwe, aby takowa powstała, ale nadzieja umiera ostatnia. Udowodnił również, że konwencję kina grozy można z powodzeniem wykorzystać na superbohaterskiej niwie. Może ktoś pójdzie za ciosem i doczekamy się w przyszłości kolejnych produkcji utrzymanych w podobnym tonie.
Ocena: 7/10
Tytuł: Nowi Mutanci
Reżyseria: Josh Boone
Scenariusz: Josh Boone, Knate Lee
Obsada:
- Maisie Williams
- Anya Taylor-Joy
- Charlie Heaton
- Alice Braga
- Blu Hunt
- Henry Zaga
- Adam Beach
Muzyka: Mark Snow
Zdjęcia: Peter Deming
Montaż: Andrew Buckland, Matthew Rundell, Robb Sullivan
Scenografia: Ravi Bansal, Steve Cooper, Loic Zimmermann
Kostiumy: Leesa Evans, Virginia Johnson
Czas trwania: 98 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus