„Czarnobyl” - recenzja wydania DVD
Dodane: 01-06-2020 11:11 ()
Gdy oglądałem „Czarnobyl”, właściwie przez cały czas przypominały mi się fragmenty fenomenalnej książki Bartka Sabeli „Może (morze) wróci” o największej katastrofie ekologicznej w dziejach, czyli anihilacji Jeziora Aralskiego. Przytoczona jest tam wypowiedź Chruszczowa, który stojąc na brzegu Arala, pomny ostrzeżeń ekspertów z zakresu hydrologii, geologii i ekologii, na przekór nich stwierdził, że ogromne jezioro „nie wyschnie. A jeśli wyschnie, to trudno”.
Niemal identyczne wibracje odczuwałem w scenie z pierwszego odcinka, w której przerażonych pracowników elektrowni atomowej i miejscowych działaczy aparatu państwowego uspokaja komunistyczny weteran, który wygłasza płomienną przemowę o tym, dlaczego nie można panikować. Nie liczy się tam to, że wszystko wskazuje na katastrofę reaktora jądrowego, że zagrożone są całe rzesze radzieckich (i nie tylko, jak się później okazało) obywateli, ba, że zagrożeni są nawet zebrani w niewielkiej salce towarzysze. Ważne jest tylko dobro Partii i wizerunek ZSRR na świecie. Scena symboliczna i niezwykle niepokojąca.
Niepokój jest zresztą dominującym uczuciem, które towarzyszy oglądaniu „Czarnobyla”. W zasadzie od początku wszystko jest jasne – wiemy, że reaktor jądrowy elektrowni atomowej położonej nieopodal Prypeci eksploduje; wiemy, że pierwsze godziny, a nawet dni katastrofy będą koncentrować się nie na walce z problemem, ale na jego ukrywaniu; wiemy też, że koniec końców nad tym ogromnym kryzysem uda się, jako tako, zapanować, choć jego reperkusje odczuwane będą jeszcze przez całe lata. Sam wybuch, jak to wybuch, trwa tylko przez moment i to nie on jest w serialu HBO najbardziej przerażający. Poraża to, jak w totalitarnym państwie lekceważy się wszelkie procedury, zarówno przed katastrofą, w jej trakcie, jak i po niej. Twórcy ukazali to wprost doskonale, niemal czuje się napięcie towarzyszące włodarzom elektrowni, którzy, mimo że od początku zdają się mieć świadomość tego, co się wydarzyło, postanawiają iść w zaparte i oszukiwać nie tylko wszystkich dookoła, ale przede wszystkim samych siebie. Postacią tragiczną jest Diatłow, inżynier, któremu przypięto łatkę głównego odpowiedzialnego za katastrofę. Oglądając serial, widz zaczyna jednak rozumieć, że do awarii reaktora dojść po prostu musiało i obarczanie winą za nią jednego człowieka, to głęboka niesprawiedliwość. Paul Ritter doskonale zagrał Diatłowa, który na początku budzi w widzu irytację, a nawet złość, a na końcu przede wszystkim współczucie. Sporo miejsca poświęcono też czarnobylskim strażakom, których wezwano do gaszenia „pożaru” elektrowni. Ich los oraz los ich rodzin to chyba najsmutniejszy wątek „Czarnobyla”...
Na ekranie najjaśniej błyszczą jednak inne gwiazdy - Stellan Skarsgård jako wicepremier Szczerbina i przede wszystkim Jared Harris jako profesor Legasow. Zwłaszcza ten drugi zrobił na mnie ogromne wrażenie. Trudno uwierzyć, że to ten sam człowiek, który grał profesora Moriarty’ego w filmie „Sherlock Holmes: Gra cieni”, kapitana Mike’a w „Ciekawym przypadku Benjamina Buttona” czy Hodge’a Starkweathera w „Darach Anioła” - to role tak różne, na tak wielu płaszczyznach, że naprawdę pozostaje się tylko Harrisowi nisko pokłonić. Jego Legasow jest kompetentnym naukowcem z otwartym umysłem, który nie waha się postawić systemowi, gdy wie, że to działanie dla większego dobra. Postać ta wpływa też na rozwój Borisa Szczerbiny. Relacja obu panów została rewelacyjnie pokazana w serialu i ich dialogi są jednym z jego najmocniejszych punktów.
Wszystkie odcinki serialu trzymają równy, wysoki poziom. W moim odczuciu minimalnie odstaje od reszty piąta, ostatnia część widowiska, w której zdecydowanie rośnie tempo i można odnieść wrażenie, iż twórcy zaczęli się spieszyć po to, by koniecznie zamknąć swoje dzieło w pięciu odcinkach. Bogactwo wątków otwartych w pierwszych czterech epizodach sprawiło, że spokojnie można było się pokusić o wydłużenie serialu do sześciu części. Nie oznacza to jednak, iż finał rozczarowuje – przeciwnie, zgrabnie podsumowuje to, co działo się wcześniej i jest w pełni satysfakcjonujący. Uczucie niedosytu wynika głównie z tego, iż oglądanie „Czarnobyla” pomimo ponurej tematyki i ciężkiej atmosfery, jest tak ogromną przyjemnością, że nie chciałoby się, by dobiegła ona końca tak szybko.
Słów kilka należy poświęcić muzyce. Ścieżka dźwiękowa jest nienachalna, ale dobrana wprost idealnie do wydarzeń na ekranie. Wspaniale podkreśla to, co się dzieje, a jednocześnie nie stara się wybić na pierwszy plan, nie jest zbyt monumentalna ani patetyczna. Nie może to jednak dziwić – za muzykę odpowiada bowiem islandzka kompozytorka Hildur Guðnadóttir, która niedawno odebrała Oscara za „Jokera”.
Wydanie DVD zawiera kilka ciekawych dodatków. Można posłuchać jak Jared Harris, Stellan Skarsgård i Emily Watson opowiadają o granych przez siebie postaciach (ta ostatnia miała najtrudniejsze zadanie, bo jej postać została wykreowana na potrzeby serialu i łączy w sobie całe mnóstwo naukowców, którzy pomagali przy łagodzeniu skutków katastrofy), analizowane są też najważniejsze i najtrudniejsze zdaniem reżysera Johana Rencka sceny. Warto to wszystko obejrzeć, wtedy efekt robi jeszcze większe wrażenie. Jednak nawet bez tego obok „Czarnobyla” nie da się przejść obojętnie. Jest to po prostu dzieło wybitne.
Ocena: 10/10
Tytuł: Czarnobyl
Reżyseria: Johan Renck
Scenariusz: Craig Mazin
Obsada:
- Jared Harris
- Stellan Skarsgård
- Emily Watson
- Jessie Buckley
- Paul Ritter
- Adam Nagaitis
- Robert Emms
- Sam Troughton
Muzyka: Hildur Guðnadóttir
Zdjęcia: Jakob Ihre
Montaż: Jinx Godfrey, Simon Smith
Scenografia: Luke Hull, Claire Levinson-Gendler, Gavin Fitch, Vladimir Radlinski, Max Klaentschi, Marius Mikoliunas, Paulius Dascioras, Karen Wakefield
Kostiumy: Odile Dicks-Mireaux
Czas trwania: 5 odcinków każdy po ok. 60-70 minut.
comments powered by Disqus