„Joker” - recenzja
Dodane: 04-10-2019 21:52 ()
Każda kreacja Jokera na dużym ekranie wzbudzała niemałe emocje, każda była zgoła inna, ale w większym stopniu była zakorzeniona w mitologii Mrocznego Rycerza. Todd Phillips postanowił zmienić status quo. Nicholson, Ledger, Leto – wspomniani aktorzy znaleźli sposób na interpretację księcia zbrodni z Gotham, ale to Joaquin Phoenix pokusił się o najbardziej autentyczną wizję daleką od przerysowania czy powierzchowności.
Arthur Fleck zawsze marzył o rozśmieszaniu ludzi. Jego żywot nie jest imponujący. Pracuje jako klown na ulicy, zarabiając grosze, mieszka z chorą matką i marzy mu się występ w telewizyjnym show Murraya Franklina. Wśród kolejnych sesji w opiece społecznej przygotowuje swój sceniczny debiut w roli komika. Cierpiący na napady śmiechu nie ma lekko, ale nawet będąc poniżany i bity, ma w sobie cząstkę dobra, która zostaje wraz z kolejnymi wydarzeniami brutalnie wyrwana. Arthur powoli umiera, tak jak umiera miasto, w którym żyje. Porażki, niespełnione ambicje, a przede wszystkim brak akceptacji spychają i tak rozchwianą psychikę bohatera w otchłań, z której wyłania się całkiem nowa osobowość. Psychopatyczny morderca.
Phillips buduje powoli i z wyczuciem obraz przemiany, podsuwa odpowiednie narzędzia, by w końcu dać upust szaleństwu. Śmierć w jego dziele nie ma jednak wymiaru czysto szokującego. Nie stanowi podrzędnego rekwizytu mającego zapewnić określony zabieg fabularny. Joker nie jest bowiem apoteozą barbarzyńskiej przemocy, aktów bestialskich morderstw czy terroru. To niepokojący stan umysłu bohatera, który poszukując pomocy, został zdradzony przez wszystkich wokoło. Przez miasto, które stoczyło się na dno i nie mogło spełnić jego pragnień, publiczność, która nie rozumiała jego wysublimowanych żartów, matkę ukrywającą przez lata bolesną tajemnicę, system, który pozostawił go samemu losowi.
W obrazie Phillipsa znamienna jest scena, w której udręczony bohater przychodzi na kolejną sesję terapeutyczną. Sesję niepomagającą mu wyjść z obłędu, w którym coraz bardziej się pogrąża, ale która sprawia, że ma namiastkę stabilności. Idzie do opieki społecznej, zwierza się, bierze leki i wychodzi w brutalny oraz zdradziecki świat, by przetrwać do kolejnego spotkania. Gdy ta jedyna ostoja normalności zostaje mu zabrana, Arthur przechodzi pełną przemianę. Nie chce już żyć w cieniu ani ukrywać targających nim emocji. Chce być wolny i nieograniczony. Cieszyć się swoją psychozą i wygłaszać własne opinie (jak zwierzając się podczas kulminacyjnej sceny). Musi odciąć pępowinę, nie rozgrzebywać przeszłości, która zamiast ukojenia przyniosła tylko kolejne rany. Tak rodzi się postać nieobliczalna, psychotyczna, a zarazem będąca symbolem wyzwolenia z oków skostniałego, zdeprawowanego systemu. Jak sam twierdzi, nie interesuje go polityka i nie opowiada się po żadnej ze stron. Kroczy własną ścieżką wśród ciemności, w anarchii i chaosie dostrzegając porządek. To, co wydaje się najbardziej klarowne w jego charakterze to szaleństwo, które przybiera na sile. Szaleństwo będące odtrutką na normalność, szaleństwo pozwalające wydobyć się z tygla anonimowości, w końcu szaleństwo pozwalające zrzucić z siebie jarzmo ograniczeń.
Joker w interpretacji Joaquin Phoenixa to postać tragiczna, pełna sprzeczności, żyjąca w złudnym świecie. Nakreślona z mistrzowską precyzją i zagrana w niezwykle sugestywny sposób. Oglądając młodszego z braci Phoenix w akcji, można odnieść wrażenie, że całkowicie oddał się roli, a jego zachowanie, wybuchy upiornego śmiechu, przerażająca mimika nadają Jokerowi złowieszczości. Początek bowiem nie wskazuje jednoznacznie na postać do cna przepełnioną złem. Wręcz przeciwnie Joker jawi się jako obiekt szyderstw, pośmiewisko, słabeusz nieumiejący zadbać o swoje interesy. Czający się w cieniu swoich mrocznych żądzy codziennie przebiera się za klauna, by rozweselać ludzi. Być nadzieją dla innych, mimo że sam jej nie doświadczył. Kolejne akty przemocy względem niego oraz odkrycie swojej przeszłości doprowadzają go do granicy psychicznej wytrzymałości. Niejeden z nas by pękł, będąc w jego sytuacji. Jednak Arthur nie pęka. Dostosowuje się do środowiska, w którym funkcjonuje. Złego, zakłamanego, a przede wszystkim mającego w głębokim poważaniu jednostkę. Bogaci nie dostrzegają biednych, a biedni pozostawieni na pastwę losu stają się niebezpiecznymi wariatami niemającymi nic do stracenia. Phillips dokonuje tu niejako analizy kondycji współczesnego społeczeństwa przez pryzmat wyimaginowanego bohatera. Tam, gdzie rodzi się światło, musi być też mrok. A Joker jest jego idealną emanacją. Podczas tej drogi do zatracenia Arthur nie raz i nie dwa woła rozpaczliwie o pomoc. Niestety bez odzewu. Nie otrzymuje pomocy ani od zawodnego systemu, ani od najbogatszego mieszkańca miasta, który pod pozorem pięknych słówek gardzi i odcina się od pospólstwa. Władza i pieniądze nie idą w parze ze współczuciem, a skoro uliczny komik nie jest w stanie wzruszyć serca bogacza, musi inaczej zwrócić na siebie uwagę. A że staje się emisariuszem sfrustrowanego i porzuconego społeczeństwa, szybko znajduje naśladowców.
Obraz Todda Phillipsa to przemyślane studium upadku jednostki odnajdującej sens w cierpieniu, bólu i obsesyjnej potrzebie ekspresji własnego ja. To kino mroczne, brutalne z niepokojącą muzyką ilustrującą rozchwiany umysł bohatera i urzekającymi zdjęciami pogrążającego się w chaosie Gotham, a jednocześnie odcinające się od komiksowego rodowodu (nawiązania są delikatne, a mogłoby ich nie być). Czy dobrze? Bez dwóch zdań. Joker zyskuje na autentyczności, przestaje być postacią groteskową, a zarazem staje się niepokojącym przejawem obsesji toczącej społeczeństwo. Bohater Phoenixa zdobywa pole, wspina się po drabinie popularności po trupach, by stać się symbolem ponurych przemian.
W tej artystycznej wizji Phillipsa kryje się nieokiełzana moc, ciemna, mroczna jak tajemnice wielkich tego świata. Pokazana przez pryzmat przeciętnego everymana, anonimowego gościa, ulicznego nieudacznika. Skonsumowanego, przeżutego i wyplutego przez szalone miasto, którego stał się częścią i które rzucił na kolana. Gorzka konstatacja naszych czasów, ale trudno odmówić jej szczerości i bezkompromisowości. Wielbiciele komiksowego Jokera wyjdą z kina zawiedzeni – to nie jest produkcja dla nich, a miłośnicy pana J flirtującego z Gackiem wręcz okrzykną ten film nieudanym. Jednak nie zmienia to faktu, że Phillips nakręcił dzieło ocierające się o perfekcję, mając do dyspozycji jeden z najbardziej rozpoznawalnych czarnych charakterów w historii popkultury. I chwała mu za to.
Ocena: 8,5/10
Tytuł: Joker
Reżyseria: Todd Phillips
Scenariusz: Todd Phillips, Scott Silver
Obsada:
- Joaquin Phoenix
- Robert De Niro
- Zazie Beetz
- Frances Conroy
- Brett Cullen
- Shea Whigham
- Bill Camp
- Glenn Fleshler
- Leigh Gill
Muzyka: Hildur Guðnadóttir
Zdjęcia: Lawrence Sher
Montaż: Jeff Groth
Scenografia: Kris Moran
Kostiumy: Mark Bridges
Czas trwania: 121 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus