Osiem dekad Mistrza Mistycyzmu!

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 02-04-2020 12:20 ()


Osiemdziesiąt lat temu, w chwili, gdy czytelnicy komiksów wprost powariowali na punkcie superbohaterskiej konwencji, ówcześni wydawcy dwoili i troili się, by wyjść naprzeciw samo nakręcającemu się popytowi. Stąd dosłownie każdego tygodnia w komiksowych magazynach takich wydawców jak Quality, Fawcett i Timely debiutowały kolejne osobowości w mniejszym lub większym stopniu wzorowane na wszystkim dobrze znanym przybyszu z planety Krypton. W obliczu tego zjawiska „siły zwierzchnie” wydawcy przygód Supermana – National Allied Publications – nie mogły kontentować się jedynie dotychczasowymi sukcesami i tym samym konsekwentnie wzbogacały swoją ofertę.

Efektem tych nierzadko improwizowanych zabiegów (legendarna – i zapewne zmyślona – tradycja, w myśl której na dopracowanie postaci Batmana Bob Kane otrzymać miał od wydawcy ledwie weekend) były coraz to nowe osobowości takie jak m.in. Sandman (Wesley Doods), Flash (Jay Garrick) i Hourman (Rex Tyler). Nie inaczej sprawy miały się w przypadku najstarszego tytułu wspomnianego wydawcy, tj. „More Fun Comics”, w którym już w styczniu 1940 r. debiutował Duch Zemsty, od tego momentu znany szerzej jako Spectre. Mistyczna istota stanowiąca symbiozę zamordowanego detektywa Jamesa Corrigana i esencji Gniewu Bożego szybko zdobyła sobie popularność czytelników tegoż miesięcznika, deklasując zdecydowanie bardziej „zwykłych” protagonistów (by wspomnieć poszukiwaczy przygód i domorosłych detektywów takich jak King Carter i Biff Bronson).

Zainteresowanie „nowo przybyłym” nadnaturalnym herosem nie umknęło uwadze redakcji dynamicznie rozwijającego się wydawnictwa. Tym sposobem, równo kwartał później (tj. 2 kwietnia 1940 r.), na łamach 55. numeru „More Fun Comics” dał o sobie znać jeszcze jeden osobnik o źródle mocy w sferze nadprzyrodzonej. W napisanej przez Gardnera Foxa (a zilustrowanej przez Howarda Shermana) opowieści „The Menace of Wotan” czytelnicy mieli sposobność poznać młodzieńca nazwiskiem Kent Nelson, który zmuszony był zmierzyć się z tytułowym czarownikiem. Szanse na wyjście z tej konfrontacji obronną ręką zapewniły mu trzy przesycone starożytną magią artefakty podarowane przez mezopotamskiego bożka Nabu: hełm, amulet i sztylet. To właśnie za ich sprawą wyższość skrywającego oblicze pod złocistym hełmem osobnika uznać musiał nie tylko wzmiankowany nigromanta, ale też szereg problematycznych istot, które w kolejnych latach usiłowały ingerować w spójność ziemskiego planu egzystencji.

Równie prędko co Spectre nowy bohater zaskarbił sobie przychylność fanów wczesnych „trykotów” i już niebawem stał się głównym specjalistą od zagadnień nadprzyrodzonych pierwszej w dziejach formacji superbohaterów znanej jako Amerykańskie Stowarzyszenie Sprawiedliwości (które notabene gościnnie pojawiło się w polskiej edycji „Supermana” z czerwca 1993 r.). Miało to miejsce na kartach trzeciego numeru kwartalnika „All-Star Comics” z listopada 1940 i taki stan rzeczy miał potrwać przez niemal kolejne cztery lata. Wraz z utratą popularności konwencji superbohaterskiej wydawca m.in. „More Fun Comics” stopniowo redukował obecność tego typu postaci w swoich produkcjach i stąd właśnie wynikła swoista „emerytura” Kenta Nelsona, którą ten zdecydował się spędzić, grzebiąc w ziemi niczym wytrawny archeolog. Nie mogło go jednak zabraknąć także w dobie Srebrnej Ery (tj. po roku 1956), kiedy to okazał się on – podobnie jak inni herosi Złotego Wieku – mieszkańcem równoległej Ziemi-2.

Fabularne „ju-jitsu” ochoczo (a nierzadko także z wdziękiem) stosowane przez realizujących się pod szyldem DC Comics (tj. ewoluującego wraz z kolejnymi dekadami National Allied Publications) speców od słowa sprawiło, że Doktor Fate nie tylko odnalazł się w głównym nurcie uniwersum tego wydawcy (m.in. jako członek składu odnowicielskiego restaurowanej w 1987 r. Ligi Sprawiedliwości), ale też doczekał prezentacji swoich przypadków na kartach solowych tytułów (w tym zwłaszcza publikowanego w latach 1988-1992 miesięcznika). W tzw. międzyczasie dysponentami mistycznych artefaktów były inne niż Kent osoby – m.in. jego żona Inza Cramer Nelson oraz debiutujący w dobie wydarzenia znanego jako „Zero Hour” (październik 1994 r.) szmugler starożytności w osobie Jareda Stevensa.

Ostatnia na razie próba zainteresowania czytelników tą postacią w jej odmłodzonej wersji („Doctor Fate vol.4” z lat 2015-2017) nie wzbudziła przesadnego entuzjazmu. Tym trudniej zatem przypuszczać by ów bohater doczekał się rozpoznawalności porównywalnej z brawurowo odegranym przez Benedicta Cumberbatcha Stephenem Strange’em z konkurencyjnego Marvela. Mimo tego Mistrz Mistycyzmu uniwersum DC nie daje o sobie zapomnieć przynajmniej czytelnikom komiksów osadzonych w tym właśnie konglomeracie wszechświatów przedstawionych. A że trwa to już równo osiem dekad – do tego także w produkcjach telewizyjnych i grach komputerowych - toteż nie sposób odmówić tej popkulturowej kreacji nie tak znowuż często spotykanej długowieczności.


comments powered by Disqus