„Storm” tom 8: „Żyjąca planeta. Vandaal Niszczyciel” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 29-10-2019 22:51 ()


Pomimo rozległości świata na dnie (tj. realiów, które Storm zastał po powrocie ze swojej podróży ku Jowiszowi) przynajmniej jak dotąd odległa Pandarwia okazała się miejscem jeszcze bardziej interesującym niż postapokaliptyczna Ziemia. Odmienne prawidła fizyki oraz wynikły z tej okoliczności brak ograniczeń generowanych wiedzą z zakresu astronomii sprawił, że przypadki zagubionego w czasie i przestrzeni kosmonauty (a przy okazji także jego nieodłącznej towarzyszki Rudowłosej i napotkanego już po przybyciu do Pandarwii Nomada) zyskały na ogólnej dynamice.

Nie inaczej sprawy mają się także w trzeciej już odsłonie „Kronik pandarwiańskich” (a właściwie piątej i szóstej uwzględniając formułę obecnej edycji tej serii). Jakby bowiem mało było kłopotów z megalomańskim Mardukiem oraz nastoletnim specjalistą od mordowania na wszelkie możliwe sposoby (w tej roli „odnalazł” się niejaki Renter Ka Rauwa) przed zaradnym trio perspektywa do kolejnego wykazania się swoimi ponadprzeciętnymi umiejętnościami. Tym razem stanie się tak za sprawą grupki miniaturowych zbieraczy złomu, których łupem pada machina latająca użytkowana przez tytułowego bohatera serii. To zaś oznacza, że on i jego przyjaciele zmuszeni będą „wodować” w morzu lawy. Wyzbyte skrupułów „skrzaty” przewidują zmianę swojej decyzji tylko w jednym przypadku: dostarczenia przez Storma jaja Pandarwii. Gwarantem dotrzymania warunków tej nietypowej transakcji ma być życie Nomada, który do momentu otrzymania pożądanego przez złomiarzy przedmiotu będzie przezeń przetrzymywany. W drugiej natomiast opowieści (notabene zaprezentowanej polskiemu czytelnikowi na łamach magazynu „Świat Komiksu” w roku 2002) protagoniści serii będą mieli do czynienia z jednym z najbardziej problematycznych wyzwań w swoich dotychczasowych przygodach. Oto bowiem w przemierzanych przez nich światach zjawia się przybysz (nie z własnej zresztą woli) z równoległego uniwersum. Mowa tu o Vandaalu Niszczycielu, osobniku w równym stopniu potężnym co charyzmatycznym. Nade wszystko jednak spragnionym mordu i zniszczenia na skalę obejmującą swym zasięgiem cały wszechświat. O dziwo znajduje on licznych podkomendnych, którzy w szale destrukcji podążają pod jego przywództwem niczym znani z „naszej” historii stepowi wojownicy – począwszy od Hunów, poprzez Awarów i Mongołów, aż po Tatarów Chanatu Krymskiego. Co prawda Vandaal litości nie zna i nie traci czasu na dyplomatyczne zabiegi. Niemniej Storm (bo oczywiście właśnie on zmuszony będzie skonfrontować się z bezwzględnym najeźdźcą) może liczyć na wsparcie, nazwijmy to umownie, skądinąd.

Po lekturze niniejszego zbioru aż chciałoby się powtórzyć za jednym z bohaterów serialu „Alternatywy 4”: „Nadejszła wiekopomna chwila”. I rzeczywiście, bo pomimo na ogół wysokiej jakości fabularnej (nie wspominając o standardowo znakomitej warstwie plastycznej) przyznać trzeba, że ósmy tom można śmiało uznać za spełniony pod każdym względem. Pomimo swoistej umowności typowej dla groszowej fantastyki pierwszych trzech dekad XX w. wszystkie składniki okazały się trafnie „skonfigurowane”, tworząc z często dobrze znanych motywów atrakcyjną jakość fabularną. Być może właśnie sprawne posłużenie się rekwizytorium zaczerpniętym z utworów takich autorów jak Philip Francis Nowlan („Buck Rogers w XXV wieku”), Edwin Lester Arnold („Porucznik Gulivar Jones”) i oczywiście Edgar Rice Burroughs („Księżniczka Marsa”) w połączeniu z jak zawsze olśniewającą warstwą plastyczną sprawia, że wielbiciele fantastyki (choć nie tylko) z dużym prawdopodobieństwem chłonąć będą obie przedstawione tu opowieści nie bez znamion czytelniczej satysfakcji. Można zatem śmiało stwierdzić, że im dalej, tym lepiej, bo Martin Lodewijk w powierzonej mu po długich perturbacjach roli czuł się wręcz znakomicie. Sprawne balansowanie między prawidłami space opery i humoreski (zapewne efekt jego aktywności przy realizacji komediowego cyklu „Agent 327” oraz być może znajomości opowiadania Philipa K. Dicka „Wojna z Fnoolami”) niweluje ryzyko popadnięcia w tzw. wysokie tony. Równocześnie realia Pandarwii ulegają sukcesywnemu poszerzeniu, a przy okazji ujawnione zostają kolejne rewelacje dotyczące „mechaniki” wszechświata (czy może raczej: wszechświatów), w którym dane jest bohaterom tej serii zmagać się z coraz to nowymi przeciwieństwami. Podsumowując tę część tegoż przedsięwzięcia, scenarzysta wciąż emanował wówczas wielością pomysłów i ani myślał chować się z nimi w zaciszu swojej pracowni.

Chwalenia pochodnej talentu Dona Lawrence’a nigdy dosyć i dlatego także tym razem wypada (a nawet trzeba!) wystawić temu artyście pełną zasłużonych pochwał laurkę. Świat kreowany, w którym przyszło działać bohaterom serii, dopracowany jest w każdym calu. Widać to zarówno w kłębowiskach zmagających się armii, jak i plenerach, których różnorodność jest znaczna: od górskich dolin i miast-fortec przemierzających morza lawy aż po międzyplanetarne przestrzenie układu Pandarwii. Do tego bez względu czy mamy do czynienia z przejawami mniej lub bardziej zaawansowanej technologii, czy też lokalną przyrodą struktura materii została oddana z mimetyzmem godnym wirtuozów malarskiego kunsztu. Tradycyjnie znać tu rozwiązania stosowane wcześniej przez bezbłędnego Rona Embletona („Oh, Wicked Wanda!”), tj. syntezę realizmu i odkształceń, nad którymi rzeczony plastyk zachowuje pełną kontrolę. Tytułem ciekawostki warto nadmienić, że przy realizacji obu albumów asystował Lawrence’owi młody naonczas adept sztuk plastycznych w osobie Liama Sharpa, znany u nas m.in. z takich prac jak „Wonder Woman: Kłamstwa” oraz pierwszego tomu serii „Testament”.

Nie ma sensu tracić czasu na eufemizmy: ósmy zbiór perypetii najpopularniejszej postaci holenderskiego komiksu to jeszcze jedno artystyczne zwycięstwo Martina Lodewijka i Dona Lawrence’a.

 

Tytuł: „Storm” tom 8: „Żyjąca planeta. Vandaal Niszczyciel”

  • Tytuł oryginału: „Storm. The Living Planet. Vandaahl the Destroyer”
  • Scenariusz: Martin Lodewijk
  • Ilustracje: Don Lawrence
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Krzysztof Janicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: Big Baloon   
  • Wydawca wersji polskiej: Wydawnictwo Kurc    
  • Data premiery wersji oryginalnej (w tej edycji): 1 października 2008 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 28 września 2019 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 21 x 29,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 104
  • Cena: 75 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano w magazynie „Eppo”, a następnie w osobnych albumach w roku 1986 („De Levende Planeet”) i 1987 („Vandaahl de Verderver”).

Dziękujemy wydawnictwu Kurc za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus