„Storm” tom 7: „Zabójca z Eribanu. Ogary Marduka” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 29-10-2018 23:10 ()


Wraz z „przebazowaniem” głównych  bohaterów cyklu ku osobliwości wszechświata znanej jako Pandarwia perypetie Storma i Rudowłosej uległy łatwo dostrzegalnemu zdynamizowaniu. Nic bowiem nie uchybiając współtwórcom „Kronik świata na dnie”, znać, że stabilizacja na stanowisku scenarzysty tej serii – tj. powierzenie jej Martinowi Lodewijkowi – oraz umieszczenie w jeszcze mniej zobowiązujących realiach przedstawionych, niż miało to miejsce przed albumem „Piraci z Pandarwii”, przyczyniło się do zwiększenia spójności serii. Storm zyskał ponadto trudnego do trwałej eliminacji arcywroga.

W tej roli odnalazł się znany z poprzednich dwóch wydań zbiorczych Marduk, samodzierżawca wspomnianej strefy wszechświata, którego apetyty na władzę sięgają jednak znacznie dalej. Stąd dążenie do przejęcia kontroli nad Stormem czy też jak zwykł go określać rzeczony „Anomalią”. To właśnie osoba ziemskiego astronauty, osobnika z odległego czasu i przestrzeni ma zapewnić spełnienie owych ambicji sięgających panowania nad całokształtem stworzenia. Stąd pobyt Storma i Rudowłosej (a przy okazji także „tuziemcy” Nomada) w tej odległej od ich macierzystego systemu planetarnego przestrzeni przebiegał dotąd pod znakiem nieustannych ucieczek i wymykaniu się siepaczom oraz szpiegom megalomańskiego monarchy. Dla czytelników złaknionych emocji generowanych przez tego typu rodzaj fabuł to rzecz jasna przysłowiowy miód-malina i spełnienie ich oczekiwań. Pomimo ogromu problemów wynikłych z przesadnego zainteresowania ich osobami także bohaterskie trio zdaje się nie popadać w przygnębienie, lecz miast tego z powodzeniem stawiać czoła piętrzącym się wyzwaniom.

Tych zaś nie brakuje. Szczególnym spośród nich jest odnaleziony przezeń przypadkowo Renter Ka Rauwa, młodociany absolwent Akademii Zabójców usytuowanej na planecie Eriban. Chłopak okazuje się nie tylko butny i arogancki, ale też przerażająco skuteczny w zakresie sztuk walki. Do tego stopnia, że nawet zaprawieni w zmaganiach z przeciwnościami losu protagoniści tej serii nie mają w starciu z nim choćby cienia szansy. Ten zaś nosi się z zamiarem wykonania szczególnie istotnej dlań misji, w trakcie której wymusza na Stormie i jego przyjaciołach bezwzględne posłuszeństwo. Oczywiście do czasu... W drugiej z zaprezentowanych w tym zbiorze fabuł („Ogary Marduka”) szlachetny gest tytułowego bohatera – wyłowienie tonącego psa – okazał się preludium do kolejnej rozgrywki pomiędzy Mardukiem a ziemskim astronautą. Jak nietrudno się domyślić, pandarwiański monarcha użyje wszelkich dostępnych mu środków, by osiągnąć zamierzony cel. Z kolei Storm i jego towarzysze ani myślą na to przystawać, czego efektem są ich kolejne emocjonujące perypetie.  

Tak jak wcześniej zasygnalizowano, Lodewijk coraz pewniej czuł się w roli scenarzysty. Sprzyjało to przywoływanej spójności serii, a zatem także rozwojowi osobowości bohaterów oraz niuansów świata przedstawionego. Stąd jakby nieco więcej drobnych, acz łatwo dostrzegalnych innowacji w psychologicznych charakterystykach kluczowych dla cyklu postaci. A trzeba przyznać, że ekstremalne sytuacje, w które zwykł pakować ich wspomniany twórca, jak żadne inne sprzyjają wykazywaniu charakterologicznej krzepy. Zadbano ponadto o prezentacje kolejnych „stref” Pandarwii, realiów wobec Ziemi niby odległych, acz w wielu aspektach bardzo jej podobnych. Znać tu skłonność autora scenariusza do ekstrawagancji i fabularnego rozbuchania przy równoczesnym zachowaniu posmaku produkcji science fiction ze Złotej Ery tego gatunku. 

Jak zawsze znakomicie poradziła sobie główna gwiazda tego przedsięwzięcia w osobie Dona Lawrence’a. W kadrach wręcz roi się od dopracowanych niemal do perfekcji detali. Ponadto znać, że temu plastykowi nie brakowało także poczucia humoru, o czym świadczą okazjonalne zabawne „wstawki” i odniesienia do innych produkcji komiksowych wkomponowane w tło niektórych scen. Być może trudno w to uwierzyć, ale próbujący swoich sił z nowymi technikami malarskimi Lawrence w jeszcze większym stopniu „cyzelował” nawet najdrobniejsze szczegóły. Udanie prezentują się ponadto zmiany wizerunkowe w garderobie Storma, Rudowłosej i Nomada oraz fauna światów Pandarwii. Widać zatem, że ów artysta ani myślał poprzestawać wyłącznie na swoich wcześniejszych (skądinąd znakomitych) osiągnięciach, niezmiennie dążąc do rozwoju swojego warsztatu.

 

Tytuł: „Storm” tom 7: „Zabójca z Eribanu. Ogary Marduka”

  • Tytuł oryginału: „Storm. The Slayer of Eriban. The Hounds of Marduk”
  • Scenariusz: Martin Lodewijk
  • Ilustracje: Don Lawrence
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Krzysztof Janicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: Big Baloon   
  • Wydawca wersji polskiej: Wydawnictwo Kurc    
  • Data premiery wersji oryginalnej (w tej edycji): 1 lutego 2007 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 19 października 2018 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 21 x 29,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 112
  • Cena: 75 zł

Zawartość niniejszego wydania zbiorczego opublikowano w magazynie „Eppo”, a następnie w osobnych albumach w 1985 r. („De doder van Eriban”, „De honden van Marduk”).

Dziękujemy wydawnictwu Kurc za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus