„Joker” - recenzja druga

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 08-10-2019 21:48 ()


W mojej głowie zawsze istniały trzy wizje czy też może aspekty postaci Jokera – gangster, terrorysta i psychopata. Na srebrnym ekranie mieliśmy okazję ujrzeć każdy z nich dzięki Jackowi Nicholsonowi – pierwszemu z szeroko znanych filmowych Jokerów, nieodżałowanemu Heathowi Ledgerowi i niedocenionemu Jaredowi Leto, którego kreacja padła w moim odczuciu ofiarą marketingu nachalnie promującego mało istotną dla Legionu samobójców postać Jokera. To właśnie Leto jako ostatni miał sposobność wcielić się w kultową postać i po jej chłodnym przyjęciu przez krytyków i widzów nakręcenie filmu skupiającego się na tym jednym antybohaterze wydawało się ryzykowne. Mimo to zadania tego podjął się Todd Phillips, a jakie skutki przyniosła jego praca, dowiecie się z dalszej części tekstu.

Na początek jedną sprawę postawmy jasno. Jeśli do kina wybieracie się, licząc na to, że poznacie definitywną wersję historii księcia zbrodni, która połączy postać z resztą filmowego uniwersum DC, jeśli chcecie obserwować wciągającą intrygę i śledzić to, jak dzięki przewrotnej społecznej inżynierii protagonista obnaża patologię systemu i burzy społeczny ład, a także, że na filmie będziecie się bawić – to z kinowej sali wyjdziecie zawiedzeni. Joker nie jest bowiem kinem rozrywkowym. Jest za to przygnębiającą i ponurą opowieścią o losach samotnej jednostki tonącej w morzu ludzkich twarzy. To intymne wręcz studium popadającego coraz głębiej w objęcia obłędu Arthura Flecka - człowieka, któremu przytrafił się jeden wyjątkowo parszywy dzień. Joker to w zasadzie film bez fabuły. Nie ma w nim jasno wyodrębnionych wstępu, rozwinięcia i zakończenia historii. Arthur wydaje się wręcz stać obok całej spirali wydarzeń, którą zapoczątkował i która toczy się bez jego udziału, podczas gdy widz zastanawia się, które z wydarzeń ukazanych na ekranie toczą się naprawdę, a które są majakami krążącego po spirali szaleństwa umysłu bohatera. To jednak nie w snutej na wielkim ekranie opowieści leży siła filmu, a w kreacji protagonisty.

Joaquin Phoenix gra bowiem spektakularnie, wypełniając sobą przestrzeń kinowego kadru niemal w całości, przyćmiewając bez trudu resztę obsady. Nie mijając się zbytnio z prawdą, można stwierdzić, że Joker jest niemalże filmem jednego aktora. Jego wersja tej kultowej postaci przejdzie najprawdopodobniej do historii jako jedna z najlepszych interpretacji księcia zbrodni i czuję, że Oscar dla najlepszego aktora wisi w powietrzu. Kreacja Phoenixa to pokaz aktorstwa totalnego. Joaquin gra całym sobą, uruchamiając wszelkie pokłady ekspresji, intonacji i mowy ciała głosem, mimiką i gestem, ukazując widzom nie tylko maskę postaci, ale również to, co kryje i dzieje się głęboko pod nią. Każde słowo, mina, gest i krok aktora ujawniają nowe szczegóły dotyczące tytułowej postaci, przykuwając bez reszty uwagę widza.

A wszystko to ukazane na przepięknych zdjęciach i podkreślone doskonałą muzyką. Film pełen jest szerokich ujęć podkreślających wyobcowanie bohatera skontrastowanych z naruszającymi wręcz prywatność postaci zbliżeniami doskonale uwypuklającymi grę aktorską i istotne dla sceny detale. Dominuje paleta wyblakłych brązów i sepii podkreślających ponurą rzeczywistość, w której przyszło żyć Arthurowi. Paleta ta zyskuje na soczystości i wyrazistości wraz ze stopniową metamorfozą protagonisty, któremu udaje się wyrwać z oków codzienności i społecznych norm, stając się tym samym narzędziem wizualnej narracji. W filmie sporo jest też wizualnych nawiązań i odniesień do Mrocznego Rycerza. Widać realizatorzy pomimo swojej własnej wizji nie mogli oprzeć się pokusie złożenia skromnego hołdu kreacji Heatha Ledgera. Wspomniana świetna muzyka również jest wyraźnie inspirowana przypisanym do Jokera w produkcji Nolana charakterystycznym motywem muzycznym. Nie jest to przykład muzyki, którą można zanucić po wyjściu z kina, ale ciężkie, powolne i wibrujące sekcje smyczkowe oscylują nieustannie na krawędzi świadomości widza, wielokrotnie potęgując atmosferę zaszczucia, przygnębienia czy pierwotnej wręcz grozy.

Joker nie jest filmem dla każdego i absolutnie nie można go traktować jako typowego kina poświęconego superbohaterom i superłotrom. To prosta, momentami sztampowa wręcz w warstwie fabularnej i niezwykle kompleksowa pod względem charakteryzacji bohaterów opowieść o początkach szaleństwa. Jeśli szukacie intrygującej, pełnej zwrotów akcji fabuły, to Jokera możecie omijać szerokim łukiem. Jeśli natomiast siłę filmów widzicie w kreacjach bohaterów, a w napięciu trzyma was obserwowanie metamorfozy doskonale przedstawionego psychologicznego portretu, to obok Jokera nie możecie przejść obojętnie.

  • Przeczytaj także pierwszą recenzję Jokera

Ocena: 7+/10

Tytuł: Joker

Reżyseria: Todd Phillips

Scenariusz: Todd Phillips, Scott Silver

Obsada:

  • Joaquin Phoenix
  • Robert De Niro
  • Zazie Beetz
  • Frances Conroy
  • Brett Cullen
  • Shea Whigham
  • Bill Camp
  • Glenn Fleshler
  • Leigh Gill

Muzyka: Hildur Guðnadóttir

Zdjęcia: Lawrence Sher

Montaż: Jeff Groth

Scenografia: Kris Moran

Kostiumy: Mark Bridges

Czas trwania: 121 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus