„Lady Bird” - recenzja wydania DVD
Dodane: 07-09-2019 17:31 ()
Dorastanie. Było, jest i raczej będzie popularne w kinie i telewizji. Szczególnie w kinematografii amerykańskiej. W sumie nie da się ukryć, że każde pokolenie czy to nasze, naszych rodziców czy dziadków miało własny film o tym bardzo ważnym w życiu każdego okresie. To właśnie takie filmy najlepiej pokazują zmiany, które zachodziły lub zachodzą w naszym świecie. I Lady Bird od Grety Gerwig tylko to potwierdza. Nie uświadczymy tu tego, co dostaniemy przy okazji np. serialowych 13 powodów czy animowanego Big Mouth. Gerwig w przeciwieństwie do swoich kolegów i koleżanek po fachu nie stawia na kontrowersyjność, lecz na szczerość, prostotę, a momentami wręcz intymne spojrzenie na świat nastolatków. I moim zdaniem przebija się nad wyraz pozytywnie.
Jej film to kronika z roku życia licealistki prywatnej katolickiej placówki Christine McPherson aka Lady Bird, podczas którego widzimy najważniejsze chwile z jej życia: pierwsze przyjaźnie, pierwszy pocałunek, pierwsze rozstania, pierwszy raz czy podejmowanie pierwszych poważnych dorosłych decyzji. Dużo jest tych pierwszych razów i nie zawsze jest różowo, bo nasza Ptaszyna to osoba o stanowczym buntowniczym usposobieniu, czująca się jak ptak w klatce w konwenansach małego miasta (nie bez powodu przyjmuje pseudonim Lady Bird), często stojąca w kontrze do swojej rodzicielki, która na ironię losu jest bardzo podobna do swojej córki, a ona do niej.
Co do tytułowej Lady Bird, czyli Christine McPherson (dobrze oddana przez Saoirse Ronan) to postać, która jednych zachwyci, a innych będzie irytować od początku do końca seansu. Jednak nie można jej zarzucić, że jest papierowa. Gerwig, tworząc ją, uczyniła z niej bohaterkę bardzo bliską zwykłemu zjadaczowi chleba, bo kto z nas nie pokłócił się z rodzicami czy nie miał złamanego serca? Christine rozrabia, kłamie, popełnia błędy i wyciąga z nich wnioski, uczy się na nich, czasem bardzo boleśnie. Dorasta na naszych oczach. Marzy, tak jak potrafią marzyć tylko ci, którzy stają u progu dorosłości, gdzie wszystko wydaje się możliwe. I to wszystko zostało rozpisane w tak naturalny i zwyczajny sposób, że co jakiś czas sami możemy się złapać na tym, że nagle świta nam w głowie - hej, ja też tak miałem/am jak byłam w jej wieku. Reżyserka i jednocześnie scenarzystka, tworząc tak skromną produkcję, chyba sama nie spodziewała się, jak bardzo dobry film psychologiczny jej wyjdzie przy okazji. Trochę wyczuwa się w tym filmie ten klimat, który towarzyszył przy seansie Boyhood. O ile tam pokazano dorastanie młodego chłopaka, to tu dostajemy znakomite studium dorastania młodej dziewczyny z miasta, która marzy o innym życiu i chce czegoś więcej. Bo choć Lady Bird to komediodramat i tu nie ma cienia wątpliwości, że przy okazji autorce udało się świetnie pokazać, co siedzi w głowie potencjalnie przeciętnej amerykańskiej nastolatki, której obraz daleki jest od tego, czym raczą nas komercyjne filmy made in USA.
To, co istotne film Gerwig nie boi się poruszać problemów społecznych dotykających współczesny świat: zawodowe wykluczenie osób +50, depresji, oderwania niektórych ludzi od rzeczywistości, bezrobocia czy nietolerancji. Nasza Lady Bird nie żyje w bańce; jej życie nie jest idealne. Jej rodzina ma swoje problemy (jej brat mieszka na kocią łapę ze swoją dziewczyną, a ojciec stracił pracę), które mogą spotkać każdego niezależnie od tego, gdzie mieszka. Jednak co ważne, mimo to nie poddaje się i walczy o swoje, buntując się. Najpierw codzienności, czyli rodzinnemu miastu czy szkolnym zasadom, a później realiom dużego miasta. Trochę ma się wrażenie, że Christine, zawsze będzie trochę buntowniczką i zawsze będzie na skraju dwóch światów: tego, z którego pochodzi i tego, do którego dąży, przy czym nie czując się w żadnym z nich zbyt komfortowo (takie przynajmniej można odnieść wrażenie po końcowym akcie tej opowieści). Czy znajdzie szczęście? Miejmy nadzieję, że tak.
Drugą ważną postacią tego filmu jest matka Christine (świetna Laurie Metcalf), kobieta, która, choć ma trudności z okazywaniem uczuć, kocha swoje dzieci. Jej relacje z dorastającą zbuntowaną latoroślą to kwintesencja filmu, która pokazuje, jak skomplikowane potrafią być stosunki matki z córką (ewidentnie to widać w mojej ulubionej scenie rozmowy w lumpeksie gdzie obie panie szukają sukienki na przyjęcie z okazji Święta Dziękczynienia, na które Christine została zaproszona) i jak mogą mocno wpłynąć na życie każdej z nich. Choć widzimy, jak obie się kochają, to jednak nie umieją pójść na jakikolwiek kompromis, co w konsekwencji prowadzi do karczemnych awantur. Obie zdają sobie sprawę z tego, że każda z nich ma dobre chęci i chce pomóc drugiej, ale nie umieją słuchać się nawzajem.
Gerwig w piękny i doskonały sposób pokazuje dynamikę relacji matki i jej dziecka. I zdecydowanie Lady Bird, to film, który idealnie pokazuje dorastanie z perspektywy rodzica, jak i jego dziecka. To film, który powinien zobaczyć każdy, kto ma do czynienia z nastolatkami, by lepiej zrozumieć siebie i ich.
W obsadzie aktorskiej raczej wszyscy na plus, no może poza Timothée Chalametem. Mam z nim problem. Ja wiem, ponoć się wykazał w Tamtych dniach, tamtych nocach i w Moim pięknym synu, a w Lady Bird ma specyficzną postać do zagrania (bardzo w jego emploi) i w sumie nie ma się czego przyczepić, ale jakoś w swojej grze jest taki, bez wyrazu? Jedna smętna mina prawie przez cały czas? Cytując klasyka - jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca? Na razie ma u mnie kredyt zaufania, poczekam na Henryka V i nowe Małe kobietki z jego udziałem. Zobaczymy.
Co do pozostałych aspektów filmu. Również na plus odbieram soundtrack. Gitara, flet i pianino - to kwintesencja muzyki naszej filmowej Ptaszyny, jaką jest Lady Bird. Jon Brion konsekwentnie wprowadza właśnie trzy instrumenty, niejako ukazując od strony muzycznej zmiany jakie w życiu Christine zaszły przez ten rok, który jest nam dane widzieć na ekranie. Gitara i dźwięki nawiązujące delikatnie do muzyki latynoamerykańskiej to niejako muzyczna wizytówka Sacramento i tego, co uosabia teraźniejsze życie tytułowej Lady Bird, czyli jej rodzinę i najbliższych przyjaciół. To w scenach rodzinnych często słychać delikatnie plumkającą gitarę. Pianino i partie fletów nieuchronnie zapowiadają nam zbliżającą się dorosłość i usamodzielnienie naszej głównej bohaterki i nowy świat, który tylko na nią czeka. Im bliżej główna bohaterka jest osiągnięcia swych marzeń, tym muzyka bardziej celuje w wielkomiejskie jazzowe tony (momentami wręcz nasuwają się wspomnienia z doskonałej ścieżki dźwiękowej z Gdyby ulica Beale mogła mówić). Wiele wariacji muzycznych jest coverowana m.in. jak motyw, który słyszymy w Hope, a za chwilę w More Hope. Ogólnie dzieło Briona to dobry kawałek muzyczny, który dobrze komponuje się z tym, co widzimy na ekranie, a czasem nawet nadaje scenom swoistego klimatu. Co do innych aspektów filmu, warto również zwrócić uwagę na ładne zdjęcia Sama Levy’ego.
Jeśli chodzi o wydanie DVD, akurat obiektem recenzji jest wydanie wchodzące w skład Platinum Collection stworzonej przez polskiego dystrybutora Filmostradę. W jej skład wchodzą jeszcze takie dzieła jak Powiernik królowej czy Ray. Ze spraw typowo klasycznych to mamy do wyboru zarówno polskiego lektora, jak i napisy w naszym języku. Jeśli chodzi o materiały dodatkowe, to jest to raczej jeden dłuższy w którym możemy posłuchać wypowiedzi twórczyni filmu, czyli Grety Gerwig i operatora Sama Levy’ego, z których można się dowiedzieć kilku ciekawostek o filmie, muzyce czy aktorach w filmie występujących (szczególnie kilka ciekawych info zaciekawi fanów Chalameta).
Lady Bird to obraz, który ociera się o genialność. Bo pokazując dorastanie jednej osoby, dostajemy paletę całego obecnego społeczeństwa, nie tylko amerykańskiego, z jego bolączkami, problemami, ale też radościami. I warto by każdy go zobaczył. Bo nie da się ukryć, że każdy z nas, czy to kiedyś, czy teraz, czy za kilka lat będzie krzyczał całemu światu Je suis Lady Bird.
Ocena: 8/10
Tytuł: „Lady Bird”
Reżyseria: Greta Gerwig
Scenariusz: Greta Gerwig
Obsada:
- Saoirse Ronan
- Laurie Metcalf
- Tracy Letts
- Lucas Hedges
- Timothée Chalamet
- Beanie Feldstein
- Lois Smith
- Stephen Henderson
- Odeya Rush
Muzyka: Jon Brion
Zdjęcia: Sam Levy
Montaż: Nick Houy
Scenografia: Traci Spadorcia
Kostiumy: April Napier
Czas trwania: 94 minuty
Dziękujemy dystrybutorowi Filmostrada za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus