„Bumblebee” - recenzja wydania DVD

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 01-08-2019 20:07 ()


Pierwsze trzy filmy o przygodach transformerów były dla mnie, pomimo swoich wad, całkiem niezłym kinem akcji. Wiek zagłady i Ostatni rycerz okazały się jednak produkcjami katastrofalnie wręcz słabymi – tak pod względem scenariusza, jak i aktorstwa, reżyserii oraz obranego artystycznego kierunku. Nieustanne ratowanie świata po raz kolejny i kolejny podparte coraz słabszymi fabularnymi wymówkami i gmatwającą się z filmu na film mitologią kosmicznych robotów najzwyczajniej w świecie mnie zmęczyły. Stwierdziłem, że seans Bumblebee sobie odpuszczę. Kilka tygodni po premierze trafiło do mnie jednak wydanie dvd. Czy Travisowi Knightowi, który przejął pałeczkę od Michaela Baya, udało się tchnąć w serię odrobinę świeżości, czy najnowsza produkcja z uniwersum zakamuflowanych robotów to zwyczajny skok na kasę i odcinanie kuponów?

W kwestii fabuły mamy do czynienia z powrotem do korzeni. Żadnych apokaliptycznych konfliktów, kosmicznych kolizji czy globalnych inwazji. Uciekający z ważnymi informacjami Bumblebee trafia na Ziemię, gdzie w wyniku uszkodzeń traci pamięć i w tym stanie odnaleziony zostaje przez zbuntowaną nastolatkę borykającą się z rodzinnymi problemami. Niedługo później na Ziemię trafia podążająca tropem Autobota para Decepticonów. Jest prosto i bez zbędnej fabularnej gmatwaniny podpartej starożytnymi proroctwami. Akcja zawiązuje się szybko i jest spójna, a fabuła rozgrywa się w zasadzie w obrębie jednego miasteczka, dzięki czemu scenarzystom udało się uniknąć większych scenariuszowych głupot i skakania od jednej lokacji do drugiej. Można by się wręcz pokusić o stwierdzenie, że jak na standardy serii Bumblebee jest produkcją wręcz kameralną. Wątki komediowe i obyczajowe zgrabnie wpleciono w strukturę filmu i owinięto wokół trzonu fabuły, skutkiem czego otrzymaliśmy produkcję z bardzo dobrym tempem i narracją, która trzyma balans pomiędzy dynamiczną akcją, całkiem niezłym humorem opartym głównie na próbach wpasowania tytułowego robota do podmiejskiej rzeczywistości a lekkim rodzinnym dramatem. Fabularnie i reżysersko jest więc jak najbardziej na plus.

Nie najgorzej jest również w kwestii aktorstwa. Oprócz wygenerowanych cyfrowo robotów, których głosy w postprodukcji potraktowano mocno wszelkimi filtrami, na ekranie obserwujemy głównie parę nastolatków w rolach głównych oraz niewielką grupkę dorosłych w rolach drugoplanowych. I zarówno postaci w pełni cyfrowe, jak i aktorzy z krwi i kości w swoich rolach wypadają bardzo przyzwoicie. Ci pierwsi są, dzięki niezłej mowie ciała i licznym animowanym elementom generowanych komputerowo facjat, pełni ekspresji. Ci drudzy, choć nie wspinają się na wyżyny aktorskiego kunsztu i materiał, z którym pracują, do najwybitniejszych nie należy, to radzą sobie bardzo przyzwoicie, unikając sztuczności i przesadnej pompy.

Wiemy jednak dobrze, że saga Autobotów i Decepticonów nie głębią fabuły i aktorskim kunsztem, a oprawą stoi. I tutaj również twórcy wnieśli do serii powiew świeżości. Cyfrowe modele bohaterów cieszą oko ilością detali oraz animacją i prezentują unikalny styl łączący w sobie realizm i wyraźną inspirację zabawkowymi pierwowzorami. Są też bardzo dobrze wkomponowane w fizyczną przestrzeń kadru. Czy jest to Bumblebee potykający się po domu, czy Dropkick rozbijający się po porcie animowane postaci zachowują się i wchodzą w interakcję z otoczeniem w wyjątkowo przekonujący sposób. Natomiast akcja ukazana została w szerokich planach i na długich ujęciach, które pozwalają cieszyć oko spektakularną choreografią i efektami specjalnymi. Warto również dodać, że pomimo tego, iż film przeznaczono dla młodszej widowni, to udało się uniknąć infantylizmu i recenzowana produkcja potrafi być, rzecz jasna w granicach swojej kategorii wiekowej, naprawdę brutalna. Tu przepołowienie, tam urwana kończyna, gdzie indziej tors przebity na wylot. Ponieważ ofiarami przemocy są w filmie w zasadzie jedynie człekokształtne roboty, to rodzice mogą być spokojni o pączkującą psychikę swoich latorośli. Oprawie wizualnej towarzyszą świetne efekty dźwiękowe doskonale punktujące akcję oraz przyzwoita muzyka, która nie drażni i fajnie zgrywa się z filmem, ale jednocześnie nie zapada jakoś szczególnie w pamięć.

Bumblebee to dla zmęczonej i puchnącej od fabularnego bełkotu serii prawdziwy powiew świeżości. Zmniejszenie skali konfliktu i ograniczenie ilości robotów zdecydowanie wyszło produkcji na plus. Prostsza, a jednocześnie bardziej skupiona na bohaterach fabuła oraz skromniejsza, ale lepiej ukazana akcja sprawiają, że przygody „Trzmiela” ogląda się zdecydowanie lepiej niż ostatnie z filmów o transformerach. Pomimo pewnych wad Bumblebee to bardzo dobre kino akcji z niegłupim humorem i sympatycznymi bohaterami. Jeśli masz okazję i niecałe dwie godzinki czasu to warto się zapoznać z produkcją Travis Knighta.

Ocena: 7/10

Tytuł: „Bumblebee”

Reżyseria: Travis Knight

Scenariusz:  Christina Hodson

Obsada:

  • Hailee Steinfeld
  • Jorge Lendeborg Jr.
  • John Cena
  • Jason Drucker
  • Pamela Adlon
  • Stephen Schneider
  • Ricardo Hoyos
  • John Ortiz

Muzyka: Dario Marianelli

Zdjęcia: Enrique Chediak

Montaż: Paul Rubell

Scenografia: Anne Kuljian, Lori Mazuer

Kostiumy: Dayna Pink

Czas trwania: 114 minut

 

Dziękujemy dystrybutorowi Imperial CinePix za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus