„Wolverine. Staruszek Logan” - recenzja
Dodane: 25-06-2019 14:50 ()
Akcja komiksu „Wolverine. Staruszek Logan” rozgrywa się w odległej o pięćdziesiąt lat przyszłości. Światem – a w zasadzie Stanami Zjednoczonymi, bo jak retorycznie pyta jeden z bohaterów komiksu, „kogo obchodzi reszta świata?” – rządzą złoczyńcy. Kraj został podzielony na strefy wpływów poszczególnych łotrów. Gdzieś na jałowym, odległym pustkowiu położonym na terenach nazywanych Krainą Hulka, żyje sobie pewien starzec razem ze swoją rodziną. Stara się jakoś wiązać koniec z końcem, ale ostatnio ma problemy z wypłacaniem haraczu rodzinie Bannera, który najwyraźniej przeszedł na stronę zła. W końcu musiał przyjść moment, kiedy nie miał z czego im zapłacić. Niezbyt rozgarnięci, ale za to krzepcy potomkowie Hulka brutalnie dali mu do zrozumienia, że taka sytuacja jest nie do przyjęcia. Za karę, w kolejnym miesiącu będzie musiał zapłacić podwójną stawkę. Jeśli tego nie zrobi, zginie on i cała jego rodzina. Sprawa wydaje się beznadziejna, ale pojawia się światełko w tunelu. Inny starzec, przyjaciel naszego bohatera, proponuje mu bowiem małą robótkę dającą możliwość zarobienia sporej kasy. Wystarczy przewieźć pewną rzecz przez całe Stany Zjednoczone i dostarczyć ją na wschodnie wybrzeże. Gdyby nie to, że USA stały się dzikim krajem, można byłoby powiedzieć, że zadanie dosyć proste.
Tak rozpoczyna się szalona podróż przez zniszczony kraj. Podróż, którą podejmują dwaj mężczyźni w podeszłym wieku. Nie są to jednak zwykli staruszkowie, lecz dawni superbohaterowie. Tym, który chce zdobyć kasę, by uratować swoją rodzinę przez sadystycznymi potomkami Hulka, jest Wolverine, natomiast tym, kto chce skorzystać z jego usług, jest Hawkeye. O ile jednak łucznik, pomimo wieku i ślepoty, nadal jest waleczny i zadziorny, o tyle Logan od pięćdziesięciu lat, czyli od czasu porażki herosów, nie wysunął swoich szponów ani razu. W niczym nie przypomina dawnego walczaka. Jest wrakiem człowieka i nie ma zamiaru wdawać się w żadne awantury. Nie ma zamiaru walczyć, chce tylko zapewnić swojej rodzinie bezpieczeństwo. Obaj mężczyźni przemierzają zdewastowany kraj, by zrealizować tajemnicze zadanie. Towarzyszymy im w tej podróż i obserwujemy niszczejące ślady dawnej porażki superbohaterów. Widzimy kraj, w którym nie ma już herosów w kolorowych strojach, ale wiara w nich nie zaginęła. Ludzie nadal kultywują mity mówiące o ich powrocie i odrodzeniu.
„Wolverine. Staruszek Logan” doczekał się już drugiej edycji na naszym rynku. W grudniu 2014 roku komiks ukazał się w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, a teraz pojawił się w ofercie wydawnictwa Egmont. Komiks Marka Millara i Steve’a McNivena na pewno jest wart uwagi. Mroczna i brutalna opowieść przywołuje szereg skojarzeń z westernami i filmami postapokaliptycznymi. Wolverine wygląda tu trochę jak połączenie Clinta Eastwooda („Bez przebaczenia”) z Melem Gibsonem („Mad Max”). Scenarzysta stworzył przekonujące i wiarygodne tło tej historii. Czytelnik podczas lektury zadaje sobie dwa pytania. Po pierwsze, jaką krzywdę wyrządzono Wolverine’owi, że ten niegdyś nieustraszony wojownik nie chce już walczyć i daje sobą poniewierać byle komu. Co musieli zrobić mu złoczyńcy, że przeszedł taką metamorfozę? Po drugie, co takiego musi się stać, żeby mutant znów wysunął swoje szpony i zrobił komuś krzywdę? Bo to, że musi to zrobić, jest przecież oczywiste. W końcu to komiks o superbohaterach. Złamanych, pokonanych i poniewieranych, ale jednak superbohaterach. Trzeba przyznać, że Millarowi udało się zbudować napięcie i moment, w którym staruszek Logan znów rusza do boju (to nie jest żaden spoiler, każdy doskonale wie, że to musiało się przecież stać), wypada bardzo efektownie. Inna sprawa, że finałowa walka, a raczej jej zakończenie jest nieco dziwne.
Steve McNiven, który współpracował już z Millarem przy „Wojnie domowej”, wykonał kawał dobrej roboty, tworząc wizualną oprawę tej historii. Jego rysunki są precyzyjne i efektowne. Autor dba o szczegóły, ale jego ilustracje nie tracą na spektakularności. Ma on swój rozpoznawalny styl, w którym istotną rolę odgrywa gęste, ale precyzyjne kreskowanie nadające rysunkom mroczny charakter. Sceny walk są świetnie skomponowane, niezwykle dynamiczne i bardzo brutalne. Na pooranych bliznami twarzach bohaterów wymalowane jest natomiast zmęczenie i zniechęcenie. Wszystko doskonale tu ze sobą współgra. W albumie znalazło się także miejsce na kilka szkiców koncepcyjnych oraz galeria okładek poszczególnych zeszytów.
„Wolverine. Staruszek Logan” to komiks, który na pewno przypadnie do gustu sympatykom dystopicznych postapokaliptycznych klimatów. Świat po upadku superbohaterów wykreowany przez Millara i McNivena jest mroczny, poruszający i przygnębiający. Powszechne zepsucie, kryzys wartości, głód i bieda popychają ludzi do strasznych czynów. Złoczyńcy, którzy pięćdziesiąt lat wcześniej przejęli władzę, są zainteresowani jedynie umacnianiem swojej władzy. Superbohaterowie, którzy przetrwali zagładę sprzed pięćdziesięciu lat, nie mają pomysłu na naprawę tej rzeczywistości, a ich potomkowie zaskakująco łatwo dopasowują się do tego zepsucia. Trudno tu dopatrywać się jakiegoś optymizmu, no ale w końcu o to w takich historiach chodzi.
Tytuł: „Wolverine. Staruszek Logan”
- Tytuł oryginału: „Wolverine. Old Man Logan”
- Scenariusz: Mark Millar
- Rysunki: Steve McNiven
- Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca: Egmont
- Data polskiego wydania: 23.05.2019 r.
- Wydawca oryginału: Marvel Comics
- Stron: 228
- Format 175x265 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolorowy
- Cena: 79,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus