„Aquaman” - recenzja druga

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 31-12-2018 23:50 ()


Studio Warner Bros. postawiło wszystko na jedną kartę. Po sukcesie Wonder Woman i dość chłodnym przyjęciu Ligi Sprawiedliwości, która nie stała się hitem pokroju Avengers, wszystko leżało w rękach bądź płetwach Aquamana. Dużą presję nałożono na film Jamesa Wana, który mógł pogrążyć DCEU albo sprawić, że na produkcje DC znów spojrzy się łaskawszym okiem, mając w pamięci trylogię Nolana, Strażników lub Batmana Tima Burtona.

W przypadku genezy Arthura Curry’ego nie należy spodziewać się przełomu ani rewolucji. To przaśne kino superbohaterskie skrojone pod masowego widza, który nie tylko będzie sympatyzował z głównym bohaterem, typem mięśniaka o gołębim sercu, który wpierw bije, a później zadaje pytania, ale również da się ponieść fantastycznej kreacji świata przedstawionego. Bo Atlantyda urzeka pod wieloma względami, zarówno jako generowany komputerowo twór, jak i dzięki sięgnięciu po komiksowe wątki.

Arthur to owoc zakazanego związku Atlanny z latarnikiem Tomem Currym. Ich szczęście jednak nie trwało długo. Królowa musiała wrócić do podwodnego świata, a jej pierworodny syn dorastał na powierzchni, powoli ujawniając nadludzkie umiejętności. Nigdy nie miał smykałki do bycia herosem, ale nie odmawiał też ludziom w potrzebie. Zapewne nie wróciłby do świata, który go odtrącił, gdyby nie narastający konflikt między Atlantydą a mieszkańcami powierzchni. To właśnie bękartowi Atlanny wieszczona jest rola potencjalnego rozjemcy. Król Orm pragnie zjednoczyć podwodne królestwa, a później najechać powierzchnię. Bratobójcza walka o władzę, której jeden pożąda, a drugi odrzuca, wydaje się nieunikniona.  

Nie trudno nie zauważyć, że fabuła filmu nie należy do nadto wysublimowanych, ale jest na tyle wyważona, by zapewnić widzowi godziwą rozrywkę. James Wan postawił na wartką akcję, spektakularną wizję Atlantydy, widowiskowe pościgi i  nieco szelmowski, a przy tym szorstki urok głównego bohatera. To nie jest bohater pokroju mrocznego Batmana, nazbyt naiwnej Wonder Woman czy prawego Supermana. Aquaman to wdzięczny kompan i do bitki i do kufla piwa, nie zawsze rozgarnięty, ale nie można odmówić mu serca do walki. Twórca Obecności na potrzeby ekranizacji komiksu z premedytacją, ale i wyczuciem sięgnął po różne gatunki, czyniąc Aquamana wybuchową mieszanka, która angażuje widza. Przepych i rozbuchanie podwodnego świata w połączeniu z zaawansowaną technologicznie cywilizacją łączy w sobie fantasy i science fiction, poszukiwanie mitycznego artefaktu to kino przygodowe pełną gębą, a finał tej opowieści został nasączony solidną dawką horroru i akcji. Taki znak rozpoznawczy Jamesa Wana. Wyprawa do krainy Otchłańców to zresztą jeden z najmocniejszych elementów obrazu.

Do pełni szczęścia zabrakło niewiele, bo o ile wizja autorów oczarowuje widza, o tyle fabularne dziury oraz niezbyt lotne dialogi mogą trochę zniechęcać. Zdecydowanie kwestie bohaterów w niektórych momentach zostały potraktowane zbyt komiksowo, a niektóre dowcipy nie porażają błyskotliwością. Szczęśliwie grupa doświadczonych aktorów zaangażowanych do projektu wyciągnęła maksimum ze swoich kreacji. Jason Momoa to wymarzony Aquaman, trochę prostak, trochę dżentelmen, zawadiacki, ale dobroduszny. Aktor udanie odnalazł się w tej roli. Między nim a Amber Heard, czyli ekranową Merą może nie rysuje się nad wyraz silna więź, ale oboje na ekranie pasują do siebie, a była żona Johnny’ego Deppa pozostaje na równi z głównym bohaterem. Z kolei Patrick Wilson, etatowy aktor u Jamesa Wana, również spisał się jako władczy i złowieszczy Orm, wyciągając ze stereotypowo rozpisanej roli dosłownie wszystko. Trochę zawiódł drugi ekranowy złoczyńca. Czarna Manta to taki piesek na smyczy Orma niezbędny do przejścia z jednego punktu fabuły do drugiego. Cieszą niezmiernie pomniejsze kreacje niegdysiejszych tytanów, czyli Willema Dafoe, Nicole Kidman czy rzadko widywanego na dużym ekranie Dolpha Lundgrena. Prawdziwą perłą jest jedna głos weteranki Julie Andrews, która użyczyła go mitycznej postaci.

Aquaman zachwyca wizualną oprawą, może się spodobać miłośnikom awanturniczego kina przygodowego z wyrazistymi bohaterami. Te sprawnie połączone elementy oraz odejście od mrocznej stylizacji plasują obraz Jamesa Wana bliżej produkcji Marvela. Jednak większej głębi nie należy się spodziewać, tylko czystej rozrywki. Wciąż jest wiele do nadrobienia, ale to z pewnością dobry prognostyk przed przyszłymi filmami.

Ocena: 7/10

Tytuł: „Aquaman”

Reżyseria: James Wan

Scenariusz: Will Beall, David Leslie Johnson McGoldrick 

Obsada:

  • Jason Momoa
  • Amber Heard
  • Nicole Kidman
  • Temuera Morrison
  • Patrick Wilson
  • Yahya Abdul-Mateen II
  • Willem Dafoe
  • Dolph Lundgren 

Muzyka: Rupert Gregson-Williams

Montaż: Kirk Morri

Zdjęcia: Don Burgess

Scenografia: Danielle Berman, Beverley Dunn

Kostiumy: Kym Barrett

Czas trwania: 143 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 


comments powered by Disqus