„The Quake. Trzęsienie ziemi” - recenzja
Dodane: 17-12-2018 22:05 ()
Trzy lata temu norweska produkcja Fala opowiadająca o osunięciu się skały do fiordu, które wywołało potężne tsunami, ubiegała się o oscarową nominację. Jak widać, kino katastroficzne nie jest jedynie domeną Amerykanów lubujących się w kręceniu ociekających patosem produkcji, w których człowiek nie ma wielkich szans z szalejącym żywiołem. Mimo to walczy, nawet jeśli sytuacja jest beznadziejna.
The Quake. Trzęsienie ziemi można nazwać nietypowym sequelem Fali. Wprawdzie nie mamy już do czynienia z szalejącą wodą, ale centralną postacią nadal jest ocalały z poprzedniej katastrofy Kristian Eikjord – geolog, który ratował swoją rodzinę i mieszkańców niewielkiego Geiranger. Minęły trzy lata i wciąż nie pozbierał się po tamtej wielkiej tragedii. Gdzieś w głowie mężczyzny kołacze się myśl, że nie zrobił wszystkiego, co mógł, by uratować więcej ludzi. Próbuje powrócić na łono rodziny, ale trauma i przeświadczenie, że ściąga na swoich bliskich kłopoty ciągle nie dają mu spokoju. Tym razem przyjeżdża do Oslo, aby sprawdzić badania kolegi po fachu, który odnotował nieoczekiwane wstrząsy w stolicy kraju. Wszystkie znaki na niebie wskazują zbliżający się kataklizm, a instytucje szybkiego ostrzegania nie wierzą w paranoiczne teorie doświadczonego geologa.
Produkcja w subtelny sposób nawiązuje do Fali, ale poza głównymi bohaterami nic więcej nie łączy się z fabułą poprzedniego filmu. W obrazie Johna Andreasa Andersena nie brakuje napięcia, ale budowane jest ono raczej niespiesznie z nastawieniem na pogłębienie charakteru geologa. Traumatyczne wspomnienia odcisnęły piętno na jego życiu, spychając niejako na margines społeczny. Jednak gdy chodzi o życie ludzkie i nadchodzącą katastrofę to Kristian czuje się w swoim żywiole, działa instynktownie i kroczy ścieżką pozostawioną przez kolegę. Nie przypomina on jednak bohatera Fali, tamta katastrofa z pewnością odbiła się na jego psychice, co w filmie zostało z powodzeniem pokazane. Nie tylko przez samotnicze życie bohatera, ale również jego problemy z nawiązaniem pozytywnych relacji z dziećmi i żoną.
Norweska produkcja nie może poszczycić się budżetem amerykańskich filmów katastroficznych, toteż moment tragedii został tu skrupulatnie zaplanowany. Ogromne trzęsienie ziemi nawiedza Oslo, a jego reperkusje zwiastują walkę o przetrwanie. Mimo rozległej katastrofy obraz Johna Andreasa Andersena wciąż pozostaje kinem kameralnym, które na pierwszym miejscu stawia rodzinny dramat. W głównych rolach brylują znani z Fali Kristoffer Joner i Ane Dahl Torp wspierani przez debiutującą na dużym ekranie Kathrine Thorborg Johansen. Twórcy skrupulatnie odliczają sekundy do kataklizmu, robiąc również ekspozycję istotnych miejsc w Oslo, które chcąc nie chcąc, również staje się niemy bohaterem obrazu. Odrobinę niedosytu przynosi finał, który zostaje jakby za szybko urwany w dość mocnym i emocjonującym momencie.
Jak podkreślają twórcy obrazu w jego końcówce, Norwegia narażona jest na częste trzęsienia ziemi, a jeśli któreś z nich miałoby siłę wydarzenia z 1904 roku, którym inspirowali się filmowcy, to jego skutki obecnie byłyby nie do opisania. The Quake. Trzęsienie ziemi można więc traktować również jako przestrogę, niemniej wyszedł z tego sprawnie rozpisany dramat rodzinny. Nie jest to wprawdzie poziom najlepszych produkcji katastroficznych, ale wciąż dość angażujące kino do przemyśleń.
Ocena: 5/10
Tytuł: The Quake. Trzęsienie ziemi
Reżyseria: John Andreas Andersen
Scenariusz: John Kåre Raake, Harald Rosenløw-Eeg
Obsada:
- Kristoffer Joner
- Ane Dahl Torp
- Jonas Hoff Oftebro
- Edith Haagenrud-Sande
- Stig R. Amdam
- Kathrine Thorborg Johansen
Muzyka: Johannes Ringen, Johan Söderqvist
Zdjęcia: John Christian Rosenlund
Montaż: Christian Siebenherz
Scenografia: Kaja Raastad, Nora Sopková
Kostiumy: Anne Isene
Czas trwania 106 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus