„Jeremiah” tom 17: „Trzy, może cztery motory” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 05-12-2018 21:20 ()


Nie ma co się łudzić: im bardziej tytułowy bohater tej cenionej serii stara się osiągnąć upragniony spokój i stabilizację, tym z większą intensywnością los pcha go pod przysłowiową ciężarówkę z gruzem. Nie inaczej sprawy mają się rzecz jasna także w najnowszej odsłonie polskiej edycji „Jeremiaha”, mimo że początkowe plansze sugerować mogą zgoła odmienną sytuację. A jednak szanowny pan autor w trosce o czytelniczą satysfakcję wielbicieli swojej twórczości, zadbał o wprowadzenie stosownego, podsycającego rozwój akcji dyskomfortu.

Jak to już wcześniej całkiem często bywało, także tym razem udział w jego zaistnieniu ma współtowarzysz podróży Jeremiaha w osobie Kurdy’ego (zob. m.in. „Bumerang”). O dziwo kieruje się on nie tyle typowym dlań imperatywem wygenerowania w jak najkrótszym czasie jak największych zasobów finansowych, ile chęcią wybronienia pozbawionego nóg młodzieńca. Tego bowiem wybrał sobie na łatwy cel snujący się po barach zawadiaka znany jako Montana. Jak zapewne stałych czytelników tej serii nie trzeba przekonywać, ów jegomość bardzo źle trafił, czego efektem okazała się jego dotkliwie obita facjata. To zaś oznacza ledwie początek tej jakże wystrzałowo zainicjowanej znajomości, jako że upokorzony na oczach lokalnej społeczności osiłek ani myśli darować sobie rewanż. Co więcej, ma on widoki na zyskanie potencjalnych sojuszników. Do miasta przybywa bowiem grupa nigdy wcześniej tam niewidzianych motocyklistów, którzy już na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie jeszcze bardziej kłopotliwych niż niedoszły oprawca kalekiego chłopaka. Do tego ich nerwowe reakcje jasno wskazują, że nie zjawili się tam przez przypadek… A w samym środku szykującej się awantury odnajdujemy Jeremiaha, który nie chciał niczego więcej, jak tylko odwiedzić wielbioną przezeń ciotkę…

Już tylko w niniejszym cyklu (nie wspominając o pozostałych utworach tego autora takich jak choćby klasyczna seria „Wieże Bois-Maury") „Ardeński Dzik” po wielokroć udowodnił, że złożone, wręcz „gęste” od licznych motywów i osobowości fabuły nie tylko nie są mu straszne, ale radzi on sobie z ich kreowaniem wręcz wyśmienicie. De facto nie sposób dopatrzyć się w tych „konstrukcjach” zbędnych elementów, jako że nawet umieszczone w odleglejszym tle drobiazgi współtworzą sugestywny obraz rzeczywistości – nazwijmy to umownie – rekonstruowanej. Wszystkie ona sprawiają wrażenie kunsztownie skomponowanych i gruntownie przemyślanych. Toteż nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że owa charakterystyka dotyczy także siedemnastej odsłony perypetii Jeremiaha i Kurdy’ego. Mało tego! Być może trudno w to uwierzyć, ale na stronicach tej propozycji wydawniczej dzieje się jeszcze więcej niż w poprzednich albumach. Do tego bez generowania w odbiorcach poczucia przesytu! Fabularna układanka jest zatem „dopieszczona” w każdym calu. Dość wspomnieć, że także postaci z założenia marginalne mają swoje trafnie dobrane miejsce w owej „mozaice” znaczeń i sytuacji.

Nie inaczej zresztą sprawy mają się w kontekście wizualnego wymiaru tego przedsięwzięcia. Wszystkie typowe dla Hermanna zabiegi stylistyczne zostały zachowane przy równoczesnym pogłębieniu finezji w prowadzeniu przezeń kreski. Świat przedstawiony jest kompletny, a sam autor nie oszczędza się w aranżowaniu sekwencji, przy których rozrysowywaniu „poległby” nie tylko młodszy stażem kolega po fachu, ale też co najmniej kilku doświadczonych „zawodników”. Stąd nie zabrakło tak lubianych przez tego twórcę scen nocnych w strugach deszczu oraz przekonująco ujętego ruchu. Tutaj nie ma miejsca na przypadkowość. Jest natomiast perfekcyjny warsztat oraz owa iskra boża wpisana w talent rzeczonego. To właśnie za jej sprawą znać, że ma się do czynienia z pochodną działalności artysty przez prawdziwie duże „A”.

 

Tytuł: „Jeremiah” tom 17: „Trzy, może cztery motory”

  • Tytuł oryginału: „Trois motos… ou quatre”
  • Scenariusz i rysunki: Hermann Huppen
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dupuis
  • Wydawca wersji polskiej: Elemental
  • Data premiery wersji oryginalnej: 2 lutego 1994
  • Data premiery wersji polskiej: 6 listopada 2018
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21 x 29 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 39 zł

 Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus