„Andrzej Janicki. Napalony na komiks” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 16-06-2017 19:04 ()


Pytanie, czy rodzimi, komiksowi twórcy debiutujący na przełomie lat 80. i 90. minionego wieku okazali się przysłowiowym „straconym pokoleniem”, wciąż nie doczekało się satysfakcjonującej odpowiedzi. Z jednej strony ówczesna zapaść w kontekście produkcji sygnowanych przez polskich autorów uniemożliwiła im aktywność adekwatną do ich twórczego potencjału i warsztatowych możliwości. Z drugiej natomiast przemożna chęć wyżycia się w przestrzeni uwielbianego medium u części z nich okazała się silniejsza nawet od rynkowych niedogodności. Do grona twórców, którzy nie złożyli piór i pędzli, zaliczał się (i wciąż zalicza) Andrzej Janicki, jeden z współtwórców pamiętnego magazynu „Awantura”.

Owa determinacja nie wynikła z przypadku, jako że dorastający w ważnej na komiksowej mapie Polski Bydgoszczy od maleńkości „nasiąkał” fascynacją narracjami obrazkowymi. Niewątpliwie sprzyjał temu ogólny „duch miejsca”, wszak to właśnie w tym ośrodku tworzyli nieprzeceniany Jerzy Wróblewski, Andrzej Białoszycki, a także Andrzej Olaf Nowakowski, współpracujący z najpopularniejszą popołudniówką regionu, tj. „Dziennikiem Wieczornym”. Wedle wspomnień Janickiego istotną rolę w jego formacji odegrały ponadto magazyny „Relax” i „Alfa”, a także publikująca komiksy harcerska gazeta „Świat Młodych”. Swoje zrobił również bezpośredni kontakt z innymi pasjonatami gatunku - m.in. Krzysztofem Różańskim i Romanem Maciejewskim, z którymi miał on współtworzyć wzmiankowany magazyn „Awantura” - oraz edukacja w bydgoskim Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych. Można zatem zaryzykować twierdzenie, że Janicki nie tylko był (i zapewne nadal jest) „napalony na komiks”, ale wręcz nań skazany.

Czy na własną zgubę? Być może z perspektywy posesjonatów rozległych, podmiejskich posiadłości oraz właścicieli sprawnie prosperujących hurtowni, którzy do majątku i pozycji społecznej doszli w okresie, gdy bohater niniejszego albumu „trwonił” swój czas na „jakieś tam komiksy” zapewne tak. Cóż jednak począć, gdy pasja i wynikły z niej imperatyw twórczy okazuje się na tyle silny, że nawet perspektywa dobrze opłacanej posady nie jest w stanie przemówić do rozumu zapatrzonemu w ciąg kadrów zapaleńcowi… Trudno jednoznacznie orzec, czy tak się sprawy miały w przypadku Andrzeja Janickiego. Biorąc jednak pod uwagę jego dorobek na komiksowej niwie, taki właśnie wariant wydaje się całkiem prawdopodobny. Na rzecz tegoż przypuszczenia zdaje się wskazywać ogólna wymowa tekstów poprzedzających właściwą część „Napalonego na komiks” autorstwa koordynatora tego przedsięwzięcia w osobie Macieja Jasińskiego oraz jeszcze jednego weterana „Awantury”, Jerzego Szyłaka. Nie sposób odgadnąć, jakież to bogi nikczemne sprzysięgły się po 1989 r. przeciwko autorom tego sortu co właśnie Janicki. Pewne jest, że nie pozwolił on im się przytłoczyć, czego przejawem jest niniejsze, obszerne tomiszcze. To właśnie na kartach tej monumentalnej publikacji zebrano znaczną część dorobku obecnego w tytule twórcy, nie wyłączając kompozycji okładek zdobiących m.in. takie magazyny jak „AQQ”, „Produkt” i „Krakers”, koncepty do niezrealizowanych animacji (w tym dobrze zapowiadającej się „Rejzy”) oraz profesjonalnie wykonane fanarty z udziałem m.in. Straine’a, Sędziego Dredda, bohaterów cyklu „Osiedle Swoboda” czy wszystkim dobrze znanego Gwiezdnego Dziecka. Chciałoby się zresztą rzec, że profesjonalizm to ogólnie drugie imię Janickiego. Zarówno  obecnie, jak i na etapie przełomu dwóch ostatnich dekad XX wieku prace tego twórcy niezmiennie charakteryzowała wysoka jakość dopracowania. Do tego bez względu na użytkowaną przezeń stylistykę – groteskę, karykaturę bądź realizm – skrupulatnie cyzelowaną. Znać przy tym, że twórca „Stalowej twierdzy” wykazywał skłonność do rozpoznawania różnorodnych kierunków w zakresie maniery plastycznej, czego przejawem jest znaczne zróżnicowanie zebranych tu prac. Nawet jeśli w większości z nich z miejsca daje się rozpoznać osobisty sznyt tego autora.

Ze względu na specyfikę zamówień zlecanych rzeczonemu (na ogół były to czasopisma takie jak „Świat Gier Komputerowych” oraz komiksowe antologie) w albumie przeważają krótkie formy, nie wolne od akcentów humorystycznych oraz na ogół przekonująco spointowane. Janicki (a także współpracujący z nim scenarzyści) nie obawiali się różnorodnych konwencji; trudno jednak nie zauważyć lgnięcia tego autora ku fantastyce bez względu na jej odmianę. I chociaż przewaga militarnej science fiction (vide „Bohater”, „Solar”) oraz fantasy w duchu howardiańskim („Droga miecza”, „Rufus”) wydaje się nie podlegać dyskusji, to jednak rzeczony twórca nie miał nic przeciwko, aby zapuszczać się ku odmiennym obszarom tematycznym (np. osadzone w realiach II wojny światowej „Podwórko”). Jest zatem w czym przebierać; także w kontekście rozbuchanych form kultury materialnej rozrysowywanych światów, bestiariusza udzielających się na planszach tegoż zbioru baśniowych istot oraz zaawansowanych technicznie urządzeń. I co najważniejsze bogactwo zasobów wyobraźni autora podąża w parze z finezją wykonania zamierzonych pomysłów.

Nie da się bowiem ukryć, że Janicki to fachowiec wysokiej klasy, o umiejętnościach i talencie doszlifowanych do perfekcji. Bez względu na rodzaj maniery czy konwencji znać w jego realizacjach dopracowanie w każdym calu. Okładki, kompozycje reklamowe, komiksowe nowele – każde z tych przedsięwzięć zostało wykonane nie tylko solidnie, ale też z przysłowiową iskrą bożą, widomym znakiem, iż mamy do czynienia nie tylko z wykwalifikowanym w swoim rzemiośle twórcą, ale też – nie bójmy się tego słowa – artystą. Dodajmy, że niestroniącym od eksperymentów formalnych i modyfikacjach stylistycznych. I chociaż inspiracje dokonaniami twórców skupionych m.in. wokół magazynu „2000 AD” (by porównać nowelkę „Alienacja” z częścią plansz zaprezentowanych w albumie „Sláine: Świt wojownika”) jest łatwo dostrzegalna, to jednak indywidualizm rysunku bohatera tego albumu (m.in. charakterystyczny sposób ujmowania oczu części portretowanych postaci) zostaje zachowany.

Wartością samą w sobie są także wspominane wprowadzenia do albumu w wykonaniu Macieja Jasińskiego i Jerzego Szyłaka. Wzbogacone o reprodukcje fotografii z różnych etapów życia tytułowego „napaleńca” przybliżają nie tylko koleje losu tego w równym stopniu zdolnego co i pracowitego twórcy, ale też specyfikę kierunków rozwojowych naszego rynku. W tekście pierwszego ze wzmiankowanych głos nierzadko zabiera sam Janicki, co w sposób istotny ożywia prezentację jego sylwetki. Szkoda natomiast, że w spisie treści zebranych tu przejawów twórczości „napalonego na komiks” zabrakło informacji o ich pierwodruku. Wbrew pozorom przynajmniej dla części odbiorców tej propozycji wydawniczej (nie wyłączając piszącego te słowa) tego typu odsyłacze bibliograficzne są istotne, a ponadto dodatkowo podkreślałyby rozmach i skalę aktywności Janickiego.

Standardy poligraficznej jakości w wykonaniu naszych wydawców są już na tyle wysokie, że w natłoku spiętrzającej się oferty coraz to nowych tytułów nie zawsze zwykło się je stosownie doceniać. W przypadku niniejszego albumu mamy do czynienia z kolejnym, pieczołowicie dopracowanym produktem finalnym. Głębia i nasycenie barw - w tym także czerni – są bez zarzutu, a całość wzbogacono o cztery pocztówki z kompozycjami autorstwa – jakżeby inaczej – Andrzeja Janickiego. Dobrej jakości papier oraz twarda, lakierowana oprawa dopełniają – również nie bójmy się tego określenia – finezji wykonania tej publikacji. Czegóż zatem chcieć więcej? Oczywiście kolejnych tego typu przedsięwzięć przybliżających dorobek autorów „straconego pokolenia”! Tym bardziej że jakby wbrew rynkowym uwarunkowaniom przynajmniej w kilku przypadkach okazało się ono zaskakująco żywotne.

 

Tytuł: „Andrzej Janicki. Napalony na komiks”

  • Scenariusz: Andrzej Janicki, Andrzej Baron, Krzysztof Buko, Łukasz Chmielewski, Maciej Jasiński, Tomasz Marciniak, Adam Ochocki, Krzysztof Różański, Liam Sharp, Jerzy Szyłak
  • Rysunki: Andrzej Janicki (gościnnie)
  • Opracowanie albumu i wstęp: Maciej Jasiński
  • Drugi wstęp: Jerzy Szyłak
  • Wydawca: Ongrys
  • Data publikacji: 18 maja 2017
  • Oprawa: twarda
  • Format: 22 x 29,5 cm
  • Druk: kolor/czarno-biały
  • Papier: kredowy
  • Liczba stron: 264
  • Cena: 99,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus