„Kolory Dzikiego Zachodu” - recenzja
Dodane: 24-03-2017 22:27 ()
Jeszcze do niedawna polskie edycje prac autorstwa Paolo Serpieriego były co najwyżej przysłowiowym marzeniem ściętej głowy. Podejmowane w poprzedniej dekadzie próby spolszczenia jego najsłynniejszego dzieła (mowa tu rzecz jasna o cyklu „Druuna”) zakończyły się niepowodzeniem i tym samym naszym czytelnikom pozostało jedynie zaopatrzenie się w wersje obcojęzyczne. Ostatnimi czasy ta sytuacja uległa zmianie i to do tego stopnia, że prezentacji dorobku włoskiego wirtuoza kreski niemal równocześnie podjęło się dwóch wydawców: Wydawnictwo Kurc oraz Scream Comics.
Pierwsze ze wspomnianych zdążyło już zaproponować dwa tomy z dawna wypatrywanej „Drunny”, a kolejny jest ponoć na etapie zaawansowanych przygotowań. Drugie wydawnictwo od blisko dwóch lat wręcz bombarduje polskich czytelników klasykami z zasobu m.in. oficyny Les Humanoïdes Associés. Nie zaskakuje zatem sięgnięcie również po dorobek Serpieriego, czego przejawem jest niniejszy zbiór krótkich form komiksowych oraz całostronicowych kompozycji ukazujących m.in. gen. Georga Armstronga Custera. Owe prace łączy tematyka – wprost zresztą sformułowana w tytule albumu – Dzikiego Zachodu, a zatem dość pojemnej sfery znaczeniowej związanej z kolonizacją amerykańskiego pogranicza. A że Włosi to nacja, która swego czasu zadurzyła się w westernie (do tego z wzajemnością!), toteż nie dziwi okoliczność, że również wywodzący się z niej wirtuozi komiksu próbowali swoich sił w tej konwencji. Serpieri nie był pod tym względem wyjątkiem, czego dowodem są zebrane w niniejszym tomie nowele.
Już tylko poprzedzający je zestaw ilustracji ukazujących wspomnianego pechowca spod Little Big Horn oraz mieszkańców Wielkich Równin z miejsca wypada uznać za popis plastycznego kunsztu tego autora. Precyzyjne, acz nie wolne od wrażeniowości budowanie formy spiętrzeniem kresek to prawdopodobnie najbardziej charakterystyczna cecha stylistyki tego twórcy. Takiej właśnie strategii plastycznej mogą spodziewać się czytelnicy zdecydowani na zapoznanie (czy może trafniej: ich podziwianie) z „Kolorami Dzikiego Zachodu”. Pomimo że mamy tu do czynienia z wcześniejszymi o kilka lat od opublikowanego pierwotnie w 1985 r. albumu „Morbus Gravis” (fabuły inicjującej burzliwe dzieje Druuny), to jednak przygotowanie warsztatowe Serpieriego już wówczas (tj. na etapie przełomu lat 70. i 80. minionego wieku), wprost rzecz ujmując, imponowało. Znać tu co prawda wpływ wczesnego Enki Bilala (vide historie zebrane w albumie „Legendy naszych czasów”); niemniej owe podobieństwa to efekt raczej warsztatowych zbieżności niż faktycznego naśladownictwa.
W pierwszej z historii (swoją drogą publikowanych pierwotnie w magazynach takich jak „Lancistory” i „L’Eternauta”) uwagę czytelnika, jakby na przekór ogólnej tendencji po dziś dzień przeważającej w produkcjach westernowych, skoncentrowano na osobie niejakiej Angie, młodej kobiety, która znużona wyczerpującą codziennością w fundamentalistycznej wspólnocie protestanckiej zdecydowała się opuścić rodzinne gospodarstwo i przyłączyć się do jednego z indiańskich plemion. Trudy żywota wśród preriowych nomadów boleśnie weryfikują jednak młodzieńcze wyobrażenia. Ponadto na jej drodze staje tytułowy „Człowiek, który nie miał kciuków”, koniokrad i rzezimieszek, który nie raz i nie trzy konfrontował się z Indianami. Pytanie, jaka rola przypadnie do odegrania bohaterce tej opowieści: łupu, nagrody czy może aktywnej uczestniczki zaistniałych wydarzeń… „Bestia” to z kolei zwięzła fabuła z motywem nadprzyrodzonym jako jej zwornikiem. Rola bohaterów owej historii tym razem przypada dwóm gringos, być może dezerterom z amerykańskiej armii, którzy niczym poprzedzający ich w tej roli Francisco de Coronado usiłują dobrać się do tubylczych kosztowności skrytych w ruinach starożytnej świątyni. Jak zapewne nietrudno się domyślić czeka na nich nie lada niespodzianka. „Szamana” można uznać za przestrogę dla wszystkich tych, którym zamarzyło się wdawanie w spór z duchowymi przywódcami indiańskich społeczności. W „Człowieku o wielkiej mocy” zawarto epizod z walk pomiędzy białymi przybyszami a mieszkańcami Wielkich Równin, w którym również nie zabrakło odniesienia do sfery nadnaturalnej. Podobnie rzecz się ma w wieńczącej album nowelce „Przeklęte złoto”, której protagoniście w osobie niejakiego Berniego Walleya przytrafia się w wiosce jednego ze szczepów Indian Hopi nad wyraz osobliwa przygoda.
Zrealizowane we współpracy ze scenarzystą Roberto Ambrosio historie nie grzeszą być może nadmiarem fabularnej złożoności, ich niewielka rozpiętość nie pozwala zresztą autorom na rozmach typowy dla pełnowymiarowych opowieści. A jednak mimo tego ograniczenia w każdej z nich znać specyficzną nastrojowość, jakże odmienną od dawnych, idealizowanych wyobrażeń o kolonizacji Dzikiego Zachodu. Znacząca dawka niesamowitości to dodatkowy walor tej propozycji wydawniczej nadający jej quasi-mistycznego posmaku. Nade wszystko cieszy jednak jeszcze jedna okazja do podziwiania pochodnej nietuzinkowego talentu plastycznego pomysłodawcy Druuny. Jego prace prezentują się bowiem mistrzowsko i ponadczasowo, w których to określeniach nie ma choćby grama przesady.
Tytuł: „Kolory Dzikiego Zachodu”
- Tytuł oryginału: „Serpieri – I colori del west”
- Scenariusz: Roberto Ambrosio, Paolo Eleutieri Serpieri
- Rysunki: Paolo Eleutieri Serpieri
- Wstęp: Guido Tiberga
- Tłumaczenie z języka włoskiego: Anna Wyszyńska
- Wydawca wersji oryginalnej: LoScarabeo
- Wydawca wersji polskiej: Scream Comics
- Data premiery wersji oryginalnej (w tej edycji): 3 lipca 2013 r.
- Data premiery wersji polskiej: 1 października 2016 r.
- Oprawa: twarda
- Format: 24 x 32 cm
- Druk: kolor/czarno-biały
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 92
- Cena: 69 zł
Dziękujemy wydawnictwu Scream Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus