„Gold” - recenzja
Dodane: 20-03-2017 12:40 ()
Nie wszystko złoto, co się świeci - ta stara maksyma jak ulał pasuje do najnowszego filmu twórcy nagradzanej Syriany. Nie wystarczy mieć charyzmatycznego aktora, który dla roli zrobi wszystko, w tym przypadku oszpeci się, przybierając na wadze, ale równie ważna jest sama historia. A ta w „Gold”, mimo że bazująca na autentycznych wydarzeniach, została sfilmowana bez polotu, ikry.
Główną bolączką obrazu Stephena Gaghana jest skupienie się i całkowite podporządkowanie fabuły jednej postaci, a jest nią drobny cwaniaczek Kenny Wells. Nie potrafił prowadzić rodzinnego biznesu i stoczył się na samo dno. Podejmując ostatnią próbę ratowania chylącej się ku upadkowi firmy, Wells leci do Indonezji, gdzie ponoć znajduje się olbrzymie, nieodkryte złoże złota. W tym celu namawia starego znajomego, geologa Michaela Acostę, na współpracę przy poszukiwaniu cennego kruszcu. Próby przekonania poważnych graczy do udziału w wydobyciu kończą się fiaskiem, więc Kenny i Acosta na własną ręką i wykorzystując resztki swoich funduszy, dokonują odwiertów. Droga wyrzeczeń, zwątpienia, jak i ogromnego poświęcenia Wellsa kończy się upragnionym sukcesem. Gdy przychodzą próbki z laboratorium, okazuje się, że nieustępliwi poszukiwacze złota trafili na pokaźnych rozmiarów złoże. W jednej chwili z wyszydzanych frajerów stają się poważnymi graczami na rynku światowego złota. Każdy chce współpracować z firmą Wellsa. Problemy zaczynają piętrzyć się nad głowami bohaterów, gdy okazuje się, że kopalnia może zostać przejęta przez indonezyjską władzę.
Wydawać się może, że tak zarysowana fabuła powinna być przepisem na czyste, filmowe złoto. Akcja może nie jest porywająca, ale na tyle absorbuje uwagę widza, aby ten śledził zmagania Wellsa nie tylko z przeciwnościami losu, ale też ze swoimi słabościami, przekonaniami o własnej wielkości. Jak sam mówi, wyszczekanym głosem Matthew McConaugheya – pieniądze się nie liczą, liczy się złoto i prestiż bycia kimś w branży. Wells przez wiele lat pomijany pragnie swoich pięciu minut, zaznać sławy jak jego ojciec i dziad. Pokazać krezusom, że człowiek z nizin, może zrealizować swoje marzenia i stać się kimś. Jednak Kenny dość szybko zachłystuje się sławą, a raczej przysłania mu ona wydatnie wszelkie ciemne strony tego interesu, które wcześniej czy później zsyłają go w niebyt. Pozbawiony wszystkiego stara się ponownie podnieść po upadku. Widz zastanawia się, który to już raz, patrząc na alkoholowe ekscesy bohatera i ile to już podobnych fabuł wypluło Hollywood.
Matthew McConaughey jest klasą samą w sobie, potrafi się dostosować do każdej roli, tak fizycznie, jak i mentalnie wczuć się w autentyczną postać. Tutaj robi to bez zarzutu. Jednakże będąc cały czas na piedestale, nie ma na tyle wyraźnej drugoplanowej postaci, która mogłaby zabrać z barków aktora nieco ciężaru udźwignięcia filmu. Na pewno ta rola nie powiodła się Edgarowi Ramirezowi, którego Acosta jest istotną postacią, ale w interpretacji aktora bardzo papierową i bezbarwną. Nie można też liczyć na swoiste iskrzenie między Wells a jego dziewczyną Kay - graną przez Bryce Dallas Howard, bo wątek ten zapowiadał się smakowicie, ale został brutalnie ucięty przez scenarzystów, bez konkretnego rozwinięcia.
Film Stephena Gaghana mieni się złocistą poświatą, ale twórcy nie sprostali zadaniu przetworzenia interesującego materiału wyjściowego w zajmujące i trzymające w napięciu widowisko. Są tu przebłyski aktorskiej gry, zwłaszcza Matthew, i dobrze zgrane schematy, ale to wciąż za mało, aby móc mówić o dziele wybitnym. Kino co najwyżej letnie, dla wielbicieli wirtuozerskiej gry McConaugheya.
Ocena: 5,5/10
Tytuł: „Gold”
Reżyseria: Stephen Gaghan
Scenariusz: Patrick Massett, John Zinman
Obsada:
- Matthew McConaughey
- Edgar Ramírez
- Bryce Dallas Howard
- Corey Stoll
- Toby Kebbell
- Bill Camp
- Joshua Harto
- Timothy Simons
Muzyka: Daniel Pemberton
Zdjęcia: Robert Elswit
Montaż: Douglas Crise, Rick Grayson
Scenografia: Maria Djurkovic
Kostiumy: Danny Glicker
Czas trwania: 121 minut
comments powered by Disqus