„Jeremiah” tom 12: „Julius i Romea” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 12-12-2016 16:30 ()


W swojej niekończącej się wędrówce za przysłowiowym chlebem Jeremiah i Kurdy docierają do kolejnej enklawy ocalonych z nuklearnego konfliktu. Tym razem, miast osobliwego przytułku („Zima błazna”) czy wspólnoty rolników i wydobywców („Dzicy spadkobiercy”) duet sprytnych włóczęgów trafia do skrzącej się od kontrastującego z otoczeniem blichtru metropolii określanej przez jej włodarzy mianem „(…) pierwszej komórki Ameryki odradzającej się z ruin”. Mieszkańcy tego zdawało się wyśnionego snu o pławieniu się w luksusie, zdają się egzystować na poziomie zbliżonym do przedwojennej elity. Jak się jednak okazuje, ma to swoją określoną cenę.

Wznoszące się wśród pustkowi miasto ze stali i szkła jest w istocie ściśle scentralizowaną autokracją kierowaną przez prezydenta, wspierającą go radę złożoną z miejscowych notabli oraz nieprzebierających w środkach sił porządkowych. W zamian za dobrobyt chronionej murem oazy luksusu wymagają oni bezdyskusyjnego respektowania decyzji kasty rządzącej. Uczciwie trzeba przyznać, że słodkie to brzemię, bo tak jak chwilę temu zasygnalizowano trudno nie dopatrzyć się korzyści wynikających z tej umowy społecznej, jako że pełnoprawni obywatele wspólnoty zdają się wieść żywot wolny od trywialnych trudów codzienności. W tych bowiem wyręczają ich zaciągani na terminowe kontrakty najmici spoza granic pilnie strzeżonego miasta-państwa. Wśród oznakowanej numerami taniej siły roboczej, przyczyniającej się do pomnożenia jego zasobności, odnajdujemy również Jeremiaha i Kurdy’ego, którzy tym sposobem usiłują uzupełnić permanentny niedobór swoich zasobów finansowych.

„Julius i Romea” nieprzypadkowo nawiązuje tytułem do jednego z najsłynniejszych dokonań Williama Szekspira. Wątek zakazanej miłości, tym razem w wykonaniu dystansującej się od standardowych zasad higieny osobistej córki miejscowego prezydenta oraz (posiłkując się terminologią znaną z cyklu „Yans”) pozamiestnego, odgrywa tu rolę podrzędną wobec poczynań duetu głównych bohaterów. Wprzęgnięci w system służebny poznają oni ową rzeczywistość, jakże odmienną od realiów spieczonego słońcem stepu, od różnych stron. Trudno nie zauważyć, że dla przyzwyczajonego do nomadycznego trybu życia Kurdy’ego konieczność całodziennej harówy nie należy do najprzyjemniejszych doznań w jego dotychczasowej karierze łazika. Zupełnie odmiennie rzecz się ma w przypadku towarzysza jego wędrówki; dodajmy, że nie tylko ze względu na wyniesiony z rodzinnej osady nawyk do ciężkiej pracy. Interesującym uzupełnieniem tej fabuły jest także sięgnięcie przez jej autora po motyw znany z konwencji superbohaterskiej. Co prawda raczej marginalny i nie bez znamion parodystycznych wobec wiodącego na rynku amerykańskim segmentu komiksowej branży, niemniej pozwalający sobie wyrobić wyobrażenie jak w wykonaniu mistrza Hermanna prezentowałaby się produkcja z udziałem odzianych w trykoty altruistów. Ogólnie konstrukcja fabularna, podobnie zresztą jak przy okazji wcześniejszych odsłon tej serii (w tym zwłaszcza w albumie „Delta”) znamionuje kunsztowność i dbałość o szczegóły. Drobne, pozornie mało istotne elementy, wraz z rozwojem historii nabierają znaczenia, a sam Hermann nie omieszkał sięgnąć po osobowości udzielające się na kartach wcześniejszych epizodów. Odrobina niekiedy osobliwych akcentów humorystycznych dopełnia zawartej w tej publikacji mozaiki motywów.

Gruntownie przemyślanemu scenariuszowi jak zwykle towarzyszy nie mniej udana warstwa plastyczna. Hermann Huppen nic nie traci ze swej znakomitej formy twórczej. Poszczególne sekwencje tej opowieści zostały nakreślone wręcz brawurowo, z pełną precyzją i bez znamion choćby minimalnej fuszerki. Dotyczy to zarówno licznych postaci bliższych i dalszych planów, jak i scenografii, w których zostają one umieszczone. Tym samym rzeczony po raz kolejny daje się poznać jako autor, dla którego nakreślenie dowolnego rodzaju perspektywy nie stanowi najmniejszego problemu. Pełna rozpiętości nastrojów emocjonalnych portretowanych osobowości – jeden ze znaków rozpoznawczych tego artysty – zostaje w pełni zachowany. Na wysoką ocenę zasługuje również dobór zastosowanych tu barw. Autor bowiem zdaje się utrzymywać pełną kontrolę również nad tym aspektem tegoż przedsięwzięcia i tym samym trafnie dopełnia nastrojowości poszczególnych scen.

„Julius i Romea” to jeszcze jeden dowód potwierdzający status twórcy tej propozycji wydawniczej jako niekwestionowanego klasyka komiksowego medium. Próbując swoich sił na gruncie postapokaliptycznym, uczynił to na własnych warunkach, kreując unikalne w skali całego wspomnianego nurtu uniwersum, które po dziś nic nie traci ze swej pierwotnej wyjątkowości. Stąd po raz kolejny wypada określić tę serię mianem klasyka absolutnego. Tym bardziej że wraz z poszerzaniem horyzontu postrzegania tej rzeczywistości przedstawionej zdecydowanie zyskuje ona na swej ogólnej jakości.

 

Tytuł: „Jeremiah” tom 12: „Julius i Romea”

  • Tytuł oryginału: „Julius i Romea”
  • Scenariusz i rysunki: Hermann Huppen
  • Kolory: Fraymond
  • Tłumaczenie z języku francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Novedi
  • Wydawca wersji polskiej: Elemental
  • Data publikacji wersji oryginalnej: październik 1986
  • Data wydania wersji polskiej: 1 grudnia 2016
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21 x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 38 zł

Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus