„Jeremiah” tom 11: „Delta" - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 09-10-2016 09:34 ()


Mimo że to już jedenaste spotkanie z bohaterami niniejszej serii, to jednak trapiące ich problemy pozostają niezmiennie te same. Brak środków niezbędnych do jako takiej egzystencji wymusza na zaradnym duecie udział w coraz to nowych przedsięwzięciach. Te zaś z założenia mają zapewnić im choćby tymczasową stabilizację. Tak było m.in. w albumie „Sekta” i tak też się sprawy mają w przypadku niniejszej odsłony tegoż nieprzypadkowo zaliczanego do klasyki cyklu.

Zanim jednak czytelnicy będą mieli okazję, aby zapoznać się ze szczegółami kolejnego zlecenia ich uwaga zostaje przekierowana na zdawało się nie związane z losami Jeremiaha i Kurdy’ego zajście. Oto bowiem, w scenerii niszczejącego założenia pałacowo-parkowego pojawia się trójka szabrowników. W realiach powojennych widok to co prawda nie nowy, niemniej niezapowiedziana wizyta szemranych włóczęgów okazuje się dla jedynego lokatora pozostałości niegdyś urokliwej posiadłości sporym zaskoczeniem. Mimo wszystko ów nieco zaniedbany osobnik stara się jak może, aby gościnnie podjąć przybyłych. Jak jednak zapewne nie trudno się domyślić, na ich wdzięczność i ogładę nie ma on nawet co liczyć. Koszmarna rodzinka wędrowców – matka, ojciec i rosły syn – poniewiera nieszczęśnikiem, by w finale „wyekspediować” go za okno.

Mniej więcej w tym samym czasie dawny znajomy Kurdy’ego rekrutuje hanzę skłonnych do ryzyka łazików. Cel, który sobie założył jest dokładnie taki sam, jak w przypadku wzmiankowanych chwilę temu oprychów, tj. trywialny szaber. Plan jednorękiego Sida (bo to właśnie on jest pomysłodawcą tej inicjatywy) sprowadza się bowiem do spenetrowania niszczejącej rafinerii w nadziei odnalezienia w jej instalacjach choćby resztek ropy naftowej. Za namową Jeremiaha Kurdy odmawia udziału w proponowanym mu przedsięwzięciu, łudząc się perspektywą zasilenia mizernych zasobów finansowych w inny sposób. Rozwój wydarzeń sprawia, że obaj panowie zmuszeni są jednak przeprosić się z ofertą Sida.

„Delta” to prawdopodobnie najbardziej precyzyjnie skonstruowana z dotychczasowych fabuł tej serii. Co prawda przy jej tworzeniu posłużono się dobrze znanymi „chwytami” narracyjnym i tym samym część wątków zdaje się być łatwa do przewidzenia. Ta okoliczność w niczym jednak nie uchybia ogólnej przyjemności z lektury tego tytułu. Na etapie jego realizacji (tj. w roku 1985) Hermann był już w uprawianym przezeń fachu wytrawnym „zawodnikiem”. Toteż pomimo pozornej standardowości (notabene jeden z wątków wzbudzać może skojarzenia z szesnastym tomem serii „Thorgal”, tj. „Wilczycą”) fabularna układanka w wykonaniu tego autora jest kompletna z właściwym wyważeniem motywacji uczestników tej opowieści. Odrobina humoru oraz niestandardowy wątek romantyczny urozmaica i uzupełnia zasadniczy tok fabuły koncentrujący się na wzmiankowanej wyprawie. Dalszej ewolucji podlega osobowość tytułowego bohatera, który z nieopierzonego choć temperamentnego młokosa przeobraził się w pełnokrwistego „wojownika autostrady” (nawet jeśli na ogół przemieszcza się konno). Nadal jednak łatwo dostrzegalnym rysem tej postaci jest immanentna z jego profilem psychologicznym szlachetność. Tym samym, na tle różnej maści psychopatów i wykolejeńców forsowanych w licznych, współczesnych komiksach, Jeramiah wyróżnia się na korzyść. Równocześnie w przypadku Kurdy’ego górę zdają się coraz częściej brać innego typu imperatywy (zob. „Gniewne wody”). Przyjaźń zaprawionych w wędrówce obieżyświatów trwa jednak w najlepsze, choć rola „mózgu grupy” zdaje się być już całkowicie po stronie Jeremiaha (a zatem, tak jak miało to miejsce w wydanych przed laty albumach „Noc na bagnach” i „Najemnicy”).

Mimo że również we wcześniejszych odsłonach tegoż cyklu Hermann dał się poznać jako pierwszoligowy plastyk, to jednak na przykładzie niniejszego tomu daje się zauważyć znamiona warsztatowego progresu. Widać to w jeszcze większej niż dotychczas swobodzie w komponowaniu poszczególnych kadrów, wśród których nie brak autentycznych perełek. Zresztą już tylko kompozycja zdobiąca okładkę niniejszego albumu to swoista anegdotka sama w sobie. Nastrój chwili tradycyjnie modulowany jest za sprawą warstwy kolorystycznej w wykonaniu Fraymonda. Bezbłędnie stosowane skróty perspektywiczne, skrupulatność w ujmowaniu dalszych planów, wreszcie żywiołowa mimika portretowanych postaci - przekonująco oddająca ich emocje – niby wszystko to było już obecne we wcześniejszych pracach walońskiego klasyka (w tym także w realizowanej równolegle serii „Wieże Bois-Maury”). A jednak trudno opędzić się od poczucia, że Hermann Huppen po raz kolejny wspiął się na wyższy poziom swojej wirtuozji. I to zarówno w wymiarze plastycznym, jak i fabularnym.                                                                                                                                                                                                                  
                                                                                                                                                                                                               

Tytuł: „Jeremiah” tom 11: „Delta"

  • Tytuł oryginału: „Delta”
  • Scenariusz i rysunki: Hermann Huppen
  • Kolory: Fraymond
  • Tłumaczenie z języku francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Novedi
  • Wydawca wersji polskiej: Elemental
  • Data publikacji wersji oryginalnej: październik1985
  • Data wydania wersji polskiej: 1 października 2016
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21 x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 38 zł

Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus