„Ouija: Narodziny zła” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 31-10-2016 22:23 ()


Co roku przed Halloween twórcy filmowi starają się dostarczyć nam pokaźną dawkę grozy, produkując niemal taśmowo kolejne horrory-klony, kręcąc prequele i sequele popularnych cykli. W natłoku pozycji, których tytuły są coraz dłuższe i dziwniejsze, trudno silić się na oryginalność. Gdyby wrzucić wszystkie produkcje do wspólnego kotła i mocno wymieszać, może wyszedłby z tego przepis na jeden udany przebój z dreszczykiem. Może właśnie taka sztuka udała się Mike’owi Flanaganowi?

Dwa lata temu kinowe ekrany nawiedziła Diabelska plansza Ouija, obraz, o którym każdy fan horroru chciałby jak najszybciej zapomnieć. Zbiór wyświechtanych schematów podanych w mało atrakcyjnej formie ani straszny, ani przerażający. Kolejny zapychacz ekranowy przygotowany z myślą o święcie wyżłobionych dyń i tandetnych strachów. Pomysł na kontynuację był już na starcie spalony, co też nie przeszkodziło w nakręceniu prequela o tym, jak narodziło się zło ukryte pod postacią diabelskiej planszy.  

Zaczyna się dość niewinnie. Młoda, atrakcyjna wdowa i jej dwie córki prowadzą mało dochodowy interes. Mianowicie pomagają ludziom pragnącym skontaktować się z zaświatami, wywołać ducha, powróżyć z ręki czy kart tarota. Oczywiście całość biznesu to grubymi nićmi szyte oszustwo, domowe show, z którego jedna strona czerpie korzyści finansowe, a druga otrzymuje pokrzepiające informacje od zmarłych. I pewnie taki stan rzeczy trwałby, gdyby nie okazało się, że najmłodsza córka – Doris – jest silnym medium. Wraz z pojawieniem się w domu planszy Ouija, dziewczynka zaczyna przejawiać niesamowite zdolności. Niestety igranie z siłami, o których nie ma się zielonego pojęcia, a także zbyt lekkie podejście do sfery upiorów pragnących wykorzystać ludzką słabość to droga prowadząca do niechybnej zguby.

W Narodzinach zła Flanagan odsłania wszystkie dobrze znane elementy kina grozy. Niektóre z powodzeniem, jak opętanie niewinnej dziewczynki, która w kilku miejscach potrafi przerazić, inne to typowe nieudane straszaki czy też wątki mające wzbogacić fabułę o coś więcej niż tylko tandetne strachy na lachy. Jakby nie patrzeć, twórca docenionego Oculusa całkiem nieźle radzi sobie łącząc elementy komediowe czy wręcz groteskowe z grozą, ale już niekoniecznie panuje nad materią fabularną. Mimo że w tytule wspominana jest plansza, to w filmie jest ona tylko jednym z czynników mających wystraszyć widza, po prawdzie niewiele znaczącym. Flanagan snuje swą opowieść przecinając ją najróżniejszymi motywami śmiało zapożyczonymi z kina grozy, nawet wrzucając historię z polskim rodowodem. Możliwe, że miał ku temu konkretny zamysł. Do pewnego momentu produkcja angażuje widza, jednak im bliżej końca, w tym ścisku ogranych chwytów, wór atrakcji okazuje się rozdęty ponad granice skromnego horroru (czego tu nie ma – nawiedzony dom, a także Egzorcysta i Omen razem wzięte). Bo wychodzi na to, że zło wcale nie narodziło się dzięki tytułowej planszy, a miało całkiem inne podłoże.

Zdecydowanie lepiej niż w poprzednim filmie dobrano ekipę aktorską, która wypada zabawnie, a jak trzeba, udanie wtapia się w klimat grozy, zwłaszcza brawa należą się najmłodszej Lulu Wilson. Nie można też odmówić autorom utrzymania napięcia, bo te nie spada poniżej granicy świadczącej o nudzie. Niemniej twisty nie są trudne do przewidzenia, a i finałowy akt jest raczej spodziewany.

Ouija: Narodziny zła wywołuje mieszane uczucia, jest znacznie lepiej niż w przypadku Diabelskiej planszy Ouija, ale nadal nie jest to poziom najlepszych horrorów Jamesa Wana czy Naznaczonego. Niemniej na okres halloweenowy z pewnością znajdzie grono oddanych fanów, a i tych mniej wybrednych widzów nowe dzieło Flanagana nie powinno zawieść. Jednak uczucie niewykorzystanego potencjału pozostaje dość silne.

Ocena: 5/10

Tytuł: „Ouija: Narodziny zła”

Reżyseria:  Mike Flanagan

Scenariusz: Mike Flanagan, Jeff Howard

Obsada: 

  • Annalise Basso
  • Elizabeth Reaser     
  • Lulu Wilson     
  • Henry Thomas     
  • Parker Mack     
  • Halle Charlton     
  • Alexis G. Zall     
  • Doug Jones

Muzyka: The Newton Brothers

Zdjęcia: Michael Fimognari

Montaż: Mike Flanagan

Scenografia: Patricio M. Farrell

Kostiumy: Lynn Falconer

Czas trwania: 99 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus