"Diabelska plansza Ouija" - recenzja
Dodane: 24-10-2014 21:18 ()
Zawsze w okresie poprzedzającym Halloween można liczyć na wysyp horrorów, zwłaszcza tych produkowanych z myślą o niewymagającej, amerykańskiej widowni. Skrzypiące drzwi, energicznie poruszające się firanki na wietrze, przemykający za oknem cień czy też znienacka wyskakujący sąsiad, który pechowo nie okazał się żadnym z upiornych przerażaczy. Tak, sezon na kino grozy wyjątkowo niskich lotów uważam za otwarty. Co nas zanudzi w tym roku?
Początek „Diabelskiej planszy Ouiji” starał się wystraszyć widza już w zwiastunie. Noc, duży przestronny dom, a w środku osamotniona blondynka, która postanawia "dać kosza" przyjaciółce i w pojedynkę spędzić wieczór. Finał oczywiście musi być mroczny, dziewczyna ni stąd ni zowąd bierze sznur świątecznych lampek, na którym wiesza się w salonie. Przyjaciele nie mogą uwierzyć w samobójstwo Debbie, toteż postanawiają za wszelką cenę skontaktować się z jej duchem. W tym celu rozpoczynają niebezpieczną grę z użyciem planszy Ouija. Jak się szybko okazuje nie wszystko idzie po ich myśli, a wywoływanie duchów może okazać się śmiertelnie przerażającą zabawą.
Krótki seans można podzielić na dwie części. Nudną, opierającą się na rozmowach paczki przyjaciół, którzy rozpamiętują stratę przyjaciółki – oraz drugą, z założenia straszną, kiedy dochodzi do wszelkich nadnaturalnych zjawisk. Powiem szczerze, że skrzypiący wózek menela czy pojawiające się w różnych miejscach napisy „Hi, Friend” podnoszą napięcie bardziej niż obcowanie z duchami w nawiedzonym domu oraz finałowa rozgrywka. Poza główną bohaterką starającą się odkryć prawdę o śmierci najlepszej przyjaciółki, pozostałe postaci sprawiają wrażenie rozkapryszonych statystów (niestety rozgrywki w Ouiję nie wolno przeprowadzać samotnie), którym zapłacono, aby pokrzyczeli trochę intensywniej ze strachu. Na pewno ich występ trudno nazwać przełomowym ani szczególnie zapadającym w pamięć.
Nie ma się również co dziwić konstrukcji filmu czerpiącego garściami motywy ze znanych horrorów pokroju „Paranormal activity” czy „Udręczonych”. Dodatkowo w rękach debiutanta - Stilesa White’a – sprawdzone chwyty i powielane schematy nie posiadają odpowiedniej siły rażenia, aby na dłużej zaabsorbować uwagę. Tym bardziej, że w tak krótki film twórcy starali się upchnąć wszystko, co może zagwarantować u widza przyspieszoną pracę serca. Otwierające i zatrzaskujące się drzwi, wywoływanie duchów zawsze po zmroku, zawodzące latarki, wycieczka do zakładu psychiatrycznego czy buszowanie po strychach i piwnicach jako matecznikach zła wszelakiego, gdzie wskazówki tylko czekają na ich odkrycie. Nie wspominając już nawet o tym, że każdy straszny moment poprzedza dostrzegalny sygnał, alarmujący widza, że za chwilę trzeba podskoczyć na fotelu. Niestety jest to coraz większa bolączka obrazów grozy. Reżyserzy zbyt nachalnie starają się zaakcentować sceny z zasady mające napędzić nam stracha, a w rezultacie osiągają efekt przeciwny od planowanego.
Kino grozy zaczyna dostosowywać się do niewielkich wymagań widzów, a powielane wielokroć klisze czy karykaturalne upiory nie wywołują już ciarek na ciele, tylko sprawiają, że ciszę podczas seansu coraz śmielej przecinają salwy śmiechu.
4/10
Tytuł: "Diabelska plansza Ouija"
Reżyseria: Stiles White
Scenariusz: Stiles White, Juliet Snowden
Obsada:
- Olivia Cooke
- Ana Coto
- Daren Kagasoff
- Bianca A. Santos
- Douglas Smith
Muzyka: Anton Sanko
Zdjęcia: David Emmerichs
Montaż: Ken Blackwell
Scenografia: Jeremy Woolsey
Kostiumy: Mary Jane Fort
Czas trwania: 85 minut
comments powered by Disqus