„Antares” część 2 - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 29-07-2016 05:42 ()


Dalszy ciąg eksploracji jednej z planet w systemie gwiazdy Antares z pozoru nie zaskakuje. Kim Keller oraz towarzyszący jej członkowie zwiadu napotykają bowiem typowe dla wcześniejszych jej przygód wyzwania, przejawiające się skrajnie niebezpiecznymi okazami fauny i flory. Wydawać by się mogło, że ze zbliżonym schematem fabularnym mieliśmy już do czynienia w poprzednich odsłonach gwiezdnej sagi brazylijskiego autora, skrywającego się pod pseudonimem Leo.

Prędko jednak okazuje się, że nie szczędził on wysiłków, aby również na kartach trzeciego już cyklu rozgrywającego się w epoce, gdy ludzkość opanowała technikę międzygwiezdnych podróży, nie zabrakło licznych zwrotów akcji. Dodajmy, że powodowanych nie tylko za sprawą bujnie występujących w środowisku Antaresa drapieżników oraz śladów bytności zaawansowanej, obcej cywilizacji, ale też pokomplikowanych relacji sercowych pomiędzy częścią udzielających się tu osobowości. Tym samym raz jeszcze mamy do czynienia z opowieścią, w której kluczową rolę odgrywają nieokiełznane feromony wspomnianej bohaterki.

Tytułem przypomnienia wypada wspomnieć, że zarówno ona, jak również znani z cyklu „Aldebaran” Mark i Alexa (a zatem przedstawiciele tzw. grupy mantrissy), zgodzili się uczestniczyć w misji rozpoznawczej na kolejnej już planecie wstępnie wytypowanej do kolonizacji. Macierzysty glob ludzkości boryka się bowiem z licznymi problemami. Zasoby naturalne Ziemi uległy wyczerpaniu jeszcze przed rozpoczęciem datowanych na połowę XXI wieku wojen religijnych, a jej mieszkańcy egzystują pod presją ponadnarodowych korporacji. To właśnie one zdają się narzucać kierunki rozwoju ludzkim społecznościom nie stroniąc od opresyjnych zarządzeń. O ile w filmowej dystopii Kurta Wimmera pt. „Equilibrium” całe zło tamtejszej rzeczywistości kreowanej sprowadzono do wyrafinowanych stanów emocjonalnych generowanych m.in. przejawami sztuki, o tyle w uniwersum Leo mamy do czynienia z ustawowym zakazem praktykowania religii. Równocześnie liderzy Organizacji Narodów Zjednoczonych usiłują rozwiązać problem przeludnienia oraz deficytu kopalin poprzez kolonizację światów o warunkach środowiskowych zbliżonych do ziemskich. Temu właśnie służyć miało umieszczenie osadników na jednej z planet w układzie Aldebarana oraz Betelgezie. Taki też cel przyświecał decydentom korporacji sondującej możliwości zasiedlenia Antaresa.

Jak się jednak okazuje, na powierzchni planety zaobserwowano niepokojący fenomen, który może uniemożliwić realizację zamierzeń wspomnianej korporacji. W desperackiej próbie ratowania tego przedsięwzięcia jego pomysłodawcy skłaniają (nie bez znamion szantażu) przedstawicieli grupy mantrissy do wyprawy na Antaresa i wyjaśnienia zagadkowego zjawiska. Warto nadmienić, że towarzyszy im również Jedediah Thornton, kreowany przez autora na niemal wzorzec wyobrażeń zadowolonych z siebie postępowców o fanatykach religijnych. Ta zaś okoliczność stanowi widomy zwiastun sporów w szeregach ekspedycji. Tym bardziej, że jako brat prezesa odpowiedzialnej za kolonizację korporacji, Jedediah rości sobie prawo do przewodzenia wyprawie. I rzeczywiście, bo owładnięty obsesją nawiązania kontaktu z przedstawicielami obcej cywilizacji staje się dotkliwym obciążeniem dla wyprawy. Równocześnie problematyczne zjawisko przejawiające się dezintegracją wybranych istot organicznych zbiera żniwo wśród uczestników zwiadu. Wśród nich znalazła się m.in. Lynn, licząca sobie ledwie kilka lat córeczka Kim.

Tak jak już wyżej zasygnalizowano, w cyklu „Anatares” zawierają się wszystkie zjawiska charakterystyczne dla poprzednich, prezentowanych w Polsce serii autorstwa Leo. Eksploracji obcej (choć zarazem jakże podobnej do Ziemi) planety towarzyszą zmagania z zazwyczaj agresywną zwierzyną tudzież mięsożernymi roślinami. Wszystko to odbywa się w plenerach zbliżonych do naturalnego środowiska kraju pochodzenia autora. Zatem jak przystało na bohaterów opowieści przygodowych, zmuszeni są oni do ustawicznego wykazywania się nielichą pomysłowością. I chociaż ich motywacja nie zawsze bywa przekonująca, zachowanie części z nich sprawia wrażenie wręcz groteskowego (vide irytująca w swej bufonadzie i obyczajowym fanatyzmie Kim w ramach zjawiska znanego jako tolerancja dla wybranych), a sama fabuła nierzadko oscyluje w kierunku typowej teen dramy, to jednak Leo zdaje się władny wykrzesać w potencjalnych czytelnikach emocje porównywalne z serialem „Zagubieni”. Przy czym całość zachowuje autonomiczny nastrój przypisany wcześniejszym dokonaniom tego twórcy. Szczególnie zajmujący zdaje się motyw perspektywy nawiązania oficjalnego kontaktu z przedstawicielami obcej cywilizacji. Nie zabrakło jednak rozterek emocjonalnych oraz całkiem pokaźnej porcji uszczypliwości pod adresem osób skłaniających się ku teistycznej interpretacji rzeczywistości.

Pomijając modyfikowaną cyfrowo kolorystykę epizodu finalizującego niniejszy cykl, metoda wykonania warstwy plastycznej „Antaresa” nie odbiega od zastosowanej w poprzednich seriach „Światów Aldebarana”. Mamy zatem do czynienia z ambicją precyzyjnego ujęcia rozrysowywanych realiów ze skłonnością do wyrazistej linearności. Z zamierzonego celu Leo wywiązuje się na ogół z powodzeniem, choć w pozach i gestykulacji części z obecnych tu postaci okazjonalnie zauważalne są znamiona sztuczności. W sposób szczególny jest to widoczne w ich mimice, a przypisywana im uroda (jak w przypadku głównej bohaterki serii) niekiedy ma charakter co najwyżej kwestią wiary. Natomiast niezmiennie przekonująco jawią się istoty zamieszkujące penetrowany świat oraz tamtejsze plenery. Podobnie rzecz się ma w przypadku technologii użytkowanej przez Ziemian, która za sprawą sterylnego wzornictwa wzbudzać może skojarzenia z urokliwą elegancją doby Srebrnej Ery literackiej science fiction. Owo skojarzenie dotyczy również ewidentnych nawiązań do prozy Arthura C. Clarke’a (a konkretnie do opowiadania „Sentinel”, bez którego nie powstałaby zapewne „2001: Odyseja kosmiczna”), które dla wielbicieli fantastyki naukowej mają szansę zostać odebrane w kategorii istotnego waloru „Antaresa”. Tradycyjnie nie mogło także zabraknąć scen z udziałem chętnie roznegliżowującej się Kim. Deklarowana przez licznych jej wielbicieli (nie ograniczając tego grona tylko i wyłącznie do mężczyzn) uroda rzeczonej jawi się jednak jako zjawisko dyskusyjne. Ogólnie rzecz ujmując styl Leo znamionuje tendencja ku rozwiązaniom formalnym z reguły uznawanych obecnie za anachroniczne. Jednak na tle twórców preferujących warsztatową awangardyzację bądź też skłonność ku stylistyce animacyjnej, swojska staroświeckość prac tego autora zdaje się pozytywnie wyróżniająca. W zestawieniu z „Aldebaranem” i „Betelgezą” kolorystyka „Antaresa” sprawia wrażenie nieco przygaszonej i tym samym nie aż tak intensywnej jak miało to miejsce we wcześniejszych cyklach. W ostatnim epizodzie Leo eksperymentował z nakładanym cyfrowo kolorem (zwłaszcza w tle). Niestety bez większego sukcesu.

Udogodnieniem zarówno dla nowych czytelników (jak również tych, którzy zdążyli częściowo zapomnieć fabuły poprzednich wydań zbiorczych) jest otwierający niniejszy tom wstęp („Podróże Kim”). Całość wieńczy zwięzły wywiad przeprowadzony z Leo przez Marca Gauvaina. Za sprawą tej rozmowy dowiemy się nie tylko o niuansach fabularnych realiów przedstawionych, ale też źródłach inspiracji dla części z udzielających się w „Światach Aldebarana” osobowości.

Tylko pozorna finalizacja wątków tego cyklu sprawia, że kolejna odsłona przypadków Kim zdaje się być już tylko kwestią czasu. Dodajmy, że niezmordowany Leo realizuje równolegle jeszcze jedną serię w ramach tego uniwersum, zatytułowaną „Survivants” (jak do tej pory opublikowano cztery albumy). Niewykluczone zatem, że również polscy czytelnicy będą mieli sposobność znów odwiedzić „Światy Aldebarana”. Warto, bo z każdą kolejną odsłoną horyzont zdarzeń tej rzeczywistości kreowanej ulega korzystnemu wzbogaceniu, a złożoność charakterologiczna bohaterów stosownemu pogłębieniu.

 

Tytuł: „Antares” cz. 2

  • Tytuł oryginału: „Antarès”
  • Scenariusz i rysunki: Leo (Luiz Eduardo De Oliveira)
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska 
  • Data publikacji wersji oryginalnej: 21 października 2011 r. (epizod 4), 4 października 2013 r. (epizod 5), 28 sierpnia 2015 r. (epizod 6)
  • Data publikacji wersji polskiej: 13 lipca 2016 r.
  • Oprawa: miękka ze „skrzydełkami”
  • Format: 19 x 26 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 160
  • Cena: 69,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus