"Star Wars Komiks" 3/2016: "Walka na Księżycu Przemytników" - recenzja

Autor: Jedi Nadiru Radena Redaktor: Motyl

Dodane: 24-06-2016 15:25 ()


Nar Shaddaa ma zaskakująco długą i żywotną karierę w uniwersum Star Wars. Zadebiutowało już w 1991 roku, w jednym z najbardziej kontrowersyjnych komiksów w historii – recenzowanym przeze mnie niedawno „Mrocznym Imperium” – by stać się jednym z najbardziej znanych globów (czy to księżycem czy planetą) z Expanded Universe. Gdzież to bowiem nie widzieliśmy Nar Shaddaa... w innych komiksach, rzecz jasna, książkach, wreszcie grach: zabudowany w stu procentach księżyc huttyjskiej stolicy pojawił się w znakomitych „Jedi Knight: Jedi Outcast” oraz „Knights of the Old Republic II”. Czy powinno więc kogokolwiek zdziwić, że jako jeden z pierwszych elementów starego kanonu, przeniósł się do nowego? Absolutnie nie! Ba, jest tak istotną częścią drugiej miniserii cyklu zwanego po prostu „Star Wars”, że znajduje się w jego tytule. A czy odgrywa tam znaczącą rolę, a komiks dorasta do jego, nomen omen, legendy?

Zacznijmy od tego, że „Star Wars Komiks 3/2016” to nie tylko tytułowa „Walka...”, ale też wydany pierwotnie jako samodzielny zeszyt komiks „Z dzienników Bena Kenobiego”. Jest to typowa opowieść w opowieści, bo rzeczonymi dziennikami zaczytuje się Luke Skywalker w czasie lotu X-wingiem, czyli, w naszym realnym świecie, między pierwszą a drugą miniserią cyklu „Star Wars”. Historyjka zawarta w komiksie jest pewnego rodzaju odpowiedzią na pytanie „Co Obi-Wan robił na Tatooine przez niemal dwadzieścia lat?” I jest to znakomita odpowiedź, bo choć komiks jest krótki, to trafia idealnie w punkt zarówno jeśli chodzi o charakter Kenobiego – w końcu jest on niespokojnym duchem, który nie pozwoli, by niewinnym działa się krzywda – jak i jego główną misję, chronienie pewnego młodego farmera wilgoci.

Wracając jednak do głównego wątku... Dwie rzeczy trzeba sobie jasno powiedzieć, rozmawiając o „Walce na Księżycu Przemytników”: komiks zaczyna się idiotycznie, ale wyrasta z tego niesamowicie zabawna i fantastycznie zakręcona historia. Poważnie, po kilku pierwszych stronach myślałem, że scenarzysta Jason Aaron upadł na głowę i pomylił Star Wars z jakąś tragifarsą, oto bowiem Luke wpada na „genialny” pomysł, że musi się dostać do starej Świątyni Jedi (która, nawiasem mówiąc, jest teraz siedzibą Imperatora), leci na Nar Shaddaa, wchodzi do pierwszej lepszej kantyny i wszyscy rzucają się nań, by go zabić. Bez żadnego powodu. To wszystko jest tak bezsensowne, że chciałem się zapaść pod ziemię z zażenowania. Co by jednak nie powiedzieć o tym wstępie, jako się rzekło, dalej jest lepiej, o wiele, wiele lepiej.

Komiks jest dramatyczny, ale zarazem niebywale komiczny. Na pierwszym planie mamy Luke’a, który styka się z ekscentrycznym Huttem – kolekcjonerem artefaktów po Zakonie Jedi – i w ostateczności trafia z tego powodu na arenę gladiatorską. Świetny wątek, uwypuklający zarówno naiwność Skywalkera, jak i jego niewyszkolenie w starciu z legendą rycerzy Jedi. No i postać Hutta Grakkusa (nawiązań do starożytnego Rzymu nigdy dość, prawda?), mistrzostwo świata. Na drugim planie dostajemy z kolei humorystyczną część „Walki...” – przekomiczny duet Chewbaccy z C-3PO i odjechany wątek żony Hana Solo. Bo, jak pamiętamy, pod koniec ostatniego komiksu z serii, czyli „Skywalker atakuje”, na placu boju pokazała się niejaka Sana Solo. Wymiana dialogów i uszczypliwości pomiędzy triem Han – Leia – Sana u niejednego czytelnika skończy się wielokrotnymi wybuchami śmiechu. Pod tym względem komiks absolutnie błyszczy. Zresztą, nie tylko pod tym.

Strona graficzna „Walki na Księżycu Przemytników”, za którą odpowiada Stuart Immonen, niewiele ustępuje znakomitym rysunkom z miniserii „Skywalker atakuje”, powiedziałbym nawet, że w wielu miejscach jest o niebo lepsza. Przykładowo, dawno nie widziałem tak wspaniałych scen walki, co tutaj. Każdy cios pięścią, uderzenie mieczem świetlnym, wymiana ognia – maestra na światowym poziomie! Do tego wszystkiego można jeszcze dodać perfekcyjną grę świateł i wiernie oddane wizerunki bohaterów filmowych. Komiksowi nie brakuje także tego specyficznego, gwiezdnowojennego klimatu, który zawsze tak sobie cenię w moich recenzjach. Nar Shaddaa, przykładowo, wygląda w swej brzydocie dokładnie tak, jak w dawnym Expanded Universe.

Gdyby nie poważne potknięcie na samym początku (nie licząc dobrej historii o Benie, rzecz jasna), by nie rzec, że powstrzymany w ostatniej chwili upadek w bezdenną przepaść, prawdopodobnie dałbym „Walce na Księżycu Przemytników” najwyższą notę. Jest to pod wieloma względami świetny komiks, bo choć może zbyt wiele treści za sobą nie niesie, to jego strona humorystyczna i zwariowane zwroty akcji z nietuzinkowymi postaciami nie mają sobie równych. Szkoda tylko tego początku. Naprawdę ciężko to przeboleć. Jest tyle fajnych sposobów, by ściągnąć Luke’a na Księżyc Przemytników... ach, trudno, przynajmniej dalsza część komiksu trzyma się kupy. I to jak! Stokrotnie polecam, nie zawiedziecie się.

  • Ogólna ocena: 8/10
  • Fabuła: 7/10
  • Rysunki: 10/10
  • Klimat: 9/10

Tytuł: "Star Wars Komiks" 3/2016: "Walka na Księżycu Przemytników"

  • Scenariusz: Jason Aaron
  • Rysunek: Stuart Immonen
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data premiery: 08.06.2016 r.
  • Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
  • Seria: Star Wars Komiks
  • Liczba stron: 148
  • Format: 170x260 mm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 19,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus