„Kapitan Ameryka": „Wojna bohaterów" - recenzja druga
Dodane: 27-05-2016 18:02 ()
Nie ulega wątpliwości, że tegoroczny maj przebiegł pod dwoma głośnymi hasłami: „Wojna Bohaterów” i… „Hodor”. O ile fani „Gry o Tron” w dalszym ciągu prześcigają się w wymyślaniu kolejnych memów, o tyle – zdaje się – na temat najnowszej odsłony kinowego uniwersum Marvela powiedziano już chyba wszystko. Niniejsza recenzja pisana jest już z dystansu, nie okiem znawcy komiksów, ani nawet wiernego fana serii, ale przede wszystkim poszukiwacza dobrej rozrywki. Czy „Wojna Bohaterów” takiej rozrywki dostarcza? Z pewnością. Czy to najlepszy film z serii? Niekoniecznie.
Przede wszystkim „Wojna Bohaterów” jest dowodem na to, że Marvelowi brakuje pomysłowych reżyserów oraz scenarzystów i – co akurat nie dziwne – że franczyza i marketing są ważniejsze niż stworzenie angażującego filmu. Lubię to uniwersum i jednocześnie jestem z nim na bieżąco, ale naprawdę udane produkcje ze stajni mogę zliczyć na palcach jednej ręki. I znajdują się wśród nich dwie ostatnie części „Kapitana Ameryki”. No właśnie – „Wojna Bohaterów” jest tym, czym powinien być „Czas Ultrona”, który ostatecznie okazał się bezmyślną zbitką wątków i bohaterów, próbą wprowadzenia do kolejnej fazy, zamiast epickiego zwieńczenia obecnej. A o samym scenariuszu nie było tam mowy.
Bracia Russo z kolei udowadniają, że są właściwymi ludźmi na właściwym miejscu i wydaje mi się, że o ile sukces „Zimowego Żołnierza” można było jeszcze uznać za przypadek, o tyle po „Wojnie Bohaterów” już nikt nie będzie miał wątpliwości, że to właśnie oni powinni wyreżyserować „Infinity War”. W poprzednim filmie o przygodach Kapitana Ameryki udowodnili, że są w stanie zrealizować ambitną rozrywkę ze scenariuszem godnym rasowego kina szpiegowskiego, tym razem natomiast pokazują, że potrafią również zapanować nad sytuacją, gdy w filmie roi się od bohaterów i charakterów.
Jak głosi tytuł, najnowsza odsłona przygód dzielnego Kapitana przynosi wojnę w szeregach dotychczas działających wspólnie bohaterów. W tym filmie znajdują wreszcie ujście narastające w serii od jakiegoś czasu nieporozumienia czy konflikty, sami twórcy wychodzą też naprzeciw znanej z wszelakich blockbusterów sytuacji, w której bohaterowie niszczą pół miasta, nie zwracając uwagi na straty w ludziach.
Międzynarodowi politycy zamierzają wprowadzić ustawę o rejestracji superbohaterów oraz nadzorze nad ich poczynaniami, by uniknąć w przyszłości samowoli prowadzącej do śmierci niewinnych ludzi. Kapitan Ameryka nie zgadza się na taką opcję, z kolei Tony Stark zamierza uczynić wszystko, by Avengers zostali objęci ustawą. Pośród bohaterów tworzą się dwa skonfliktowane obozy. Jednak do prawdziwej wojny dojdzie między samym Starkiem a Rogersem, a powód będzie znacznie bardziej osobisty i emocjonalny.
W tym właśnie główna zasługa braci Russo. Znakomicie radzą sobie z dawkowaniem emocji. Ten film trwa blisko dwie i pół godziny, a jednak twórcy niemalże nie tracą zainteresowania widzów. Dlatego, że tutaj cały czas coś się dzieje: najpierw jeden konflikt, potem drugi, a przecież mamy tu jeszcze działania czarnego charakteru, cały wątek poświęcony Zimowemu Żołnierzowi, a także udaną próbę wprowadzenia do serii nowych postaci (tak, tak, Spider-Man rządzi).
Minusem jest przede wszystkim sam fakt występowania takiej ilości bohaterów. Jak napisałem wcześniej, bracia Russo radzą sobie z tym problemem doskonale, dając każdemu wystarczającą ilość czasu, by nie pojawił się w filmie dla samego faktu, lecz by faktycznie coś do fabuły wnosił. Tak, każdy ma tutaj swoje miejsce. Niemniej, był to oczywisty wymóg „z góry”, który – jak widać na przykładzie ogłoszonej już obsady nowego „Thora” – będzie zdarzał się coraz częściej. Taka sytuacja jednak w pewnym sensie ogranicza możliwości twórców poszczególnych filmów. O ile bracia Russo poradzili sobie z wymogiem, o tyle z pewnością stało się to też kosztem lepszej fabuły, trzeba było bowiem wygospodarować czas dla poszczególnych postaci i jeszcze sprawić, by nie były one wciśnięte do scenariusza bez sensu. W znacznie bardziej kameralnym „Zimowym Żołnierzu” bracia mieli zdecydowanie więcej miejsca do realizowania autorskiej wizji, dlatego też sądzę, że oceniając dzieło jako całość, poprzedni film tego reżyserskiego duetu pozostaje najlepszą odsłoną serii.
Jeszcze słówko o polskim dubbingu, z którym także film bywa wyświetlany w naszych kinach. Ogólnie jestem przeciwnikiem takiego zabiegu w produkcjach aktorskich, bo siłą rzeczy dubbing przydaje infantylności i odbiera powagi, a w przypadku takiego obrazu, jak „Wojna Bohaterów” powinno to znacznie wpłynąć na dramaturgię. O dziwo – nie wpływa. Wystarczy dziesięć minut, by w ogóle zapomnieć, że ogląda się dubbingowaną produkcję. Oczywiście zdecydowanie brakuje tutaj oryginalnych głosów aktorów, ale szybko można się do polskiej wersji przyzwyczaić, przede wszystkim dlatego, że udało się ją przygotować w taki sposób, by nie irytowała, a to już spora zasługa.
„Wojna Bohaterów” to kolejna olśniewająca i szalenie rozrywkowa produkcja ze stajni Marvela. W tym przypadku jednak doskonale widać, że więcej nie znaczy lepiej. A jeśli już, to należałoby dać reżyserom więcej swobody w poczynaniach. Autorskie pomysły mogą się okazać zbawienne dla serii, która – jeśli będzie się do niej wkradać coraz częstsze powielanie wątków i działanie jedynie na korzyść franczyzy – znudzi się już prędzej niż później. Przydałoby się też czasem posłuchać samych fanów (niemalże niemożliwy do zrealizowania crossover z Netflixowym „Daredevilem” z pewnością przysporzyłby serii popularności). „Wojna Bohaterów” to jeden z najlepszych filmów w uniwersum, ale nawet niekwestionowany talent braci Russo nie wystarcza, by oprzeć się wrażeniu, że wszystko to już widzieliśmy.
Tytuł: „Kapitan Ameryka": „Wojna bohaterów"
Reżyseria: Anthony Russo, Joe Russo
Scenariusz: Stephen McFeely, Christopher Markus
Na podstawie komiksu Jacka Kirby'ego i Joe Simona
Obsada:
- Chris Evans
- Scarlett Johansson
- Anthony Mackie
- Robert Downey Jr.
- Sebastian Stan
- Daniel Brühl
- Chadwick Boseman
- Emily VanCamp
- Jeremy Renner
- Don Cheadle
- Paul Bettany
- Elizabeth Olsen
- Paul Rudd
- Tom Holland
- William Hurt
- Marisa Tomei
Muzyka: Henry Jackman
Zdjęcia: Trent Opaloch
Montaż: Jeffrey Ford, Matthew Schmidt
Scenografia: Owen Paterson
Kostiumy: Judianna Makovsky
Czas trwania: 146 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus