„X-Men: Apocalypse” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 23-05-2016 22:59 ()


Grana przez Sophie Turner Jean Grey wspomina w trakcie filmu, że „Trzecie części zawsze są słabsze”, odnosząc się do epizodu pewnej kultowej space opery. Można powiedzieć, że tym jednym zdaniem podsumowuje również niniejszą produkcję.

Apocalypse od zawsze był symbolem śmierci. Zawsze dążył do sprawowania władzy nad światem, a wieczne życie zapewniało mu przenoszenie świadomości do nowego, zdrowego nosiciela. W momencie kiedy posiadł ciało samoregenerującego się mutanta został zdradzony i pogrzebany na wieki. Powrócił po blisko czterech tysiącach lat, by zastać świat w ruinie, pełen słabych przywódców, którzy nawzajem straszą się totalitarną zagładą. Rekrutując czterech pomocników postanawia wziąć losy świata w swoje ręce.  Tymczasem marzenie Xaviera zaczyna się spełniać, prowadzi on szkołę dla utalentowanej młodzieży, w której nie narzeka na brak uczniów. Z kolei jego niegdysiejszy przyjaciel, Erik Lensherr zaszył się gdzieś w Polsce, pragnąc zaznać spokoju u boku kochającej rodziny. Nic nie trwa jednak wiecznie.

Mając w pamięci seanse „Pierwszej klasy” i „Przeszłości, która nadejdzie” trudno nie odnieść wrażenia, że domykająca trylogię część rysuje się jako znacznie uboższy film. Gdy stawia się na zbyt dużą ilość postaci, a także chęć pokazania globalnej rozwałki, traci się jakość historii. Tak jakby twórcy dysponowali wszystkimi potrzebnymi elementami na stworzenie hitu, ale zapału i środków wystarczyło jedynie na przyzwoity rozrywkowy film.

Bryan Singer jest niekwestionowanym weteranem cyklu, udanie łączy sekwencje akcji ze scenami o dramatycznej wymowie, jednak w tym przypadku tłumaczenie wyborów postaci ich traumatycznymi przeżyciami nie jest przekonujące, a ma zapewnić jedynie ciąg fabularnych wydarzeń. Przez co charaktery głównych protagonistów ulegają spłyceniu kosztem wizualnych atrakcji. Największą bolączką „X-Men: Apocalypse” jest jednak osoba Mystique. Fox na siłę stara się zrobić z tej postaci, która nigdy nie była bohaterką, twarz, a wręcz ikonę odnowionego cyklu. Wszystko dlatego, że w obsadzie znajduje się będąca obecnie u szczytu sławy Jennifer Lawrence. W momencie kręcenia „Pierwszej klasy” mało znana i uwielbiana za swój profesjonalizm i talent aktorka, obecnie znienawidzona za to, że wszędzie jej pełno. Patrząc z perspektywy ewolucji jej postaci w ciągu trzech filmów poszła ona w całkowicie odmiennym kierunku. Raven Darkholme nie było po drodze z uczniami Xaviera, można rzec, że niekiedy jej negatywny stosunek wobec X-Men był znacznie silniejszy niż reakcje Magnusa. I tu pojawia się problem, bo czynienie z Mystique, znajdującej się zdecydowanie po stronie złych mutantów, bohaterki jest zbyt wielkim dysonansem względem materiału źródłowego. Dodatkowo ani ona, ani Hank McCoy nie dysponują na tyle istotną siłą rażenia, aby móc zagrozić któremukolwiek z jeźdźców, a co dopiero postawić się potędze En Sabah Nura. Znamienne jest też to, że w poprzednich odsłonach zmiennokształtność Mystique była jej głównym atutem, gdy tymczasem tutaj udanie jest wykorzystana tylko jeden raz. O ponadprzeciętnym intelekcie Beasta również zapomniano, stawiając jedynie na siłowe rozwiązania. 

To nie jedyny zgrzyt w obrazie Singera. Drugim jest ekipa popleczników Apocalypse’a. On sam, z prawie niczym nieograniczoną mocą wypada znacznie lepiej niż pierwotnie można było zakładać, ale jego jeźdźcy to już zmarnowany potencjał. Szczególnie takie postaci jak Psylocke – jej mini występ można potraktować w formie żartu, a także Angel, którego mechaniczne skrzydła wręcz ograniczają niż dają przewagę nad przeciwnikiem. Nawet młodziutka Storm, nie bez przyczyny nazywany boginią i władczynią pogody, ma niewiele do zaoferowania. Dużo lepsze wrażenie, a już na pewno wzbudzające większe zainteresowanie widza, sprawiają czterej jeźdźcy ukazani jedynie w scenie otwierającej. Twórcy zbyt wiele energii włożyli w prezentację mocy i wizerunków nowych mutantów, zapominając o ich bojowych możliwościach. Tyczy się to również X-Men, jednak w tym przypadku można to zrzucić na karb niedoświadczonych adeptów.

Singerowi nie można natomiast odmówić nosa w wyborze aktorów, bo zarówno Tye Sheridan jako Cyclops, a także Sophie Turner jako Jean Grey prezentują się wybornie, pokazując dojrzałość i wyciągając ze swoich niewielkich ról znacznie więcej niż niegdyś ich starsze wersje. Kapitalny origin Scotta Summersa pokazuje, że reżyser „Podejrzanych” ma niezwykły dryg do kręcenia pojedynczych fantastycznych scen. Bezkonkurencyjny jest ponownie Evan Peters. Szkoda tylko, że Singer nie ma pomysłu na Quicksilvera poza wykorzystywaniem go w jednym i tym samym celu. Niemniej aktor znów jest typowym złodziejem scen i niesie ze sobą duży potencjał komiczny, niezbędny w rozwałce z udziałem młodocianych herosów. Nieźle poradził sobie Kodi Smit-McPhee jako Nightcrawler. Niebieski elf również ma kilka zabawnych momentów. Pierwsze skrzypce grają jak zwykle rutyniarze, czyli Fassbender i McAvoy. Szczególnie Xavier wprowadza sporo humoru w relacjach z Moirą.

Twórcy pragnąc zachować integralność linii czasu w rozwój wypadków wkomponowali cameo z udziałem Hugh Jackmana. Zamysł godny pochwały i trafny szczególnie dla miłośników „Weapon X”. Jednakże pamiętając genezę pojawienia się w szkole Jean Grey, widać nie wszystko udało się poukładać by miało sens. Również robienie z Havoka starszego brata Scotta, a także mignięcie przez chwilę państwa Summers (zakładając, że są to biologiczni rodzice wspomnianych) – to dość poważna nieścisłość, która raczej nie powinna się pojawić na etapie produkcji szóstej części cyklu.

„X-Men: Apocalypse” zapewni godziwą rozrywkę w kinie, ale jest to najsłabsza część tej trylogii.  Pozbawiona przełomowych momentów i wbijających w fotel efektów specjalnych (scena na pustynnym wzgórzu przed Kairem aż razi sztucznością), broni się kilkoma one-linerami, humorem oraz utalentowaną młodą obsadą. Singer nie pozostawia spalonej ziemi, a jego wybory kadrowe pozwalają z optymizmem patrzeć w przyszłość cyklu, zwłaszcza że na horyzoncie pojawił się kolejny długowieczny osobnik, który wydaje się być naturalnym przeciwnikiem uczniów Xaviera. Zobaczymy czy Fox zdecyduje się na szybką realizację kolejnego epizodu.

Ocena 6/10

 

Tytuł: "X-Men: Apocalypse"

Reżyseria: Bryan Singer

Scenariusz: Simon Kinberg

Obsada:

  • James McAvoy
  • Michael Fassbender
  • Jennifer Lawrence
  • Nicholas Hoult
  • Oscar Isaac
  • Kodi Smit-McPhee
  • Evan Peters
  • Rose Byrne
  • Sophie Turner
  • Tye Sheridan
  • Lucas Till
  • Ben Hardy
  • Alexandra Shipp
  • Olivia Munn
  • Hugh Jackman

Muzyka: John Ottman

Zdjęcia: Newton Thomas Sigel

Montaż: John Ottman, Michael Louis Hill    

Scenografia: Grant Major

Kostiumy: Louise Mingenbach

Czas trwania: 143 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus