„Durango” tom 9: „Złoto Duncana” - recenzja
Dodane: 09-03-2016 16:38 ()
Jak przystało na nienadużywającego słów desperado o złotym sercu, również Durango nie stroni od towarzystwa przedstawicielek płci pięknej. Tych zresztą w tej serii nie brakuje, ale uczciwie trzeba przyznać, że jego związki bywają raczej krótkotrwałe i nierzadko kończą się w tragicznych okolicznościach. Pod tym względem Lucy Steelgrave może uważać się za szczęściarę, bowiem udziela się już w drugim albumie z rzędu.
Nieprzypadkowo, bo „Złoto Duncana” kontynuuje wątki zapoczątkowane w poprzednim epizodzie („Powód do śmierci”). Tym razem leworęki spec od rozwałki decyduje się wspomóc wspomnianą kobietę w poszukiwaniach pokaźnej kwoty pozostawionej przez jej ojca, tytułowego Duncana. O podjęciu takiej właśnie decyzji przyczynia się co najmniej kilka czynników – począwszy od w gruncie rzeczy szlachetnego usposobienia bohatera tej serii, a na słabości przejawianej wobec świeżo owdowiałej Lucy skończywszy.
Jak nie trudno przewidzieć, szlak ku bogactwom nagromadzonym przez leciwego szeryfa (bo taką funkcje pełnił Duncan u schyłku swoich dni) nie należy do szczególnie komfortowych. Durango i jego urokliwa towarzyszka nie mają bowiem monopolu na wiedzę o ukrytym skarbie. Wieść o istnieniu prowadzącej doń mapy przypadkowa stała się udziałem niegdysiejszego zastępcy Duncana, niejakiego Ryana. Sprawa jest tym bardziej poważna, że przebywający dotąd w jednym z federalnych zakładów odosobnienia zdołał zeń zbiec i nosi się z zamiarem odnalezienia ukrytej fortuny. Na tym jednak nie koniec, bo do ryzykownej gry włącza się również banda opasłej i krzykliwej Lilly. Ów natłok biegłych w krzywdzeniu bliźnich zabijaków to rzecz jasna gwarant licznych emocji charakterystycznych dla wyzbytych idealizującego pokostu westernów. Jest zatem krwawo, podstępnie i wystrzałowo, a sam Durango po raz kolejny znajdzie się w poważnych tarapatach.
Mogłoby się wydawać, że ciągłe powielanie zasygnalizowanego wyżej schematu fabularnego raczej odstraszy potencjalnych czytelników niż zachęci do obcowania z do bólu ogranym motywem. Yves Swolfs to jednak twórca o zbyt dużym doświadczeniu, talencie i umiejętnościach. Stąd kolejną odsłonę przypadków bezkonkurencyjnego rewolwerowca chłonie się niczym rasowy spaghetti western. Nic w tym zresztą zaskakującego, bo już od pierwszego tomu silna zależność serii „Durango” od wspomnianego nurtu kinematografii jest dostrzegalna niemal na pierwszy rzut oka. Nawet jeśli twórcę m.in. takich cykli jak „Legenda” i „Książę nocy” wypadałoby tym samym uznać za epigona włoskich filmowców realizujących się we wspomnianym nurcie, to równocześnie nie sposób odmówić mu sprawności w realizacji podjętego tematu. Już tylko przekonująco sprofilowany protagonista (nawet jeśli nie aż tak charyzmatyczny jak Mike Blueberry czy… Lucky Luke) sprawia, że chce się sięgać po kolejne epizody tej serii.
Skrupulatność w wykonaniu warstwy plastycznej – jak zresztą zwykle w przypadku tego twórcy – zapewni wielbicielom klasycznej, europejskiej maniery realistycznej mnóstwo miłych wrażeń. Mowa ciała i mimika udzielających się tu bohaterów, plenery północnoamerykańskiego interioru, zabudowa tamtejszych osad i farm oraz inne przejawy kultury materialnej epoki, w której osadzono fabułę tej serii – wszystko to wykonano bez zarzutu i na bardzo wysokim poziomie warsztatowym. Jako ciekawostkę warto nadmienić, że autor tej zwykle poważnej w tonie serii w tym przypadku pozwolił sobie na przysłowiowe mrugnięcia okiem. Bowiem przy odrobinie wytężonej uwagi w niektórych kadrach czytelnicy dostrzegą bohaterów innych europejskich serii westernowych. Miło wiedzieć, że wspomnianemu twórcy okazjonalnie dopisuje również dobry humor.
Kumulacja dobrze znanych chwytów fabularnych nie tylko nie przeszkadza w lekturze tej pozycji, ale poprzez ich sprawne użytkowanie czyni ją fachowo zrealizowaną rozrywką. Krótko pisząc – klasyka, której najzwyczajniej nie wypada nie znać.
Tytuł: „Durango” tom 9: „Złoto Duncana”
- Tytuł oryginału: „Durango – L’Or de Duncan”
- Scenariusz i rysunki: Yves Swolfs
- Kolory: Dominique De Hollogne
- Tłumaczenie z języku francuskiego: Wojciech Birek
- Wydawca wersji oryginalnej: Alpen Publisher
- Wydawca wersji polskiej: Elemental
- Data publikacji wersji oryginalnej: listopad 1990 r.
- Data wydania wersji polskiej: 22 lutego 2016 r.
- Oprawa: miękka
- Format: 21 x 29 cm
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Liczba stron: 48
- Cena: 38 zł
Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus