"Minionki" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 04-07-2015 13:14 ()


Minionki narozrabiały. Nie wierzycie? Rozejrzyjcie się wokoło. W sklepach z zabawkami piętrzą się całe stosy żółtych skubańców, w kieszeni mam reklamowane w telewizji i sygnowane przez Kevina, Boba i Stuarta bananowe tic taci, a połowa mojego biura zagrywa się na telefonach w gry polegające na nieustannym biegnięciu do przodu małych drani. W tym co mówię nie ma złości. Ba, wręcz przeciwnie. Odziane w ogrodniczki i gogle, baryłkowate stwory, które zadebiutowały jako pomagierzy przesympatycznego złoczyńcy, który chciał ukraść księżyc, powoli zdobywają swój własny, popkulturowy przyczółek. Wyczyn zaiste godny pochwały. Kolejnym krokiem na drodze do stanięcia u boku Myszki Miki jest zaś ich własny, pełnometrażowy film. Czy jednak śmiały krok do przodu nie zakończył się potknięciem i bolesnym upadkiem?

W kwestii scenariusza film powiela schemat znany nam już z „Jak ukraść Księżyc”. Sceny fabularne przeplatają się z montażem gagów w wykonaniu minionów, a pseudo dokumentalno-przyrodniczy prolog zdarza się nadać całości jakiś sens. Na myśl od razu przychodzi pytanie, czy minionowe wygłupy, które świetnie sprawdzały się w skoncentrowanej formie jako przerywnik w opowieści o Gru, w ponad dziewięćdziesięciominutowej dawce nie wywołają u widza uczucia przesytu i zmęczenia materiałem? Nie. Wbrew pozorom historia o wyprawie Kevina, Boba i Stuarta w poszukiwaniu godnego pana jest nawet całkiem wciągająca, a wprowadzenie wielu ciekawych postaci ludzkich oraz zarezerwowanie dla nich kilku niegłupich gagów dodaje obrazowi różnorodności. Cieszy również fakt, że w dziedzinie humoru nie postawiono kompletnie na slapstick. Prócz typowych dla minionów rubasznych i grubiańskich, ale na swój sposób uroczych zachowań, bawią również dialogi i popkulturowe odwołania. Mogę jednak i przyczepię się do języka jakim posługują się nasze żółtki. „Banana Language”, który w krótkich scenach brzmiał unikalnie i wyjątkowo, w dłuższej formie brzmi jak takie trochę ni to esperanto, ni to włoski, ni niemiecki. Traci przez to na uroku i może niektórych drażnić.

Na ogromny plus produkcji mogę również zaliczyć oprawę audiowizualną. Modele postaci, choć stosunkowo proste, są animowane ciekawie i ze swoistą gracją. Każda z postaci o choćby minimalnym znaczeniu dla fabuły cechuje się czymś unikalnym. Nieważne czy jest to karykaturalnie chudy szalony geniusz Herb i jego niezrównoważona połowica Skarlett O'Haracz, czy też totalnie trzecioplanowy syn rodzinki początkujących super łotrów. Sposób poruszania, nerwowe tiki i nawyki - wyjątkowe dla każdego - sprawiają, że film zaskakuje na każdym kroku. Jeśli dodamy do tego całą gamę soczystych barw, jakimi umalowano film, bez problemu możemy grafikom wybaczyć to, że nie silili się na szczegółowe renderowanie każdego włoska na głowie i pora skóry. Tym bardziej, że przy dynamicznych scenach w jakie obfitują „Minionki” czasu na dopatrywanie się takich szczegółów i tak by nie było.

 

Na osobny, choć krótki akapit zasługuje również udźwiękowienie. Same efekty audio to w sumie nic wielkiego, ot wysoki poziom typowy dla produkcji Universalu, natomiast muzyka to klasa sama w sobie – świetny miks oryginalnej muzyki i doskonale dobranych pod kolejne ujęcia klasyków z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych.

Podsumowania nie będzie. Po prostu idźcie do kina. Jeśli macie dzieci zabierzcie je ze sobą. Jeśli jesteś samotnym starym prykiem idź i tak. „Minionki” to idealny wakacyjny odstresowywacz, który wyciśnie uśmiech z nawet największego gbura i przyjemnie wygładzi ci korę mózgową miksem humoru głupkowatego i tego bardziej subtelnego. Jeśli wciąż czytasz tę recenzję to robisz coś źle, bo powinieneś już stać w kolejce do kasy po bilety. 

 7/10

Tytuł: "Minionki"

Reżyseria: Pierre Coffin, Kyle Balda

Scenariusz: Brian Lynch

Obsada (głosy):

  • Sandra Bullock
  • Jon Hamm
  • Michael Keaton 
  • Allison Janney
  • Steve Coogan
  • Jennifer Saunders
  • Geoffrey Rush
  • Steve Carell

Muzyka: Heitor Pereira

Montaż: Claire Dodgson

Produkcja: Janet Healy

Czas trwania: 91 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus