„Skazane na siebie” - recenzja

Autor: Paweł Ciołkiewicz Redaktor: Motyl

Dodane: 04-06-2015 11:38 ()


„Skazane na siebie” to komiks bardzo poruszający. Autobiograficzna opowieść o matce i córce, które muszą zostawić cały swój dobytek i uciekać przed hitlerowskimi represjami, zmusza do refleksji o ludzkiej przyzwoitości (i nieprzyzwoitości) w czasach Holocaustu, o istnieniu Boga i wreszcie o miłości.

Wszystko zaczyna się wiosną roku 1944 w Budapeszcie – mieście „świateł, kultury i elegancji”. Niemieckie wojsko wkracza do Węgier rozpoczynając okupację tego kraju, co wiąże się oczywiście z prześladowaniami ludności żydowskiej. Okupacja jest rezultatem tego, że walczący dotąd ramię w ramię z wojskami III Rzeszy Węgrzy, po kolejnych porażkach i poniesieniu ogromnych strat, zaczęli spiskować z aliantami. Taki akt zdrady musiał oczywiście wywołać gwałtowną reakcję Hitlera. Okupacja nie oznaczała jednak końca sojuszu – wojska węgierskie nadal wspierały działania wojsk hitlerowskich, a w kraju zainstalowany został marionetkowy rząd podporządkowany III Rzeszy. Wszystkie te polityczne zawirowania i skomplikowane rozgrywki na politycznej scenie Węgier stanowią jednak jedynie odległe tło dla dramatu, jaki przeżywają bohaterki komiksu.

Esther Levy i jej córka Lisa nadal żyją wytwornie, ale doświadczają już coraz bardziej dotkliwych represji hitlerowskich. Mąż Esther jest na froncie, a ona musi sama radzić sobie z narastającymi problemami. Wprowadzenie zakazu posiadania zwierząt i konieczność oddania ulubieńca Lisy – psa Reksia – może jeszcze wydawać się błahostką, z której można sobie żartować z przyjaciółką (choć i tu jest to oczywiście śmiech przez łzy), ale gdy gospodarz domu informuje ją, że w ciągu tygodnia musi opuścić mieszkanie i przenieść się do specjalnie wyznaczonego dystryktu, wtedy kobieta uświadamia sobie powagę sytuacji. Prześladowania żydowskich obywateli Węgier stają się coraz bardziej niebezpieczne, plotki o deportacjach i znikaniu ludzi sprawiają, że Esther wpada w panikę. Przyjaciółka przekazuje jej numer telefonu przemytnika, który może pomóc w ucieczce. Fałszywe dokumenty pozwalają na rozpoczęcie nowego życia – o ile w tej sytuacji to określenie jest stosowne. Esther pali wszystkie dokumenty mogące zdradzać jej przeszłość i rozpoczyna z Lisą tułaczkę po wsiach, podając się za chłopkę z nieślubnym dzieckiem.

Ukrywając się w chłopskiej rodzinie Esther poznaje smak ciężkiej pracy, ale niestety nie jest jej dane zaznać spokoju. Źródłem cierpień stają się zarówno okupanci, jak i wyzwoliciele. Wykorzystujący ją niemiecki oficer, który jest świadomy zbliżającego się końca wojny, ale mimo wszystko wykorzystuje swoją uprzywilejowaną pozycję oraz radzieccy żołnierze, którzy przynoszą wyzwolenie, są z punktu widzenia Esther równie niebezpieczni. W tych skrajnie trudnych okolicznościach kobieta robi wszystko, by uratować życie swoje i córki. Przetrwanie jest podstawowym celem i jemu podporządkowane zostają wszystkie codzienne decyzje. Nie ma tu miejsca ani czasu na rozważanie moralnych dylematów. Czy wystarczy to jednak do tego, by wszystko zakończyło się szczęśliwie? Co w ogóle w tym przypadku może oznaczać „szczęśliwe zakończenie”?

W komiksie istotną rolę odgrywa nie tylko sposób portretowania głównych postaci, ale także świadków zdarzeń związanych z dramatem Holocaustu. Mamy tu zatem galerię rozmaitych osób, które na różne sposoby radzą sobie z trudną sytuacją. Co ciekawe, także ludzie, którzy pomagają matce i córce, bardzo często przedstawieni są w sposób daleki od jednoznaczności. Pomoc jest bowiem udzielana zazwyczaj niechętnie, jakby z przymusu. Często towarzyszą jej zgryźliwe uwagi pokazujące prawdziwy stosunek do Żydów. Jedni pomagają, inni wykorzystują sytuację, by się wzbogacić, a każdy na swój sposób próbuje sobie racjonalizować całą sytuację. Mamy na przykład gospodarza domu, który informuje Esther, że kobieta musi w ciągu tygodnia opuścić swoje mieszkanie. Wydaje się, że jest to człowiek dość przychylny Żydom, który postępuje tak, bo nie ma innego wyjścia, ale gdy słyszymy słowa wypowiadane przez niego pod nosem, zaczynamy wątpić w jego dobre intencje. Te z pozoru drobne gesty uchwycone przez autorkę odnoszą się do istotnego dziś zagadnienia roli, jaką antysemityzm odgrywał podczas Holocaustu i po nim. Dość powiedzieć, że już po wojnie mąż Esther, poszukujący swojej rodziny, nadal może usłyszeć na rynku wypowiedzi na temat „Żydków”, których „wciąż jest za dużo”. Takie sceny są nie mniej przerażające, niż okrucieństwa, jakich doświadczyła Esther.

Komiks nasycony jest bardzo wyrazistą teologiczną symboliką. Wszystko zaczyna się od ciemności, która zostaje skontrastowana ze światłością i stopniowo zamienia się w słowo „Bóg”. Na kolejnej planszy widzimy natomiast światłość, którą stopniowo znów zaczyna przesłaniać ciemność – tym razem ta ciemność jest symbolizowana przez wypełniającą stopniowo cały kadr swastykę. Motywy teologiczne zatem od samego początku obecne są w opowieści i nadają jej ton (zwraca na to uwagę także autorka posłowia). Kwestia istnienia (nieistnienia) Boga powraca na planszach komiksu wielokrotnie. Co ciekawe, tę problematykę – na swój sposób – podejmuje przede wszystkim kilkuletnia córka Esther. Lisa zastanawia się nad tym przy okazji różnych zdarzeń (np. spalenie biblii, zniknięcie jej psa, powrót ojca).

Ze względu na treść i formę komiks nasuwa pewne skojarzenia z dwoma innymi dziełami komiksowymi odnoszącymi się do problematyki Holocaustu. Jeżeli chodzi o treść, to nie sposób nie dostrzec pewnych podobieństw do genialnego komiksu Arta Spiegelmana „Maus”. Tam również mamy do czynienia z opowieścią, w której istotną rolę odgrywają relacje rodzicielskie. Bohater komiksu spisuje wspomnienia swojego ojca, który przeżył Holocaust, a przy okazji próbuje poukładać bardzo skomplikowane relacje z nim. Inaczej niż Miriam Katin, Art Spiegelman nie doświadczył jednak traumy Holocaustu i opiera się wyłącznie na relacjach ojca. Co więcej, w relacji pomiędzy ojcem i synem nie ma tej empatii i poczucia więzi, którą obserwujemy w relacji matki i córki. Relacja pomiędzy Władkiem i jego synem Artem pełna jest napięć i nieporozumień, a często także wzajemnej niechęci. Być może to brak wspólnych doświadczeń sprawia, że obu mężczyzn dzieli tak duży dystans emocjonalny.

Graficznie natomiast komiks przypomina nieco dzieło Joe Kuberta „Josel, 19 kwietnia 1943”. Miriam Katin, podobnie jak legendarny amerykański rysownik, zdecydowała się na szkic ołówkowy. Inaczej niż u Kuberta, tu jednak rysunki są znacznie bardziej dopracowane. Amerykański rysownik, szukając odpowiedniej formy dla przedstawienia tak specyficznej historii, stworzył bardzo surowy graficznie komiks, który chwilami wygląda jak wypełniany w pośpiechu kolejnymi rysunkami szkicownik, natomiast Katin dopracowała swoje ołówkowe kadry w najdrobniejszych szczegółach. Tylko w momentach szczególnie dramatycznych szkice są mniej dokładne, szybsze i sprawiają wrażenie, jakby były rysowane w większym pośpiechu, co – jak w komiksie Kuberta – dodatkowo wzmacnia siłę oddziaływania. Druga różnica, którą też warto odnotować, polega na tym, że Kubert stworzył fikcyjne dzieło poświęcone Holocaustowi, natomiast węgierska autorka przedstawia zdarzenia, które wydarzyły się naprawdę. Komiks jest opowieścią autobiograficzną, co sugeruje już sam podtytuł „Pamiętnik Miriam Katin”. Autorką jest komiksowa Lisa, czyli córka Esther, a jej opowieść oparta jest przede wszystkim na wspomnieniach mamy oraz tym, co jej samej udało się z tych trudnych czasów zapamiętać. Ołówkowe odcienie szarości, w jakich pokazany został świat w „Skazanych na siebie” niewątpliwie pasują do opowiadanej historii. Kolor pojawia się tylko w tych momentach, w których historia dotyczy współczesności. Ekspresyjne rysunki, raz bardziej dopracowane, raz surowe, stanowią mocną stronę komiksu.

Komiks niewątpliwie jest wart uwagi przede wszystkim ze względu na temat, jaki podejmuje oraz sposób, w jaki autorka z tym tematem się rozprawia. Historia tułaczki matki i córki, które starają się przetrwać ekstremalnie trudne czasy, jest niewątpliwie – jak każda opowieść dotycząca Holocaustu tworzona z perspektywy uczestnika zdarzeń – poruszająca. Autorka nie stara się w nadmierny sposób skomplikować swojej historii. Nie ma tu zatem spektakularnych zwrotów akcji, nie ma scen, które wyciskałyby łzy z oczu, nie ma wreszcie narracyjnych fajerwerków. Pomimo tego, że Katin ukazuje szarą codzienność tej ucieczki w prosty sposób, lektura skłania jednak do refleksji. Autorka snując bowiem swoją opowieść o kolejnych problemach Esther i Lisy stawia fundamentalne pytania dotyczące boga, natury zła oraz sposobów radzenia sobie z wojenną traumą. Co ważne, pytania te stawiane są w dalekim od patosu stylu, co jest możliwe dzięki temu, że bardzo często wyrażane są one w prosty sposób przez kilkuletnią Lisę, która poznaje dopiero skomplikowaną naturę świata. Krótko mówiąc jest to niewątpliwie komiks, z którym warto zapoznawać się powoli, zwracając uwagę na przesłanie, które niesie ze sobą ta historia o ucieczce po życie.

 

Tytuł:Skazane na siebie. Pamiętnik Miriam Katin”

  • Scenariusz: Miriam Katin
  • Rysunki: Miriam Katin
  • Tłumaczenie: Wojciech Szot
  • Wydawca: Wydawnictwo Komiksowe
  • Data wydania: 07.2014
  • Objętość: 132
  • Format: 215x210 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: czarno-biały/kolorowy
  • Cena: 49 złotych

Dziękujemy Wydawnictwu Komiksowemu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus