"Chappie" - recenzja

Autor: Damian Drabik Redaktor: Motyl

Dodane: 15-03-2015 11:15 ()


“Chappie” rozpoczyna się od znanych już dobrze klisz z twórczości Blomkampa. Pseudodokumentalne wstawki z wypowiedziami specjalistów, fragmenty telewizyjnych “newsów”, wreszcie sceneria, czyli kolejny raz rzut oka na pogrążone w biedzie, brudzie i spiekocie dnia afrykańskie slumsy. Być może przejawia się w tym wyraźny styl Blomkampa, który dąży do podkreślenia swojego autorskiego rysu, lecz nie ulega wątpliwości, że ta stylistyka zaczyna już nużyć. To, co w “Dystrykcie 9” stanowiło powiew świeżości, a rozwinięte zostało w “Elizjum”, tutaj - w “Chappie” - zdaje się już być wyeksploatowane. Dobrze więc, że reżyser ma w planach opuszczenie Johannesburga i ruszenie w kosmos realizując kolejną odsłonę “Obcego”. Tam będzie mógł rozwinąć inny, ciekawszy element jego autorskiego stylu - zamiłowanie do technologii.

W “Chappie” ujęcie technologiczne odgrywa ogromną rolę, tak jak miało to miejsce w poprzednich obrazach afrykańskiego reżysera. Komputerowe systemy, roboty, supernowoczesna broń - wszystkie te elementy przewijają się w twórczości Blomkampa. Wcześniej był to jednak dodatek, część składowa budująca świat. Tutaj robot jest głównym bohaterem, a reżyser biorąc na warsztat temat sztucznej inteligencji, wchodzi niemal w cyberpunkowe klimaty. Jeszcze bardziej niż w “Elizjum”. Niestety, tylko pozornie, ponieważ zagadnienia sztucznej inteligencji, świadomości, istoty bytu, są przez Blomkampa traktowane umownie nie stanowiąc podstawy do rozważań, lecz do kreowania pustej rozrywki.

W Johannesburgu zamieszki, rabunki i wojny gangów są na porządku dziennym. Miejscowa policja wykorzystuje roboty najnowszej generacji obdarzone pozorną inteligencją, których działanie znacznie ogranicza przestępczość. Tymczasem wynalazca projektujący maszyny, pisze program zawierający prawdziwą AI i wgrywa go do jednego z popsutych robotów. W ten sposób powstaje tytułowy Chappie. Niestety, Chappie zostaje porwany przez grupkę gangsterów, którzy chcą go wykorzystać do napadów, aby spłacić długi wobec bezwzględnego handlarza narkotyków. W tym momencie zaczynają się schody… i dobra zabawa.

Z najnowszym filmem Blomkampa jest pewien problem - nie wiadomo jak na niego spojrzeć. Z jednej strony scenariusz tonie w absurdach, banałach i wręcz niesamowicie głupich motywacjach bohaterów. Dość powiedzieć, że każda z postaci podejmując decyzję, zawsze sięga po najtrudniejszą, najbardziej niebezpieczną opcję. I za każdym razem im się to udaje. Reżyser bardzo trywializuje bohaterów, niemądrym dzieckiem czyniąc nie tylko Chappiego, który dopiero zaczyna uczyć się prawdziwego życia, ale wręcz każdego, kto przewinie się na ekranie. Banalizuje także zagadnienia, wspomniany problem istoty świadomości rozwiązując w ekranową minutę i doprowadzając do nagrania jej (świadomości) na… pendrive. Z drugiej strony “Chappie” stanowi niezwykle udaną rozrywkę. Blomkamp w bardzo prosty sposób (np. ucząc robota gangsterskiego slangu) regularnie rozśmiesza widza, wzbudza jego sympatię do bohaterów i przyciąga do swojej produkcji. “Chappie” to bzdurne kino, raz za razem dające powody do łapania się za głowę, ale co z tego, skoro opuszcza się sale kinową z uśmiechem na twarzy.

DieAntwoord to kontrowersyjny południowoafrykański zespół muzyczny, który w naszych rejonach znany jest głównie z Youtube. Nic dziwnego, skoro każdy teledysk Ninji i Yo-Landi Vi$$er (bo tak nazywają się wokaliści) bije rekordy popularności w sieci. A ich klipy stanowią wręcz tandetną popkulturową mieszankę, kipiącą od przemocy, przekleństw, kolorytu, absurdu, bezkompromisowości, słowem - anty-estetyczna jazda bez trzymanki. Nie piszę o tym bez powodu, bowiem wspomniana dwójka gra w “Chappie’em” wiodące role, a w dodatku grają oni samych siebie. W tle regularnie przewijają się ich kawałki, związane z nimi plakaty, itd. Sądzę, że właśnie poprzez tę ich przerysowaną ekscentryczność należy patrzeć na “Chappie’ego”, który być może (w przeciwieństwie do DieAntwoord) jest bardziej kiczowaty aniżeli kampowy, lecz również oparty jest na podobnych schematach. Z pewnością nie można podejść do dzieła Blomkampa na poważnie. Jeżeli dziwił was słynny już “strzał ze świni” w “Dystrykcie 9”, to tutaj takie dziwactwa są na porządku dziennym.

Reżyser zebrał interesującą obsadę, z takimi nazwiskami jak Hugh Jackman i Sigourney Weaver na czele. Niestety ta druga jako dość bezwzględna szefowa korporacji produkującej roboty, ma niewiele do zagrania, a Jackman… cóż, Jackman to już teraz mój osobisty faworyt do Złotej Maliny. Bohaterowie już na etapie scenariusza wykreowani zostali fatalnie, w ich postępowaniu trudno szukać jakiegokolwiek logicznego wyjaśnienia, a aktorzy nie robią nic, żeby wycisnąć z tych postaci coś więcej. Interesująco prezentują się wspomnieni Ninja i Yo-Landi, budzą ciekawość swoim kolorytem i obserwuje się ich z dużą dozą zaintrygowania. Trudno nazwać ich aktorami, ale na tle żenująco słabego Jackmana wcale nie prezentują się tak źle. Bezkonkurencyjny pozostaje Sharlto Copley, ulubieniec Blomkampa, który jako tytułowy Chappie ujmuje widza i zgarnia dla siebie całą produkcję.

“Chappie” to bajka dla dorosłego widza. Przerysowana, zdystansowana, kiczowata - wiele elementów scenariusza należy traktować umownie. Dużo tu także krwi i przekleństw. Blomkamp bawi się konwencją, puszcza oko do widza, lecz ewidentnie nad wszystkim nie panuje. Mimo to udało mu się stworzyć przyjemne kino, potrafiące rozbawić i dostarczyć solidnej rozrywki. Przy odrobinie dobrej woli wyjdziecie z kina zadowoleni.

Tytuł: "Chappie"

Reżyseria: Neil Blomkamp

Scenariusz: Neil Blomkamp, Terri Tatchell

Obsada:

  • Sharlto Copley
  • Dev Patel
  • Ninja
  • Yo-Landi Visser
  • Jose Pablo Cantillo
  • Hugh Jackman
  • Sigourney Weaver

Muzyka: Hans Zimmer

Zdjęcia: Trent Opaloch 

Montaż: Mark Goldblatt, Julian Clarke

Kostiumy: Diana Cilliers

Scenografia: Emilia Roux

Czas trwania: 120 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus