„Umowa z Bogiem. Trylogia” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 25-11-2014 22:00 ()


Will Eisner niemal ustawowo postrzegany jest w kategorii postaci pomnikowej, którą zwykło się nie tyle obiektywnie oceniać co hołdować kolejnym przejawom jego twórczości. Nawet jeśli owa tendencja przejawia się także w kontekście utworów nieudanych (vide „Żyd Fagin”). Ów problem z całą pewnością nie dotyczy „Umowy z Bogiem”, zazwyczaj jednogłośnie uznawanej za przełom w dziejach komiksowego medium.

W początkach lat pięćdziesiątych minionego wieku koniunktura na historyjki obrazkowe wyraźnie osłabła. Wydział propagandy amerykańskiej armii zaniechał tak znacznych zamówień komiksów jak miało to miejsce w trakcie II wojny światowej. A i ówczesnym dzieciakom przybyło kolejnych rozrywek na czele z upowszechniającą się telewizją. Co prawda wkładki z historyjkami obrazkowymi dodawane do większości ówczesnych gazet wciąż cieszyły się znacznym zainteresowaniem. Najwidoczniej jednak Will Eisner – od niemal dziesięciu lat kierujący jednym z takich dodatków (pierwotnie znanym jako „Weekly Comic Book”) – zdecydował pożegnać się z komiksową branżą. Zapewne nieprzypadkowo, bo Departament Obrony płacił mu za rysunki instruktażowe lepiej niż gazety publikujące jego autorski komiks o przygodach Spirita.

Po niemal ćwierćwieczu nieobecności w komiksowej branży (pomijając reprinty jego dawnych prac publikowane nakładem wydawnictwa Harvey Comics), Eisner najwyraźniej zatęsknił za historyjkami obrazkowymi i tym samym zdecydował się – jakby na przekór ludowej mądrości – po raz drugi wejść do tej samej rzeki. I co więcej, uczynił to w nietuzinkowym stylu. „Umowa z Bogiem”, uważana za pierwszą tzw. powieść graficzną (a przynajmniej wprost tak nazwaną), z czasem doczekała się statusu dzieła nobilitującego komiks jako pełnoprawną formę artystycznej wypowiedzi. Pełne zachwytu opinie rozbrzmiewają zresztą do dziś i nic nie wskazuje, aby piewcy sławy i chwały Eisnera mieli w planach zamilknąć. Nieprzypadkowo zresztą, bo ów autor dostarczył co bardziej bojaźliwym fanom gatunku pretekstu do jawnego sięgania po ten rodzaj rozrywki. Wszak od pamiętnego roku 1978 (tj. premiery „Umowy…”), w spokoju ducha i z przyzwoleniem społecznym, mogli oni nabywać „powieści graficzne” (zwane też niekiedy „książkami”), a nie jakieś tam trywialne komiksy. I to bez obawy o towarzyskie wykluczenie.

Cieszący się dobrą prasą i znajomościami w branży wydawniczej (a co ważniejsze - wśród ówczesnych dystrybutorów) Eisner niewątpliwie miał ułatwione zadanie. Stąd też jego autorska rewolucja okazała się na tyle skuteczna, że termin „graphic novel” jest wciąż ochoczo eksploatowany we współczesnym komiksie anglosaskim (a coraz częściej również w innych strefach cywilizacji transatlantyckiej). W czym jednak – oprócz marketingowo chwytliwego określenia – tkwiła wyjątkowość tego utworu? Bez wątpienia w sprawnym i szczerym (choć nie wolnym od znamion poprawności politycznej) sportretowaniu dziejów społeczności związanej z miejscem dorastania autora. Wartość tej pracy przejawia się również w charakterystycznej manierze plastycznej Eisnera ukształtowanej w okresie jego aktywności jako twórcy Spirita. Stąd podobnie jak przy okazji opowieści z udziałem obrońcy Central City, również w tym przypadku mamy do czynienia ze swoistym bytem pośrednim pomiędzy stylistyką groteskową a realistyczną. Z wprawą godną doświadczonego karykaturzysty autor kreśli z miejsca rozpoznawalne i nierzadko pokraczne sylwetki postaci, wśród których raczej próżno doszukiwać się programowo sztampowych statystów z dalszego tła m.in. współczesnych „Umowie…” produkcji superbohaterskich oraz komiksów wojennych. Miast tego wzbudzają one skojarzenia z codziennością wielkomiejskich „termitier”. Tym bardziej, że polskie wydanie tego tytułu wzbogacono o powstałą ledwie kilka lat później (przed 1983 r.) „Siłę życiową” oraz „Życiem na Dropsie Avenue”. Obie opowieści również traktują o losach mieszkańców okolic zamieszkiwanych niegdyś przez młodego Eisnera i z tego względu stanowią komplementarne dopełnienie „Umowy z Bogiem”.

Zastosowanie sepii w miejsce czerni (nie tylko zresztą w przypadku tego tytułu) nadaje pracom Eisnera dyskretnego uroku retro. Ów zabieg przyczynia się do pogłębienia poczucia, iż mamy do czynienia ze światem, który bezpowrotnie przeminął. W sposób szczególny jest to widoczne w wieńczącej ową trylogię opowieści „Życie na Dropsie Avenue”, mikrohistorycznej epopei jednego z mniej reprezentacyjnych zakątków Nowego Jorku. Wszak „Wielkie Jabłko” to nie tylko Central Park, Broadway czy Midtown Manhattan. To również rzadko odwiedzane przez ludzi sukcesu zatęchłe zaułki służące za schronienie dla zdeterminowanych imigrantów. Stąd też scenografia „Umowy z Bogiem” (jak również dwóch pozostałych opowieści) daleka jest od pocztówkowej idealizacji „amerykańskiego snu”. Bo jak zwykle w przypadku Eisnera, także i tutaj daje się on poznać jako baczny obserwator portretowanej przezeń rzeczywistości. Przy czym nie ma tu miejsca na choćby drobne upiększenia. I to nie tylko w wymiarze fizycznym i ogólnego anturażu. Również sferę duchową większości z licznie udzielających się tu postaci determinują zazwyczaj niższe potrzeby, jako że z reguły mamy do czynienia z bohaterami w najlepszym przypadku na dorobku. Widać to m.in. w silnie zmerkantylizowanym podejściu do kwestii wiary wykazującym znamiona talmudycznej duchowości. Niewykluczone zresztą, że tym sposobem autor subtelnie szydził z uprzedmiotowienia religii, ale też i z niej jako takiej (Eisner przez większość życia pozostawał indyferentny religijnie).

 

Pęd ku przetrwaniu daje o sobie znać ze szczególnym wzmożeniem w „Sile życiowej”, na kartach której rola centralnej postaci przypadła – być może – komiksowemu alter ego Eisnera w osobie stolarza Jacoba Shtarkaha (wizualnie jakby nieco doń podobnego). Zmagający się z trudami codziennej egzystencji w realiach Wielkiego Kryzysu (o który w młodzieńczym wieku otarł się również autor) niczym w soczewce skupia losy przeciętnego Amerykanina tamtych czasów. Przy czym najpełniej oddano nastrój panujący wśród mieszkańców Dropsie Avenue pochodzenia żydowskiego ze względu na wkomponowanie w ów utwór licznych wątków autobiograficznych. Co prawda w warstwie fabularnej Eisner – ujmując rzecz kolokwialnie – Ameryki nie odkrył. Zaadaptował bowiem metodę stosowaną chociażby przez autora „Komedii Ludzkiej” na potrzeby m.in. osobistych wspomnień. Inną sprawą jest, że jako pierwszy wdrożył ją w tej skali na potrzeby komiksu.

Sława twórcy Spirita wśród anglosaskich odbiorców jego utworów zrobiła swoje co przyczyniło się do sukcesu tego przedsięwzięcia także w wymiarze komercyjnym. W dalszej perspektywie umożliwiło to realizacje kolejnych komiksów według zbliżonego schematu (m.in. „Życia w obrazkach” i „Sprawy rodzinnej”). Niemniej już na tym etapie daje o sobie znać mistrzowskie operowanie środkami wyrazu przypisanymi temu medium. Umiejętne dozowanie napięcia oraz wprawne sygnalizowanie upływu czasu to tylko niektóre z nich. Wątki obyczajowe uzupełniają motywy rodem z miejskich kronik policyjnych, jako że Eisner nie omieszkał ukazać przedstawicieli ówczesnego półświatka oraz machinacji lokalnych polityków i wspierających ich prawników. Zresztą obie sfery – polityka i przestępczość – zaskakująco łatwo (a przy tym chętnie!) koegzystują tu z sobą. I co więcej, nie jest to kolejna powierzchownie nakreślona wizja współpracy zdegenerowanych radnych i ich skrywających się w cieniu sponsorów, lecz wyjątkowo przekonująca interpretacja szemranych układów zależności i nieformalnych grup wsparcia. To właśnie głównie w tym kontekście Eisner zdaje się być wolny od złudzeń co do faktycznej natury społeczeństwa, choć próżno doszukiwać się w jego utworach znamion cynizmu. Mamy bowiem do czynienia z chłodną oceną moralnej kondycji osób, z którymi miał on okazję się zetknąć – trochę na podobnej zasadzie jak miało to miejsce u Dickensa i Melville’a. Choć w przypadku co najmniej kilku udzielających się tu postaci rzeczony nie szczędzi wyraźnych znamion swojej sympatii.

„Umowa z Bogiem. Trylogia” doczekała się wznowienia w ramach kolekcji „Kanon Komiksu”. Ów zbiór dwunastu tytułów, na trwałe zakotwiczonych w annałach gatunku, z założenia miał stanowić subiektywny przegląd wybitnych dzieł tej odmiany plastyki narratywnej. Oczywiście można zgłaszać obiekcje co do zasadności umieszczenia wśród nich niektórych propozycji. Natomiast w przypadku „Umowy…” takich wątpliwości raczej nie uświadczymy. Zwłaszcza, że dla zebranych w niniejszym tomie eposów codzienności czas okazał się wyjątkowo łaskawy. Nawet jeśli – jak już wcześniej zasygnalizowano – Eisner prochu nie wymyślił, a jedynie przeniósł na grunt komiksu typ narracji zaczerpnięty z klasycznej beletrystyki.

 

Tytuł: „Umowa z Bogiem. Trylogia”

  • Tytuł oryginału: „The Contract with God Trilogy. Life on Dropsie Avenue”
  • Tekst i rysunki: Will Eisner
  • Tłumaczenie: Jacek Drewnowski 
  • Konsultacja zagadnień związanych z kulturą żydowską oraz językiem jidysz: Katarzyna Wieczorek
  • Wydawca: Egmont Polska 
  • Data premiery: 4 października 2014 r.
  • Oprawa: twarda 
  • Format: 17 x 25 cm
  • Druk: czarno-biały 
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 512
  • Cena: 99,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 


comments powered by Disqus