„Dorwać Jiro!” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 07-10-2014 23:35 ()


Produkcje superbohaterskie to niewątpliwie trzon oferty Mucha Comics. Zwłaszcza, że to właśnie wspomniana firma dostarczyła polskiemu czytelnikowi tak istotne dla wspomnianej konwencji pozycje jak „All-Star Superman”, „Batman: Długie Halloween” czy „Marvels”. Obok trykociarskich produkcji nie zabrakło jednak urozmaicenia w postaci tytułów, w których próżno szukać choćby śladowych znamion superbohaterstwa. Do takich propozycji – obok m.in. wcześniej wydanych „Lwów z Bagdadu” i „Detektywa Fella” - należy także „Dorwać Jiro!”.

Ów komiks to przykład podgatunku w ramach science-fiction znanego jako near-future. A zatem - całkiem jak w nazwie - przenoszącej czytelnika w bliżej nieokreśloną, choć względnie bliską przyszłość. Przy czym z miejsca proszę zapomnieć o rozrywkach typu sport, literatura, kino, muzyka czy nawet – o zgrozo! – komiksy. Nadszedł bowiem czas pełnej supremacji czynności zwanej jedzeniem. Cała rzeczywistość oraz egzystencja mieszkańców ówczesnego Los Angeles (a zapewne także reszty Stanów Zjednoczonych i być może całego świata) zostaje podporządkowana gonitwie ku kulinarnej konsumpcji. Misternie przyrządzone, wyszukane dania, zakąski, posiłki w przydrożnych budkach i barach szybkiej obsługi, specjały kuchni regionalnych – wybór pokarmu jest już sprawą drugorzędną. Najistotniejsze jest aby nagminnie konsumować; do czego zresztą wyjątkowo żertej społeczności szczególnie zachęcać nie trzeba. Jedzenie staje się bożyszczem, dla którego warto poświęcić lata oczekiwań na wizytę w wymarzonej restauracji. Chciałoby się zatem rzec: micha rządzi światem.

Są jednak jednostki, dla których namiętnością jest nie tylko sam akt wchłaniania wiktuałów, ale też i władza nad wiecznie złaknionymi masami. Z rzadka trafiają się również i tacy dla których receptura, sposób przyrządzania i spożywania stanowi świętość, której uchybienie karane jest dekapitacją. Do ich grona należy specjalizujący się w przyrządzaniu sushi kucharz Jiro. I to właśnie ów wirtuoz noża i tasaka wyrasta na centralną postać tej fabuły. Zwłaszcza, że zwraca on na siebie uwagę dwóch skonfliktowanych klanów władających miastem. Ci, którym uda się zwerbować (czy może trafniej: dorwać) tytułowego bohatera być może zyskają w jego osobie decydujący argument na rzecz zdeklasowania oponentów. Jak zapewne nietrudno się domyślić, stanie się to kanwą do wyjątkowo krwawych perturbacji. A w ich trakcie noże kuchenne posłużą do innych celów niż rozbiór wieprzowych półtuszy. Zwłaszcza, że tytułowy bohater zajmował się w przeszłości nie tylko kucharzeniem…

Przynajmniej jeden spośród obu panów odpowiedzialnych za rozpisanie tej opowieści, to raczej gość w komiksowej branży niż jej stały bywalec. Anthony Bourdain – bo o nim właśnie mowa – prawdopodobnie jedynie użyczył swego nazwiska dla przyciągnięcia odbiorców, którzy na co dzień zwykli wczytywać się w sygnowane przezeń książki kucharskie (wszak zabieg to nie nowy). Stąd możliwe, że faktycznym pomysłodawcą i realizatorem „Dorwać Jiro!” był Joel Rose, prozaik (autor m.in. opublikowanego u nas „Kruka”), dla którego komiks również stanowi raczej incydentalną odskocznię niż pełnowymiarowe zajęcie. Wcześniej udzielał się bowiem przy ledwie kilku projektach (m.in. antologii „Weird War Tales” wydanej w ramach linii wydawniczej Vertigo). Mimo tego znać w zaproponowanej przezeń fabule znamiona sprawnego posługiwania się językiem komiksu. Narracja prowadzona jest konkretnie i bez zbędnych dłużyzn. Sam świat przedstawiony, pomimo ewidentnego przerysowania i pastiszowości, sprawia wrażenie spójnego i przekonującego. Stąd w klasie jednorazowej rozrywki „Dorwać Jiro!” spełnia swoją rolę.

Zaangażowany do zilustrowania tej opowieści Langdon Foss zdaje się dążyć do stylistyki imitującej manierę Geofa Darrowa (najczęściej kojarzonego z takich realizacji jak „Hard Boiled” oraz „Big Guy i Rusty Robochłopiec”). Pękate sylwetki przynajmniej części z przewijających się tu postaci wzbudzają również skojarzenia z dorobkiem Franka Quitely’ego (wzmiankowany „All-Star Superman”, „The Authority: Narodziny”). W przypadku Fossa to jednak nie ta skala brawury w kształtowaniu formy co u wymienionych gwiazd komiksu anglosaskiego. Zapewne z tego względu, że ów plastyk de facto znajduje się na początku swojej kariery. A jednak już teraz daje się poznać jako autor o zacięciu do drobiazgowości i szczegółowego ujmowania świata kreowanego. I chociaż łatwo dostrzec momenty, w których Foss nie w pełni zapanował nad plastyczną materią, to jednak jego warsztat sprawia wrażenie w pełni ukształtowanego. Z pewną ostrożnością można założyć, że o tym twórcy będzie nam dane jeszcze usłyszeć.

„Dorwać Jiro!” zapewne nie zrobi furory wśród polskich odbiorców historyjek obrazkowych. Nie zrobił jej zresztą także za Oceanem. Niemniej przyznać trzeba, że jest to sprawnie zrealizowane czytadło z gatunku tych niezobowiązujących. Równocześnie można je uznać za propozycje dla czytelników, którzy okazjonalnie zwykli sięgać po głównonurtowy komiks amerykański, choć zarazem dystansujących się od konwencji superbohaterskiej. No i oczywiście dla tej części spośród nich, która gustuje w sushi! 

 

Tytuł: „Dorwać Jiro!” 

  • Tytuł oryginału: „Get Jiro!”
  • Scenariusz: Anthony Bourdain i Joel Rose
  • Rysunki: Langdon Foss
  • Kolor: José Villarrubia oraz Dave Stewart
  • Przekład: Robert Lipski
  • Liternictwo: Marcin Samojłowicz
  • Przedmowa: Marek Starosta 
  • Wydawca: Mucha Comics
  • Data premiery: sierpień 2014 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 17 x 26 cm
  • Papier: kredowy  
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 160
  • Cena: 59 zł

Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus