„Jeremiah" tom 1: "Noc drapieżców” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 10-08-2014 12:08 ()


Wygląda na to, że luki w prezentacji klasyków komiksu frankofońskiego na naszym gruncie stopniowo (choć wciąż powoli) są zapełniane. „Wieże Bois-Maury”, „Bruce J. Hawker” czy inicjujący działalność wydawnictwa Elemental „Durango” to tylko ważniejsze spośród od lat wypatrywanych tytułów, które w ostatnim czasie doczekały się spolszczenia. W czerwcu bieżącego roku wspomnianą ofertę zasilił postapokaliptyczny cykl „Jeremiah”.  

Niewykluczone, że na ten moment czekało całkiem liczne grono odbiorców tego typu produkcji (w tym piszący te słowa). Zwłaszcza, że zaprezentowane niegdyś (w 2002 r.) przez wydawnictwo Amber dwa tomy tej serii („Noc na bagnach” i „Najemnicy”) prezentowały wysoką jakość zarówno pod względem plastycznym jak i fabularnym. Musiało upłynąć jednak kilkanaście lat zanim kolejny wydawca skusił się na ponowne sięgnięcie po tę serie. W odróżnieniu od Amberu uczynił to na szczęście w kolejności chronologicznej. Stąd tym razem potencjalny czytelnik jednej ze sztandarowych serii Hermanna Huppena zyskuje sposobność prześledzenia jej od początku. 

Już tylko sam tytuł cyklu stanowi pośredni trop wskazujący z jakiego typu opowieścią mamy do czynienia. Bowiem najbardziej znany posiadacz tego imienia – biblijny prorok Jeremiasz – żył i głosił powierzone mu orędzie w czasach bezprecedensowej katastrofy jaką dla Izraelitów początków VI wieku p.n.e. okazało się zniszczenie jerozolimskiej świątyni przez Babilończyków (prawdopodobnie latem 587 r. p.n.e.). Tym samym zdawać się mogło, że wszystko stracone: króla podbitej Judei oślepiono, lokalne elity deportowano w głąb mezopotamskiego mocarstwa, a sam akt unicestwienia świątyni Yahwe wskazywał na Jego bezsilność wobec bogów agresywnego ludu. Zagłada społeczności Przymierza zdawała się zatem przesądzona…  

Nieco podobnie rzecz się ma w przypadku serii frankofońskiego klasyka. Bo także w „Jeremiahu” świat kreowany zdaje się ulegać wzmożonej atrofii stanowiącej konsekwencje konfliktu na globalną skalę. Hermann Huppen nie zamierzał jednak wikłać się nadmiernie w szczegółowe omawianie konfrontacji zbrojnej w efekcie której ludzkość cofnęła się w społecznym i technologicznym rozwoju. Ponadto nie jest to regres tej skali co w początkowych partiach powieści Waltera M. Millera „Kantyczka dla Leibowitza”. Wystarczająco jednak druzgocący by ocalałych z wojennej zawieruchy sprowadzić do poziomu mieszkańców zgrzebnych osad Środkowego Zachodu Stanów Zjednoczonych doby wczesnych lat siedemdziesiątych XIX w. Zapewne nieprzypadkowo, bo z pokaźnego dorobku Hermanna w sposób szczególny zwykło się doceniać serie „Comanche” współtworzoną z Michelem Régnierem (szerzej znanym pod pseudonimem „Greg”), a rozgrywającą się w zbliżonym momencie dziejowym. Koncept by scenerię znaną z niezliczonych westernów zaadaptować do potrzeby postapokalitycznej fabuły okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Nie tylko ze względu na zwiększenie grupy docelowych odbiorców tej serii (zarówno wśród miłośników science-fiction jak i właśnie westernów), ale też ogólnie przekonującą wizję degenerującej się cywilizacji. Dodajmy do tego wprawnie rozpisanych protagonistów wplątywanych zazwyczaj w masę kłopotów, a otrzymamy receptę na ponadczasowy hit, który doczekał się również adaptacji w postaci serialu telewizyjnego (niestety ani trochę nie dorównującego komiksowemu pierwowzorowi).

Z oczywistych względów na pierwszy plan wysuwa się tytułowy Jeremiah. Uczciwie trzeba przyznać, że czytelnicy pamiętający epizody tej serii wydane przez Amber mogą poczuć się nieco zdezorientowani. Bowiem ów bohater tylko w niewielkim stopniu przypomina swój zaradny odpowiednik z późniejszych tomów serii. Miast tego mamy do czynienia z lekko nadpobudliwym i nieco niezdarnym młodzieńcem, zamieszkującym wioskową społeczność gdzieś pośród bezmiarów postapokaliptycznej prerii. Przy czym ów zabieg o tyle nie dziwi, że „Noc drapieżców” inicjuje ów cykl. Jednego jednak trudno Jeremiahowi odmówić już na tym etapie serii: odwagi. Niestety brak niezbędnego w bezwzględnym świecie doświadczenia, a przy okazji również sprytu prędko może skończyć się dlań tragicznie. Zwłaszcza, że prawo pięści w owych realiach to przysłowiowy chleb powszedni. Na szczęście do akcji wkracza Kurdy Malloy, któremu nie brak obu wspomnianych cech. I co więcej, Jeremiah może liczyć na jego wsparcie. Tak rozpoczyna się przyjaźń, która przetrwa burzliwe zawirowania w przeszło trzydziestu albumach tej znakomitej serii.

Pomimo grubo ponad trzech dekad od premiery tegoż komiksu sposób prowadzonej w nim narracji sprawia wrażenie zaskakująco nowoczesnego! Chociażby z tego względu, że wszechwiedzącego narratora Hermann pognał w siną dal oddziałując na czytelnika przede wszystkim obrazem. Owszem, jest tu co czytać, bo przewijające się osobowości do małomównych nie należą. Niemniej już tylko pierwsza plansza tego epizodu (w telegraficznym skrócie przybliżająca przyczyny oraz przebieg nuklearnej gehenny, z której wyłonił się świat Jeremiaha) znakomicie świadczy o narracyjnym instynkcie tego autora.W zasadniczych partiach tej fabuły autor nakreśla ramy świata przedstawionego oraz charakterologiczne rysy obu głównych bohaterów cyklu.

W wymiarze plastycznym „Noc drapieżców” to przejaw w pełni dojrzałego i rozpoznawalnego stylu „Ardeńskiego Niedźwiedzia” (jak zwykło się niekiedy określać Hermanna). Stąd jedyne w swoim rodzaju fizjonomie bohaterów tej sagi, które stanowią jeden ze znaków rozpoznawczych maniery walońskiego twórcy. Jak zwykle w jego przypadku znakomicie ujmuje on dynamikę sytuacyjną (postacie w ruchu, sceny konfrontacyjne – w tym szarża konnicy Birminghama). Ponadto umiejętnie wkomponowuje on w tło zarówno przedmioty codziennego użytku jak i elementy improwizowanej zabudowy przemieszanej z reliktami przedwojennej architektury. Tym samym zaproponował on spójną mieszankę scenograficzną, która okazała się jedną z mocniejszych stron tej serii. Swoją drogą zastanawiać może na ile (o ile w ogóle) Grzegorz Rosiński inspirował się przy tworzeniu wizerunku Jargota Pachnącego („Szninkiel”) obecnym tu watażką Birminghamem. Natomiast trochę szkoda, że polski wydawca nie zdecydował się na ciekawszą plastycznie okładkę wydania z 1979 r. Najwidoczniej jednak (co miało miejsce także w przypadku „Wież Bois-Maury”) wymogi licencyjne wymusiły skorzystanie z ilustracji powstałej na późniejszym etapie twórczości Hermanna.

Wbrew obawom, prawdopodobnie niektórych wahających się czytelników, czas obszedł się z tą serią nad wyraz łaskawie. Wśród komiksów frankońskich niniejszy tytuł to klasyk absolutny z gatunku „musiszmieć”. Nawet jeśli ów slogan zdaje się pobrzmiewać nieco na wyrost. Pozycja zdecydowanie godna uwagi.

 

Tytuł: „Jeremiah" tom 1: "Noc drapieżców”

  • Scenariusz i rysunki: Hermann Huppen
  • Tłumaczenie: Wojciech Birek
  • Wydawca wersji oryginalnej:  Le Lombard
  • Wydawca wersji polskiej: Elemental
  • Data premiery wersji oryginalnej: kwiecień 1979 r.
  • Data premiery wersji polskiej: czerwiec 2014 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format:  21,5 x 29 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 38 zł

Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu do recenzji.

 


comments powered by Disqus