Łukasz Kowalczuk. „TM-Semic. Największe komiksowe wydawnictwo lat dziewięćdziesiątych w Polsce” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 30-10-2013 06:56 ()


Nie było innego wyjścia: ta książka po prostu musiała powstać. Wszak mało które wydawnictwo parające się publikacją historyjek obrazkowych namieszało w czytelniczych umysłach równie zamaszyście co nieodżałowane TM-Semic. 

Co więcej „Drużyna z Rzymskiej” (bo przy wspomnianej ulicy w Warszawie mieściła się redakcja wspomnianego wydawnictwa w czasach jego świetności) to temat z gatunku „oceanicznych”. Bo koniec końców ostatnia dekada XX w. należała właśnie do nich. Można było się zatem spodziewać, że raczej prędzej niż później doczekamy się opracowania dotyczącego całokształtu dorobku TM-Semic.

Tegoż zadania podjął się Łukasz Kowalczuk, twórca autorskiego bloga „Nienawidzę ludzi!”, projektant prawdopodobnie najoryginalniej zaaranżowanego stoiska na tegorocznej odsłonie łódzkiego festiwalu, a zarazem założyciel oficyny SmallPress. Jako baza wyjściowa dla zaistnienia „Największego komiksowego wydawnictwa lat dziewięćdziesiątych…” posłużyła praca magisterska, do której realizacji – jak sam przyznaje we wstępie – zachęcił go promotor, prof. Jerzy Szyłak (teoretyk komiksu, autor m.in. świeżo wznowionej książki „Gra ciałem” oraz licznych komiksów – np. „Rewolucji we mgle”). Kowalczuk deklarował co prawda nieco odmienną wizję swojego dyplomu; najwyraźniej jednak nie dał się długo przekonywać i tym samym, w roku 2008, z powodzeniem wybronił pracę poświęconą TM-Semic. Wypatrywana przez wielu książka stanowi jej uzupełnioną o dodatkowe informację wersję. 

Przyjęty dla tej publikacji układ ma charakter mieszany z przewagą chronologicznego. Bo z jednej strony dzieje wydawnictwa poznajemy względnie po kolei; z drugiej autor pozwala sobie na okazjonalne podsumowania ogólnej natury wybiegając nieco w przyszłość. Osobno potratował również kwestie stron klubowych oraz postaci odpowiedzialnego za ich redagowanie Arka Wróblewskiego. Nie zabrakło próby syntetycznego zdefiniowania superbohaterskiej konwencji, a przy okazji szczególnie ciekawej części książki traktującej o swoistej prehistorii „trykociarskich” komiksów zarówno w dobie międzywojnia jak i PRL. Co więcej, autor pofatygował się nawiązać kontakt z Witoldem Nowakowskim, redaktorem koordynującym publikację „Supermana 50 lat” oraz przedruki Marvela (m.in. „Conana” i „Blade Runnera”) z oferty wydawnictwa AS-Editor. Uczciwie trzeba przyznać, że ujawnione tym sposobem informacje rzucają światło na przynajmniej kilka aspektów związanych z działalnością wymienionego chwilę temu wydawcy, którego na upartego można byłoby uznać za prekursora działalności Codem/TM-Semic/Fun Media.[1]  

Siłą rzeczy zasadnicza i najrozleglejsza część tej publikacji dotyczy kolejnych etapów działalności – nie bójmy się tego słowa – legendarnego wydawnictwa: począwszy od trudnych, acz spektakularnych początków, poprzez okrzepnięcie i Złotą Erę wydawnictwa, aż po jego schyłkową fazę funkcjonowania i bolesny dla polskich fanów supebohaterstwa finał (zwłaszcza w kontekście bardzo obiecująco brzmiących zapowiedzi zamieszczonych w jednym z numerów magazynu „SFera”). Całość czyta się niemal jednym tchem, z poczuciem przyspieszonej retrospekcji przeżycia pokoleniowego, które stało się udziałem co najmniej kilkudziesięciu tysięcy młodych Polaków. „Największe wydawnictwo komiksowe…” nie jest co prawda wolne od drobnej dozy sentymentalizmu (co w żadnym wypadku nie należy rozpatrywać w kategorii zarzutu); Łukasz Kowalczuk zdaje się jednak stosowanie dystansować wobec przedmiotu swojej analizy i tym samym wizja dorobku „Drużyny z Rzymskiej” wypada względnie obiektywnie. Choć gwoli ścisłości trzeba nadmienić, że chwilami rzeczony pozwala sobie na formułowanie ocen aż nazbyt przesiąkniętych prezentyzmem (m.in. w kontekście „Avengers: Ex Post Facto” oraz dwumiesięcznika „Green Lantern”) i osobistym gustem. Z jednej strony ma on ku temu pełne prawo. Z drugiej publikacja sprawia wrażenie pracy o ambicjach wyrastających ponad wymiar jedynie tylko publicystyczny i tym samym wartościujące akcenty wynikłe z osobistych preferencji powinny być chyba nieco umiejętniej tonowane. Zwłaszcza, że ich zasadność może wydać się dyskusyjna.

Całkowicie słusznie autor zwrócił uwagę na dorobek TM-Semic w sferze komiksu sensu stricto dziecięcego, zwykle we wcześniejszych tekstach dotyczących tegoż wydawnictwa ledwie wzmiankowanych. Może to stanowić dobrą bazę wyjściową dla pogłębionej analizy wzbogaconej o wspomnienia osób odpowiedzialnych za tę stronę działalności wydawcy. Kto wie, może dzięki temu znajdzie się osoba skora do poświęcenia za komiksową brać i uważnie przewertuje tytuły, od których koneserzy trykociarstwa zwykli się trzymać na odległość co najmniej trzech mil syberyjskich. Zwłaszcza, że wspomnianych tytułów/magazynów było całkiem sporo (m.in. „Barbie”, „Casper”, „Tom & Jerry”), co na pewnym etapie działalności skłoniło decydentów firmy do powołania osobnej redakcji dziecięcej.

Mocną stroną książki jest ponadto przybliżenie ówczesnej (tj. w tytułowych latach dziewięćdziesiątych) sytuacji na polskim rynku wydawniczym jak również symptomatycznego zjawiska ignorowania nawet najbardziej ambitnych projektów publikowanych pod szyldem TM-Semic przez tytuły prasowe ku temu predystynowane (np. „Nową Fantastykę”). Łukasz Kowalczuk zwięźle przybliżył także poczynania niektórych wydawnictw (Mandragora, Axel Springer, etc.), które podjęły się prezentacji produkcji superbohaterskich już po upadku Fun Media.

Nieco żal natomiast, że autor publikacji nie zechciał niestety podrążyć wątków, które być może wyjaśniłyby niektóre kwestie związane z finansowaniem przedsięwzięcia. Z wspomnień Waldemara Tevnella (prezesa spółki) wiadomo bowiem, że do końca 1993 r. – tj. najbardziej udanego w dziejach wydawnictwa – TM-Semic, jako spółka z udziałem kapitału zagranicznego, było zwolnione z uiszczania podatku dochodowego od zysku. Stąd być może nieprzypadkowo pierwsze „masowe wymieranie” tytułów z oferty tegoż wydawcy („Green Lantern”, „Conan”, „Wydania Specjalne” co kwartał, a nie co dwa miesiące jak zapowiadano w „Mieczu Azraela”) miało miejsce właśnie w roku 1994.

Stopień wykorzystania dotychczasowej literatury przedmiotu jest znaczny. Ogólny dyskurs sformułowano rzeczową, komunikatywną polszczyzną, nie wolną przy tym od trafnie wkomponowywanego dowcipu. Chociażby przy okazji omawiania serii „Literatury na Świecie dla Dzieci i Młodzieży”, kiedy to autor określa spotkanie Koziołka Matołka, Muminków i Fistaszków (do którego doszło w jednym z odcinków tegoż cyklu) jako „(…) crossover z prawdziwego zdarzenia” (s. 35). Całkiem zabawnie pobrzmiewają również podpisy pod reprodukowanymi w książce komiksowymi planszami i okładkami (np. na s. 127 i 143). Nie da się ukryć, że tego podobne wstawki to dodatkowy walor tej lektury.

Odpowiednio klimatycznie prezentuje się również ilustracja na okładce. Ciekawostką tej części przedsięwzięcia jest okoliczność, że jej autorem jest Marcin Rustecki, niegdyś redaktor naczelny wydawnictwa TM-Semic, przeżywający obecnie swoją drugą, komiksową młodość (o czym można przekonać się wertując m.in. współtworzonego przezeń „Ksionza”).  

Niestety w niniejszej publikacji nie ustrzeżono się edytorskich niedopatrzeń. Zdarzają się literówki, a przynajmniej jeden przypis (84) odsyła czytelnika do niewłaściwego źródła. Niekiedy zastosowano błędną opcję zapisu (np. na s. 22 przy okazji pisanej z małej litery Fantastycznej Czwórki). Tłumacza Michała Zdrojewskiego przechrzczono na „Marcina” (s. 57), z „Opowieści Gantheta” uczyniono „Pierścień” (s. 65),[2] a datę reedycji „Ostatnich Łowów Kravena” w ramach kolekcji Hachette przesunięto na rok wcześniejszy od faktycznej (s.113). Podobnie zresztą jak zbiór plakatów ze Spider-Manem („Marvel Poster Book”), który wedle autora trafił do dystrybucji w roku 1993 (s. 62)[3], gdy tymczasem jego faktyczna premiera miała miejsce w listopadzie 1991 r.

Tego typu nieścisłości jest tu zresztą więcej. Wszystko to jednak drobiazgi, łatwe do wyeliminowania przy okazji II wydania książki Łukasza Kowalczuka. Bo takowe, zwłaszcza w kontekście niewielkiego nawet jak na nasze realia nakładu (ledwie 400 egz.), wydaje się nieuniknioną koniecznością.

 

 

[1] Swoją drogą gruntowne przepytanie Witolda Nowakowskiego (co być może Łukasz Kowalczuk zdążył przed kilku laty uczynić) w kontekście jego komiksowej aktywności u schyłku lat osiemdziesiątych byłoby wręcz wskazane. Niestety istnieje duże prawdopodobieństwo, że był on tożsamy z tłumaczem odpowiedzialnym za spolszczenie m.in. kilku tomów serii „Usagi Yojimbo”, który zmarł we wrześniu 2008 r.

[2] Być może z tego względu, że ogólny zarys fabuły (a nie scenariusz o czym błędnie wspomina zarówno autor książki jak i wiele osób przed nim) odpowiadał uznany twórca SF Larry Niven, którego sztandarowym dziełem jest powieść zatytułowana – nomen omen – „Pierścień”.

[3] Z pewną dozą prawdopodobieństwa można mniemać, że autor miał na myśli „X-Men Poster Book” dystrybuowany od połowy września 1993 r.

 

Tytuł: „TM-Semic. Największe komiksowe wydawnictwo lat

dziewięćdziesiątych w Polsce”

  • Autor: Łukasz Kowalczuk  
  • Ilustracja na okładce: Marcin Rustecki
  • Wydawca: Fundacja Tranzyt/Centrala (w ramach serii „Refleksje i analizy”) 
  • Data premiery: 6 października 2013 r.
  • Oprawa: miękka  
  • Format:  15 x 25 cm
  • Druk: czarno-biały 
  • Liczba stron: 192
  • Cena: 34,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Centrala za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

  


comments powered by Disqus