"Ksionz" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 22-01-2013 22:51 ()


Zaczyna się jak w dowcipie. Polak, Rusek i Niemiec, z nietęgimi minami przyglądają się pojazdowi obcej cywilizacji. Wchodząc do tego intergalaktycznego wehikułu nie wiedzą jeszcze jak zmieni się ich dotychczasowe życie, a może rozpocznie się jego nowy, całkowicie niespodziewany etap? Oto bowiem nadciąga nieznane…

Na pewno dla przeciętnego zjadacza chleba w nadwiślańskim kraju „Ksionz” może wywoływać skrajne opinie. O komiksie Marcina Rusteckiego oraz Dominika Szcześniaka mógłbym napisać praktycznie wszystko – trzymając się ram szeroko pojętej fantastyki – i znalazłoby to odniesienie w fabule. Dlaczego? Odpowiedź jest banalna. Ich wspólne „dziecko” można nazwać komiksowym eksperymentem, tyglem różnorodności czy też poszukiwaniem idealnej formy na zilustrowanie historii, która, jak łatwo się domyślić, rodziła się w bólach i była modyfikowana w intensywnym procesie twórczym.

Ktoś może powiedzieć, że takie igranie z treścią niekoniecznie wyszło scenariuszowi na dobre. Dlatego też "Ksionz" wywołuje ambiwalentne uczucie, za sprawą widocznego rozgraniczenia komiksu na dwie części. Pierwszą, gdzie prym wiedzie kreatywny chaos i ścieranie autorskich koncepcji. Jeżeli ktoś nie przekona się do tej partii opowieści, to niestety album go nie urzeknie. Drugą - gdzie wątki zazębiają się płynnie, bohaterowie mknął przez kadry aż miło, a finał pozostawia spore uczucie niedosytu z uwagi na mroczny cliffhanger.

Nie skreślałbym jednak "Ksionza" z listy albumów, które warto przeczytać. Na jego stronicach możemy podziwiać erupcję graficznych możliwości Marcina Rusteckiego, miksującego kilka technik i dającego upust nieograniczonej wyobraźni. Czerń i biel wylewają się z kadrów, co chwila wzbogacane o intensywne odcienie czerwieni czy żółci, podkreślające atmosferę grozy. Z pozoru niedbałe, szkicowe rysunki zaskakują ilością detali. W kresce legendarnego naczelnego TM-Semic widać fascynację komiksem anglosaskim. Na myśl przychodzą nazwiska Simona Bisleya i Sama Kietha. Brawa należą się także Dominikowi Szcześniakowi, który podążając za wizją rozbuchanego uniwersum zmiennokształtnego demona, bez kompleksów przekroczył wrota horroru, fantasy i s-f – nieco rzadziej goszczących w jego scenariuszach. Nie powinna zatem dziwić chwila potrzebna autorom na dotarcie i znalezienie wspólnego języka. Myślę, że burza mózgów, która wywołała narodziny antybohatera zmierzającego ku nieuchronnej zagładzie, napotkała na drodze nie tyle przeszkody, co wątpliwości twórców, zmagających się z materią opowieści, w celu zwiększenia jej atrakcyjności.

Mając w pamięci akcję przedsprzedaży "Ksionza", stanowiąca być albo nie być dla albumu, można stwierdzić, że autorzy pracowali pod presją. Dobrze się jednak stało, że komiks ujrzał światło dzienne, bowiem publikacja Ważki wyróżnia się na tle oferty rodzimych wydawnictw. Z kolei Marcinowi oraz Dominikowi należą się słowa uznania za podjęty trud i realizację projektu. Jeżeli komuś "Ksionz" przypadnie do gustu, to już nie będzie mu łatwo wyrwać się z tej rąbanki w klimacie postapo, okraszonej delikatną psychodelą, atakiem wiecznie głodnych żywych trupów oraz błyskotliwego humoru. A w tym gatunkowym miszmaszu pozostaje jeszcze tytułowy bohater, o którym wiemy niewiele i niewątpliwie stanowi on interesujący materiał na kontynuację.

Z chęcią przeczytam sequel przygód Ksionza oraz jego kompanów niedoli. Miejmy nadzieję, że autorzy zachowali kilka niespodzianek na drugi tom i niczym Gambit sypnął asem z rękawa, a w ich talii pojawi się nawet Joker. Czekam z niecierpliwością.

Tytuł: „Ksionz”

  • Scenariusz: Dominik Szcześniak
  • Rysunki: Marcin Rustecki
  • Wydawca: Ważka
  • Data wydania 10.2012
  • Stron: 128
  • Format: B5
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Cena: 99 zł

 

Dziękujemy wydawnictwu Ważka za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus